Dzisiaj rozpoczynałam swój pierwszy dzień pracy. Była godzina 15.00. Siedziałam zdenerwowana na kanapie. Dobrze że Demon już wrócił. Jego obecność działała na mnie kojąco. Może to głupie, ale zaczynałam kochać tego psa i obawiałam się dnia w którym Kastiel zabierze go do siebie.
Pożegnałam się z psem i wyszłam z domu.
Pracę zaczynałam dopiero o 16.00, jednak wyjątkowo musiałam przyjść wcześniej, by ktoś uświadomił mnie w wykonywaniu moich obowiązków. Po 15 minutach byłam już na miejscu.
Cały strach już zdążył przeminąć i pewnym krokiem weszłam do środka.
Przywitałam się ze wszystkimi i poszłam do przebieralni. Mój strój stanowiła czarna sukienka do kolana, oraz czerwone wrotki. Początkowo miałam problem ze złapaniem równowagi. Całe szczęście, że Lessy pokazała mi jak jeździć, by nie upaść. Wbrew pozorom, nie było to wcale trudne. Następnie wyszłyśmy z przebieralni i ćwiczyłam jazdę po lokalu. Moim zadaniem było obsługiwanie klientów przy stolikach, pomaganie w porządkach i od czasu do czasu musiałam stanąć za barem. Al pokazał mi jak obsługuje się kasę fiskalną, i w zasadzie byłam już gotowa.
Do środka weszła grupa dziewczyn. Zauważyłam Amber.
- No Miki, twój pierwszy klient- Uśmiechał się Al.
Podjechałam do stolika. Wymusiłam najlepszy uśmiech jaki w życiu potrafiłam zrobić i powiedziałam standardową regułkę.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Nie wierzę w to co widzę- Powiedziała drwiąco Amber.
- Co podać?
- Więc tak, dla mnie będzie sałatka z rukoli, otłuszczona kawa- Mówiła jedna z koleżanek.
- Ja poproszę sałatkę owocową i wodę mineralną niegazowaną z lodem i cytryną.
- To wszystko? Dzielnie zadałam pytanie wszystko notując.
- Tak. Jak się pospieszysz to może dostaniesz napiwek- Dopowiedziała Amber.
Dziewczyny zaczęły się śmiać, a ja jak najszybciej oddaliłam się od ich stolika. Podałam listę z zamówieniem Brunonowi.
- Znasz Ją? Zapytała Lessy
- Niestety tak.
- Chyba nie darzy Cię sympatią- Kontynuowała.
- Uwierz mi ze też jej nie lubię, ale co poradzić.
W lokalu pojawiało się coraz więcej osób. Większość rozpoznałam, gdyż uczęszczałam z nimi na zajęcia.
Nie ukrywam, że było coraz więcej pracy i zaczynałam się nie wyrabiać.
Zamówienie Amber zostało już dawno dostarczone. Blondynka zaczęła krzyczeć na cały lokal. Zainteresowania powodem natychmiast znalazłam się przy jej stoliku.
- Coś się stało? Zapytałam.
- W mojej surówce są robaki! Krzyczała.
Niestety wszyscy dokładnie usłyszeli słowo które wykrzyczała Amber i z niesmakiem spoglądali na swoje potrawy.
Aby ratować sytuację do stolika podszedł Al.
- Panienko. Sałatka wygląda bardzo przyzwoicie, nie widzę tutaj nic niepokojącego- Powiedział.
- Ach, tak! Ale ja jestem pewna tego co widziałam! Prawda dziewczyny? Skierowała się w stronę przyjaciółek, które tylko przytakiwały.
- Skoro tak to oczywiście możemy przygotować nową sałatkę, za którą również będzie musiała Pani zapłacić.
Dziewczyna zrobiła się czerwona jak moje wrotki ze złości, sięgnęła do torebki, by po chwili rzucić na stolik odpowiednią kwotę za zamówione jedzenie.
- To skandal! Z pewnością zgłoszę ten przypadek i na pewno ktoś się wami zajmie!- Krzyczała, a następnie wyszła z lokalu.
- Ech... zawsze to samo, ta smarkula nigdy nie da nam spokoju- Skomentował Al.
- Dlaczego ona to robi? Zapytałam.
- Chociażby dlatego, by nie płacić, to nie pierwszy raz- Odpowiedział.
Musiałam posprzątać stolik. Zaniosłam brudne opakowania po jedzeniu do kontenera na śmieci, który znajdował się na podwórzu. Kiedy wróciłam do lokalu, Al postanowił mnie zmienić i mogłam troszkę odpocząć przy barze. Miałam tylko podawać napoje, koktajle, ewentualnie desery.
Przy ladzie siedziało kilka osób, z którymi rozmawiałam. Pytali jak długo tutaj pracuję i tak dalej. To była całkiem przyjemna pogawędka. Zobaczyłam, że do lokalu wchodzi Kastiel, Lys, Alex, oraz Ronald.
Kiedy tylko mnie zauważyli, podeszli i usiedli przy barze.
- Co ty tutaj robisz? Zapytał Ronald.
- Jak to co? Pracuję.
- Dobra, możesz nam podać cztery piwa?
- Przykro mi, ale nie tutaj nie ma alkoholu.
- A fakt, zapomniałem, w takim razie co proponujesz? Dodał po chwili.
- Może koktajl wieloowocowy?
- Pewnie, czemu nie.
Wymieniliśmy uśmiechy i zabrałam się za przygotowywanie napoi.
Chłopcy nie zwracali na nic uwagi, tylko siedzieli w ciszy. Najpewniej coś ich męczyło.
- Wiecie, teraz jestem tak jakby barmanką, więc chętnie z Wami porozmawiam- Powiedziałam.
- No więc barmanko... co byś zrobiła na naszym miejscu, kiedy twój zespół stracił wokalistę?
- Co masz na myśli Alex? Przecież Lysander jest waszym wokalistą, to w czym problem?
- Lys, powiedz coś- Powiedział Kastiel lekko poklepując przyjaciela.
Lysander spojrzał na mnie, a następnie wypowiedział zdanie bardzo ochrypłym i cichym głosem. Niestety nie zrozumiałam co chciał mi przekazać.
- Mój Boże, co się stało?
- Stracił głos.
- Ale jakim cudem? Dopytywałam.
- Takim, że twój wspaniały przyjaciel poprosił aby nauczyć go growlu- Powiedział Kass.
- Co?! Uczyłeś go growlu?! Przecież dobrze wiedziałeś czym to grozi! Lekko podniosłam głos.
- Nie mam ochoty słuchać twoich kazań!
- Dobra uspokójcie się, najgorsze jest to, że Lysander nie może mówić przez najbliższe trzy tygodnie, a przecież mamy występ w innej szkole na balu jesiennym. Powiedział Alex.
- Kurcze, i co teraz?
- Jeśli nie znajdziemy innego wokalisty, to możemy się pożegnać z występem.
Wszyscy byli załamani. Mogłam sobie tylko wyobrazić co czują. Niestety, czekały mnie dalsze obowiązki. Kiedy wróciłam za bar chłopców już nie było, jedynie Kastiel siedział i pił kolejny koktajl.
- Jeszcze tu jesteś? Zaraz zamykam.
- Czekam na Ciebie- Odpowiedział.
- Na mnie? Lekko się zdziwiłam.
- Jest późno, a z tego co wiem lubisz pakować się w tarapaty, więc wolę bezpiecznie odstawić Cię do domu, i przy okazji sprawdzę czy mój pies jeszcze żyje.
- Ha! Ale to było śmieszne! Zmierzyłam chłopaka wzrokiem.
- Popracuj nad sarkazmem.
Musiałam posprzątać cały lokal. Umyłam podłogi, przetarłam blaty, oraz stoliki. Al i cała reszta załogi wyszła wcześniej, a z racji tego, iż jestem nowa padło na mnie zamykanie baru przez kolejny tydzień. To miłe że tak szybko mi zaufali.
- Długo jeszcze? Niecierpliwił się czerwonowłosy.
- Jak masz jakiś problem, to po prostu wyjdź.
Chłopak spojrzał na mnie i obserwował co też takiego ciekawego robię.
- No dobra skończyłam. Możemy już iść- Powiedziałam po chwili.
Wszystko lśniło czystością. Zamknęłam dokładnie drzwi wejściowe i wsiadłam do samochodu Kassa.
Jechał bardzo szybko dlatego już po chwili znajdowaliśmy się pod moim domem.
Otworzyłam drzwi od mieszkania. Wszystko wydawało się być w porządku.
- Dzięki za pod...
Nie zdążyłam dokończyć. Kass szybko do mnie podszedł i pocałował namiętnie.
- Dobranoc- Wyszeptał mi do ucha.
- Dobranoc.
PS: Może najpierw dobre wiadomości. Chciałabym gorąco polecić blog
http://miloscninja.blogspot.com
Jest fascynujący i koniecznie chciałam go zareklamować :D
A teraz niestety przykra wiadomość...
Na blogu brakuje mi czytelników. Według statystyki coraz mniej osób go odwiedza. Jeśli to się nie zmieni to niestety nie będę dodawać kolejnych rozdziałów i bardzo mi z tego powodu przykro, w szczególności że lubię jak ktoś komentuje i mnie motywuje poprzez pozytywne jak i oczywiście negatywne komentarze. Zależałoby mi na tym, by uległo to zmianie. Nie chciałabym w ten sposób zakończyć opowiadania...
Pozdrawiam Harry.
Archiwum bloga
sobota, 26 stycznia 2013
czwartek, 24 stycznia 2013
Rozdział XV ''Zmiany''
-Ach! wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej! Powiedziałam, kiedy przekraczałam próg swojego domku. Odłożyłam walizki i automatycznie rzuciłam się na kanapę. Niestety moje szczęście nie mogło trwać długo, chociażby z powodu później godziny, którą dostrzegłam na zegarku, oraz faktu, że jutro czekała mnie szkoła.
Kusiło mnie dalsze leżenie i rozmyślanie na sofie, ale musiałam jeszcze rozpakować rzeczy.
Wstając, spojrzałam przez okno. Na podjeździe nie było mojego ukochanego autka, za którym tak bardzo tęskniłam. Było pusto. Kazik zakończył swój żywot, szkoda tylko że nie mogłam się z tym pogodzić.
***
Było wcześnie rano, kiedy obudził mnie telefon.
- Śpisz?
- Kim? Jest 5 nad ranem.
- Tak wiem, ale muszę Ci o tym powiedzieć.
- No więc..? Ponaglałam przyjaciółkę.
- Ja się chyba zakochałam!
- Tylko o tym chciałaś mnie poinformować? Przecież mogłaś to zrobić w szkole..
- Tak, tylko jest jedno ''ale''. Jej głos się załamał.
- Co masz na myśli?
- Bo widzisz, Ja i Lysander to zupełnie dwa inne światy. On, romantyczny, delikatny, uczuciowy. A Ja? Sama do końca nie wiem kim jestem.
- Kim! Nie mów tak! Jesteś najwspanialszą osobą na świecie. Nie masz się czego obawiać, Lys to porządny chłopak, jeśli kocha to na całego! A Ty jesteś najlepszą przyjaciółką, której nigdy nie miałam.
- Dziękuję Miki, chciałam to usłyszeć od Ciebie. Dam Ci już spokój, idź spać. Dobranoc.
- Dobranoc.
Odłożyłam telefon.
- Łatwo jej powiedzieć... Idź spać- Przeklinałam w myślach.
Przewracałam się z boku na bok. Czułam ogromne zmęczenie, lecz nie mogłam zasnąć. Nie miałam wyjścia jak przygotować się do szkoły. Powoli wstałam i zaspanym krokiem weszłam do łazienki. Szybki prysznic w zimniej wodzie natychmiastowo postawił mnie na nogi.
Rozpuściłam włosy, zrobiłam makijaż i założyłam na siebie ciemne rurki, oraz biały sweterek. Niestety za oknem robiło się coraz chłodniej, świadczyło to tylko o nadejściu nowej pory roku, a mianowicie jesieni.
Usiadłam przy oknie. Musiałam zastanowić się nad ostatnimi wydarzeniami pomiędzy mną a Kastielem.
Za to wszystko mogłam obwiniać tylko i wyłącznie siebie. Żałowałam, że tak szybko dałam się podejść.
Po raz kolejny zadzwonił telefon.
- Miki! Jak mogłaś się ze mną nie pożegnać?!
To był głos mojej irytującej matki.
- Nie miałam takiej potrzeby- Odpowiedziałam.
- Ach tak! Skoro traktujesz mnie w taki sposób jestem zmuszona odciąć Cię od gotówki. Nie mam zamiaru płacić za twój dom, szkołę, radź sobie sama!
- Poradzę sobie, cześć! Rzuciłam telefonem o ścianę. Byłam wściekła. Przecież rachunki za szkołę, oraz dom były stanowczo za wysokie.
Pospiesznie wstałam, by naprawić telefon, który rozpadł się na kawałki. Udało mi się tego dokonać bez większych wysiłków. Następnie zadzwoniłam do taty.
- Dzieńdoberek kochanie! Coś się stało?
- Tato, ostatnio nie mam dobrych relacji z mamą i w efekcie chce mnie odciąć od gotówki za dom i szkołę, nie wiem co mam robić.
- Jak to? Przecież inaczej się z nią umawiałem. Kotek, póki co niczym się nie przejmuj, jeszcze dzisiaj z nią o tym porozmawiam, zadzwonię, jak tylko się czegoś dowiem.
- Dziękuję tato.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była godzina 7.30. Najwyższy czas pójść do szkoły. Wyszłam przed dom i odruchowo poszłam w stronę podjazdu.
- No tak, zapomniałam- Wyszeptałam.
Szkoła znajdowała się ok 30 min od mojego domu.
- Może takie spacerki dobrze na mnie podziałają- Rozmyślałam.
Założyłam słuchawki na uszy i słuchałam swojej ulubionej muzyki. Kiedy wróciłam myślami do rzeczywistości znajdowałam się przed budynkiem. Weszłam do środka, przywitałam się z przyjaciółmi, a następnie weszłam do klasy w której miały odbywać się zajęcia. Niestety musieliśmy się dobrać w grupy przez co całą godzinę spędziłam z Kastielem i Natanielem. Nie tak sobie wyobrażałam pracę w grupie. Początkowo zdziwiło mnie, że Kastiel jest w szkole, byłam przekonana, że tego dnia sobie odpuści. .
Spojrzałam na moją grupę. Czułam się bardzo nieswojo.
Pokiwałam głową i wzięłam się za przydzielone nam zadanie. Myślałam że mi w tym pomogą , ale niestety nikt nie miał najmniejszego zamiaru. Podpisałam pracę i oddałam Pani profesor. Następnie zadzwonił dzwonek i mogłam opuścić klasę. .
Wyszłam na dziedziniec. Usiadłam pod moim ulubionym drzewem.
- Buu!
- Leo! Nie strasz mnie tak nigdy więcej.
- Tak wiem, ale nie mogłem się powstrzymać- Odpowiedział.
Przyjaciel usiadł obok mnie.
- Co tak właściwie tutaj robisz? Nie jesteś uczniem, nie możesz tutaj przebywać.
- Musiałem przyjść, bo udało mi się załatwić reklamę z twoim udziałem, pamiętasz? Zapytał Leonard.
- Ach! no tak!
- Wiem, że zapomniałaś, czy coś się stało?
- Znasz kogoś kto mógłby mnie zatrudnić? Zapytałam.
- Szukasz pracy? Był bardzo zdziwiony.
- Tak, pokłóciłam się z mamą która nie chce już opłacać rachunków za dom czy szkołę, więc chciałabym choć odrobinkę zarobić, żeby pomóc tacie. Nie mogę tak siedzieć bezczynnie.
- Rozumiem, kiedy tutaj jechałem widziałem ogłoszenie w sprawie pracy w jednym z barów. Może tam byś mogła spróbować? Zaproponował przyjaciel.
- To dobry pomysł, zaraz po szkole się tam zgłoszę.
- Za reklamę też dostaniesz wynagrodzenie, może nie będzie tego dużo, ale zawsze coś.
- Leo, inaczej się umawialiśmy, miałam w ten sposób odpracować ubrania które dostałam.
- Owszem, tylko to jest reklama w telewizji.
- Co? Byłam pewna, że to będzie kilka zdjęć i już...
- Uruchomiłem kontakty, mam nawet szansę na zorganizowanie pokazu mody.
- Dlaczego o tym nie mówiłeś wcześniej! Leo to ogromna szansa dla Ciebie. Tak się ciesze!
Przytuliłam się do przyjaciela. Jego sukces był także moim sukcesem.
Na dziedziniec wyszedł woźny. Rozglądał się grozie, aż w końcu zobaczył Leonarda.
- Ej Ty! Stój! Krzyczał.
- Jak nie ucieknę to będę mieć kłopoty! Do zobaczenia! Powiedział i zaczął uciekać.
Całkiem komicznie to wglądało kiedy woźny i Leo gonili się po dziedzińcu. Obeszło się bez konsekwencji.
Siedziałam tak jeszcze chwilkę kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje. Bez entuzjazmu wstałam i poszłam na dalsze zajęcia, które niczym mnie zaskoczyły.
***
Po szkole postanowiłam sprawdzić ofertę pracy poleconą przez Leo. Weszłam do środka. Miejsce było całkowicie przyjemnie. Typowe lata 60-te. Podeszłam do starszego człowieka obsługującego za ladą.
- Dzień dobry, co podać?- Zapytał.
- Dzień dobry, w zasadzie jestem tutaj z powodu ogłoszenia...
- To od kiedy możesz zacząć?
- Tak szybko? Myślałam, że nastąpi jakaś rekrutacja...
- Jesteś jedyną osobą która się zgłosiła. Potrafisz jeździć na wrotkach?
- Nie do końca. Odpowiedziałam.
Och, to nic, ktoś Cię nauczy. Zapraszam, przedstawię Cię z resztą załogi.
Dołączyłam do mężczyzny po drugiej stronie lady.
- Więc tak, nazywam się Alesyn Hoff, ale przyjaciele mówią na mnie Al. Jestem właścicielem tego baru. Możesz mówić do mnie jak tylko chcesz, tylko nie szef- Uśmiechał się promiennie.
- Przy kuchni stoi Grand, który jest naszym szefem kuchni, obok niego widzisz jego pomocnika Brunona, a to jest Lessy, nasza kelnerka- Dopowiedział.
Wszyscy przywitali się ze mną a następnie wrócili do swoich obowiązków.
- Jesteś dalej zainteresowana?
- Tak jak najbardziej- Byłam zachwycona.
- W takim razie zapraszam Cię do mojego biura gdzie sporządzimy odpowiednie dokumenty.
Poszłam w kierunku wyznaczonym przez Alesyna.
Trochę to trwało. Pensja wydawała się być rozsądna, pracować miałabym po szkole, oraz w soboty i czasami w niedzielę.
Pożegnałam się z całą załogą i wyszłam przed budynek.
Na dworze było strasznie zimno. Dobiegała godzina 17.00, a robiło się coraz ciemniej. Musiałam jak najszybciej dotrzeć do domu.
Kiedy byłam w połowie drogi zobaczyłam że coś potężnego i wielkiego biegło w moim kierunku. Nim zdążyłam się zorientować co to jest leżałam na chodniku. Szybko się pozbierałam i chciałam pójść dalej, lecz obok mnie siedział ogromny pies lekko powarkując. Zastygłam w bezruchu i czekałam na dalszy rozwój sytuacji. Pies podszedł do mnie, powąchał mnie, a następnie usiadł przy mojej nodze machając lekko ogonem. Był to dobry znak. Uśmiechnęłam się i chciałam już iść, ale psiak zaczął popiskiwać. Podeszłam do niego, pogłaskałam po głowie i w jednej chwili znowu znalazłam się na ziemi, z psem który lizał moją twarz. Kiedy w końcu udało mi się go zrzucić z siebie nie miałam innego wyboru jak zabrać go do siebie. Nie potrafiłabym inaczej.
Kiedy weszliśmy do środka pies wskoczył na moją kanapę. Najwyraźniej już się zadomowił.
Nie wiele myśląc wyciągnęłam miskę z szafki i nasypałam płatków z mlekiem. Niestety nie posiadałam karmy dla psów. Następnie usiadłam na kanapie i zastanawiałam się do kogo pies może należeć. Na jego obroży widniały inicjały K.C oraz DEMON.
- Czyżby to był pies Kastiela? Myślałam na głos.
Pies odruchowo spojrzał na mnie, a następnie wrócił do jedzenia.
- Kastiel? Wypowiedziałam raz jeszcze.
Pies tym razem do mnie podszedł i wskoczył na kanapę.
- A więc jesteś psiakiem Kastiela? Zapytałam.
Pies zaczął warczeć.
- Przepraszam, chciałam powiedzieć PSEM. Jejku, masz taki sam charakter jak twój głupi pan.
Musiałam wykonać telefon do Kastiela. pewnie się martwi, chociaż to nie w jego stylu. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam odpowiedni numer. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam, aż odbierze.
- Widzisz Demon, nawet twój pan Ma Cię..
- Dokończ to co chciałaś powiedzieć! Usłyszałam w odpowiedzi.
- y tak, chciałam powiedzieć... mniejsza! Szukasz może swojego psa? Zapytałam
- Skąd wiesz że mam psa?
- To bydle siedzi na mojej kanapie.
- Daj mi 10 min- Odpowiedział i zakończył połączenie.
Pies cały mnie obserwował siedząc na końcu kanapy, w końcu do mnie podszedł i położył głowę na moich udach. Wyglądał uroczo.
- Demon, do nogi! Usłyszałam po chwili.
- Kastiel, zapamiętaj, że się puka- Odpowiedziałam.
Chłopak tylko spojrzał na mnie poirytowany i po raz drugi próbował przywołać swojego psa.
Demon, spojrzał na niego, a po chwili nie zwracał już na niego uwagi.
- Cholerny pies! Wysyczał czerwonowłosy. Co mu zrobiłaś?!
- Ja?! Nie moja wina, że nie potrafisz nawet zając się psem!
Kastiel wyszedł z domu. Wrócił po 10 minutach.
Usiadł obok nas na kanapie.
- Chyba usłyszał moją rozmowę z mamą- Powiedział.
- To znaczy?
- Nigdy go nie lubiła, w końcu powiedziała, że mam się go pozbyć. Uciekł mi i właśnie go szukałem kiedy zadzwoniłaś. Dziwi mnie tylko fakt jak go zmusiłaś żeby poszedł za Tobą. On nie cierpi obcych i nigdy się tak nie zachowywał.
Lekko się uśmiechnęłam. Spojrzałam na psa, który już spał.
- Mogę Cię prosić o przysługę? Zapytał chłopak.
- Nie nawet o tym nie myśl!
- Proszę- Wyszeptał.
- Nigdy nie miałam psa, co najwyżej szczura, który zdechł, bo zapomniałam go nakarmić- Dodałam po chwili.
- To nie potrwa długo, obiecuję. Wrócę za 20 minut z jego rzeczami i wszystko Ci wytłumaczę. Kastiel pospiesznie wyszedł z mieszkania.
- Super, oczywiście, to nie mogło się zdarzyć nikomu innemu tylko mnie- Powtarzałam w myślach.
Jednakże cała złość mi przeszła kiedy znowu spojrzałam na psa. Swoją drogą nie był taki zły, może na początku było niesympatycznie, ale wydawało się, że mnie polubił, co z pewnością miało swoje dobre strony.
***
- Więc tak. Tutaj jest jego ulubiona karma, podajesz mu ją 2 razy dziennie, rano i wieczorem. Rozumiesz? Pytał czerwonowłosy.
- Nie jestem głupia, żeby nie wiedzieć kiedy podawać karmę- Odpowiedziałam zbulwersowana.
- To się jeszcze okaże- Odpowiedział uśmiechając się, jak zawsze cynicznie.
- Tutaj jest kaganiec. Nie wychodź z nim bez kagańca, chyba, że chcesz mieć na sumieniu jamniki, pudelki, kotki i inne hasające zwierzątka.
- Zostawiasz mordercę pod moim dachem... Kiedyś Ci się odwdzięczę- Wysyczałam.
- Z pewnością... tutaj jest jego obroża, i obowiązkowo gryzak, no chyba, że lubisz zmieniać wyposażenie wnętrz.
- Kastiel!
- Hahah spokojnie, jeśli ma gryzak w pobliżu to nic się nie stanie. To by było na tyle. Zrozumiałaś wszystko?
- Tak.
- Na pewno? Nie lubię się powtarzać- Odpowiedział.
- Idź już bo mnie irytujesz.
- Jakby coś się działo to zadzwoń. Pożegnał się z nami i poszedł najpewniej do domu.
***
Godzina 00.30. Pies leżał na moim łóżku. Za każdym razem, kiedy próbowałam go wyrzucić z pokoju zaczynał warczeć. Bałam się, że mnie ugryzie. Kiedy w końcu pogodziłam się z tym i próbowałam zasnąć, Demon rozpoczął ''koncertowanie'' pod postacią wycia. Nie wytrzymałam. Wstałam z łóżka, zapaliłam lampkę i myślałam co zrobić.
- Demon, czego chcesz? Byłeś na dworze 30 min temu- Powiedziałam do psa.
Koniecznie musiałam zadzwonić do Kastiela.
- Halo? Usłyszałam jego zaspany głos.
- Słyszysz to? Przyłożyłam telefon do Demona, który wył jeszcze głośniej.
- Budzisz mnie po to, żebym mógł usłyszeć swojego psa?
- On tak wyje od 30 min, wydaje mi się, że chyba tęskni.
- Świetnie, porozmawiaj z nim na mój temat, a na pewno mu przejdzie, dobranoc- Usłyszałam w odpowiedzi.
- Kastiel! Po prostu tu przyjdź.
- Zapraszasz mnie do siebie na noc?
- A mam inne wyjście...
***
- Demon, spokój- Krzyknął Kass.
Pies natychmiastowo się uspokoił.
- Więc, idziemy spać? Zapytał czerwonowłosy bardzo zalotnie.
- Tak, jestem już zmęczona, dobranoc. Wyszłam z pokoju.
- Ej, ale ja myślałem... Krzyknął chłopak.
- Hahaha, życzę powodzenia.
Położyłam się na kanapie i przykryłam kocem. Po chwili zasnęłam. Kiedy się obudziłam Kass krzątał się po kuchni, a pies na mnie leżał.
- Demon, zejdź ze mnie! Krzyczałam.
- To kara za to że z nim nie spałaś.
- Z nim czy może z Tobą? Odpowiedziałam.
Nie doczekałam odpowiedzi. Chłopak po chwili znalazł się obok mnie zrzucając psa i siadając obok mnie.
- Która jest godzina? Zapytałam.
- 10.00
- Dlaczego mnie wcześniej nie obudziłeś?! Przecież szkoła...
- Zrobimy sobie dzisiaj wagary.
- I mówisz to z takim epickim spokojem?
- Nie wiń mnie za to, że muszę się mieć na Was oko.
- Nie myśl sobie, że zawsze będziesz u mnie nocować- Odpowiedziałam.
- Już miałem taka nadzieje.
Rzuciłam w Kastiela kapciami bo tylko to miałam pod ręką. Na reakcję nie czekałam długo. Chłopak rzucił się na mnie i zaczął łaskotać i w efekcie tego czynu wylądowaliśmy na podłodze.
- Mogłabyś ze mnie zejść? Powiedział
- Nie, może nie mam takiej ochoty.
- No dobrze.
Znalazłam się pod chłopakiem.
- Zejdź ze mnie- Powiedziałam szczerze się uśmiechając.
- Może nie mam takiej ochoty- Mówiąc to przybliżał się do moich ust.
- Demon! Pomocy! Wykrzyczałam.
Pies kiedy tylko usłyszał swoje imię natychmiastowo ruszył mi z pomocą. Zaczął szczekać, aż w końcu rzucił się na Kassa. W tym momencie mogłam zrobić unik i w końcu wygramoliłam się spod jego ciała. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam jak Kastiel leży powalony na podłodze i przygnieciony Demonem.
Zaczęliśmy się śmiać. Poprawiłam się po wykonanych ''akrobacjach'' i poszłam do kuchni w celu zrobienia śniadania.
Kiedy skończyliśmy jeść postanowiliśmy udać się na spacer. Kastiel mi wręczył smycz ze swoim pupilem.
Na samym początku byłam strasznie dumna, ponieważ Demon zachowywał się bardzo przyzwoicie.
- Stop! Usłyszałam.
Spojrzałam na Kastiela, który podszedł do mnie.
- Kotek na 12.00, Chwyć mocno smycz i udawaj, ze nic się nie dzieje.
- To wcale nie jest takie trudne- Uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Co za entuzjazm... To świadomość, że spędzisz cały dzień ze mną wprawia cię w taki nastrój?
- Chciałbyś. Pokazałam mu język.
Nasza konwersacja zapewne trwała by dłużej, gdyby nie moje rozkojarzenie, które doprowadziło do poluzowania smyczy. Demon z pewnością to wyczuł, szarpnął się mocniej, upuściłam smycz i niestety uciekł.
Stałam zszokowania. Po chwili widziałam jak pies znika za zakrętem.
- I co teraz? Zapytałam.
- Wracamy do Ciebie- odpowiedział Kastiel.
- A pies?
- Wróci....
Kusiło mnie dalsze leżenie i rozmyślanie na sofie, ale musiałam jeszcze rozpakować rzeczy.
Wstając, spojrzałam przez okno. Na podjeździe nie było mojego ukochanego autka, za którym tak bardzo tęskniłam. Było pusto. Kazik zakończył swój żywot, szkoda tylko że nie mogłam się z tym pogodzić.
***
Było wcześnie rano, kiedy obudził mnie telefon.
- Śpisz?
- Kim? Jest 5 nad ranem.
- Tak wiem, ale muszę Ci o tym powiedzieć.
- No więc..? Ponaglałam przyjaciółkę.
- Ja się chyba zakochałam!
- Tylko o tym chciałaś mnie poinformować? Przecież mogłaś to zrobić w szkole..
- Tak, tylko jest jedno ''ale''. Jej głos się załamał.
- Co masz na myśli?
- Bo widzisz, Ja i Lysander to zupełnie dwa inne światy. On, romantyczny, delikatny, uczuciowy. A Ja? Sama do końca nie wiem kim jestem.
- Kim! Nie mów tak! Jesteś najwspanialszą osobą na świecie. Nie masz się czego obawiać, Lys to porządny chłopak, jeśli kocha to na całego! A Ty jesteś najlepszą przyjaciółką, której nigdy nie miałam.
- Dziękuję Miki, chciałam to usłyszeć od Ciebie. Dam Ci już spokój, idź spać. Dobranoc.
- Dobranoc.
Odłożyłam telefon.
- Łatwo jej powiedzieć... Idź spać- Przeklinałam w myślach.
Przewracałam się z boku na bok. Czułam ogromne zmęczenie, lecz nie mogłam zasnąć. Nie miałam wyjścia jak przygotować się do szkoły. Powoli wstałam i zaspanym krokiem weszłam do łazienki. Szybki prysznic w zimniej wodzie natychmiastowo postawił mnie na nogi.
Rozpuściłam włosy, zrobiłam makijaż i założyłam na siebie ciemne rurki, oraz biały sweterek. Niestety za oknem robiło się coraz chłodniej, świadczyło to tylko o nadejściu nowej pory roku, a mianowicie jesieni.
Usiadłam przy oknie. Musiałam zastanowić się nad ostatnimi wydarzeniami pomiędzy mną a Kastielem.
Za to wszystko mogłam obwiniać tylko i wyłącznie siebie. Żałowałam, że tak szybko dałam się podejść.
Po raz kolejny zadzwonił telefon.
- Miki! Jak mogłaś się ze mną nie pożegnać?!
To był głos mojej irytującej matki.
- Nie miałam takiej potrzeby- Odpowiedziałam.
- Ach tak! Skoro traktujesz mnie w taki sposób jestem zmuszona odciąć Cię od gotówki. Nie mam zamiaru płacić za twój dom, szkołę, radź sobie sama!
- Poradzę sobie, cześć! Rzuciłam telefonem o ścianę. Byłam wściekła. Przecież rachunki za szkołę, oraz dom były stanowczo za wysokie.
Pospiesznie wstałam, by naprawić telefon, który rozpadł się na kawałki. Udało mi się tego dokonać bez większych wysiłków. Następnie zadzwoniłam do taty.
- Dzieńdoberek kochanie! Coś się stało?
- Tato, ostatnio nie mam dobrych relacji z mamą i w efekcie chce mnie odciąć od gotówki za dom i szkołę, nie wiem co mam robić.
- Jak to? Przecież inaczej się z nią umawiałem. Kotek, póki co niczym się nie przejmuj, jeszcze dzisiaj z nią o tym porozmawiam, zadzwonię, jak tylko się czegoś dowiem.
- Dziękuję tato.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była godzina 7.30. Najwyższy czas pójść do szkoły. Wyszłam przed dom i odruchowo poszłam w stronę podjazdu.
- No tak, zapomniałam- Wyszeptałam.
Szkoła znajdowała się ok 30 min od mojego domu.
- Może takie spacerki dobrze na mnie podziałają- Rozmyślałam.
Założyłam słuchawki na uszy i słuchałam swojej ulubionej muzyki. Kiedy wróciłam myślami do rzeczywistości znajdowałam się przed budynkiem. Weszłam do środka, przywitałam się z przyjaciółmi, a następnie weszłam do klasy w której miały odbywać się zajęcia. Niestety musieliśmy się dobrać w grupy przez co całą godzinę spędziłam z Kastielem i Natanielem. Nie tak sobie wyobrażałam pracę w grupie. Początkowo zdziwiło mnie, że Kastiel jest w szkole, byłam przekonana, że tego dnia sobie odpuści. .
Spojrzałam na moją grupę. Czułam się bardzo nieswojo.
Pokiwałam głową i wzięłam się za przydzielone nam zadanie. Myślałam że mi w tym pomogą , ale niestety nikt nie miał najmniejszego zamiaru. Podpisałam pracę i oddałam Pani profesor. Następnie zadzwonił dzwonek i mogłam opuścić klasę. .
Wyszłam na dziedziniec. Usiadłam pod moim ulubionym drzewem.
- Buu!
- Leo! Nie strasz mnie tak nigdy więcej.
- Tak wiem, ale nie mogłem się powstrzymać- Odpowiedział.
Przyjaciel usiadł obok mnie.
- Co tak właściwie tutaj robisz? Nie jesteś uczniem, nie możesz tutaj przebywać.
- Musiałem przyjść, bo udało mi się załatwić reklamę z twoim udziałem, pamiętasz? Zapytał Leonard.
- Ach! no tak!
- Wiem, że zapomniałaś, czy coś się stało?
- Znasz kogoś kto mógłby mnie zatrudnić? Zapytałam.
- Szukasz pracy? Był bardzo zdziwiony.
- Tak, pokłóciłam się z mamą która nie chce już opłacać rachunków za dom czy szkołę, więc chciałabym choć odrobinkę zarobić, żeby pomóc tacie. Nie mogę tak siedzieć bezczynnie.
- Rozumiem, kiedy tutaj jechałem widziałem ogłoszenie w sprawie pracy w jednym z barów. Może tam byś mogła spróbować? Zaproponował przyjaciel.
- To dobry pomysł, zaraz po szkole się tam zgłoszę.
- Za reklamę też dostaniesz wynagrodzenie, może nie będzie tego dużo, ale zawsze coś.
- Leo, inaczej się umawialiśmy, miałam w ten sposób odpracować ubrania które dostałam.
- Owszem, tylko to jest reklama w telewizji.
- Co? Byłam pewna, że to będzie kilka zdjęć i już...
- Uruchomiłem kontakty, mam nawet szansę na zorganizowanie pokazu mody.
- Dlaczego o tym nie mówiłeś wcześniej! Leo to ogromna szansa dla Ciebie. Tak się ciesze!
Przytuliłam się do przyjaciela. Jego sukces był także moim sukcesem.
Na dziedziniec wyszedł woźny. Rozglądał się grozie, aż w końcu zobaczył Leonarda.
- Ej Ty! Stój! Krzyczał.
- Jak nie ucieknę to będę mieć kłopoty! Do zobaczenia! Powiedział i zaczął uciekać.
Całkiem komicznie to wglądało kiedy woźny i Leo gonili się po dziedzińcu. Obeszło się bez konsekwencji.
Siedziałam tak jeszcze chwilkę kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje. Bez entuzjazmu wstałam i poszłam na dalsze zajęcia, które niczym mnie zaskoczyły.
***
Po szkole postanowiłam sprawdzić ofertę pracy poleconą przez Leo. Weszłam do środka. Miejsce było całkowicie przyjemnie. Typowe lata 60-te. Podeszłam do starszego człowieka obsługującego za ladą.
- Dzień dobry, co podać?- Zapytał.
- Dzień dobry, w zasadzie jestem tutaj z powodu ogłoszenia...
- To od kiedy możesz zacząć?
- Tak szybko? Myślałam, że nastąpi jakaś rekrutacja...
- Jesteś jedyną osobą która się zgłosiła. Potrafisz jeździć na wrotkach?
- Nie do końca. Odpowiedziałam.
Och, to nic, ktoś Cię nauczy. Zapraszam, przedstawię Cię z resztą załogi.
Dołączyłam do mężczyzny po drugiej stronie lady.
- Więc tak, nazywam się Alesyn Hoff, ale przyjaciele mówią na mnie Al. Jestem właścicielem tego baru. Możesz mówić do mnie jak tylko chcesz, tylko nie szef- Uśmiechał się promiennie.
- Przy kuchni stoi Grand, który jest naszym szefem kuchni, obok niego widzisz jego pomocnika Brunona, a to jest Lessy, nasza kelnerka- Dopowiedział.
Wszyscy przywitali się ze mną a następnie wrócili do swoich obowiązków.
- Jesteś dalej zainteresowana?
- Tak jak najbardziej- Byłam zachwycona.
- W takim razie zapraszam Cię do mojego biura gdzie sporządzimy odpowiednie dokumenty.
Poszłam w kierunku wyznaczonym przez Alesyna.
Trochę to trwało. Pensja wydawała się być rozsądna, pracować miałabym po szkole, oraz w soboty i czasami w niedzielę.
Pożegnałam się z całą załogą i wyszłam przed budynek.
Na dworze było strasznie zimno. Dobiegała godzina 17.00, a robiło się coraz ciemniej. Musiałam jak najszybciej dotrzeć do domu.
Kiedy byłam w połowie drogi zobaczyłam że coś potężnego i wielkiego biegło w moim kierunku. Nim zdążyłam się zorientować co to jest leżałam na chodniku. Szybko się pozbierałam i chciałam pójść dalej, lecz obok mnie siedział ogromny pies lekko powarkując. Zastygłam w bezruchu i czekałam na dalszy rozwój sytuacji. Pies podszedł do mnie, powąchał mnie, a następnie usiadł przy mojej nodze machając lekko ogonem. Był to dobry znak. Uśmiechnęłam się i chciałam już iść, ale psiak zaczął popiskiwać. Podeszłam do niego, pogłaskałam po głowie i w jednej chwili znowu znalazłam się na ziemi, z psem który lizał moją twarz. Kiedy w końcu udało mi się go zrzucić z siebie nie miałam innego wyboru jak zabrać go do siebie. Nie potrafiłabym inaczej.
Kiedy weszliśmy do środka pies wskoczył na moją kanapę. Najwyraźniej już się zadomowił.
Nie wiele myśląc wyciągnęłam miskę z szafki i nasypałam płatków z mlekiem. Niestety nie posiadałam karmy dla psów. Następnie usiadłam na kanapie i zastanawiałam się do kogo pies może należeć. Na jego obroży widniały inicjały K.C oraz DEMON.
- Czyżby to był pies Kastiela? Myślałam na głos.
Pies odruchowo spojrzał na mnie, a następnie wrócił do jedzenia.
- Kastiel? Wypowiedziałam raz jeszcze.
Pies tym razem do mnie podszedł i wskoczył na kanapę.
- A więc jesteś psiakiem Kastiela? Zapytałam.
Pies zaczął warczeć.
- Przepraszam, chciałam powiedzieć PSEM. Jejku, masz taki sam charakter jak twój głupi pan.
Musiałam wykonać telefon do Kastiela. pewnie się martwi, chociaż to nie w jego stylu. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam odpowiedni numer. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam, aż odbierze.
- Widzisz Demon, nawet twój pan Ma Cię..
- Dokończ to co chciałaś powiedzieć! Usłyszałam w odpowiedzi.
- y tak, chciałam powiedzieć... mniejsza! Szukasz może swojego psa? Zapytałam
- Skąd wiesz że mam psa?
- To bydle siedzi na mojej kanapie.
- Daj mi 10 min- Odpowiedział i zakończył połączenie.
Pies cały mnie obserwował siedząc na końcu kanapy, w końcu do mnie podszedł i położył głowę na moich udach. Wyglądał uroczo.
- Demon, do nogi! Usłyszałam po chwili.
- Kastiel, zapamiętaj, że się puka- Odpowiedziałam.
Chłopak tylko spojrzał na mnie poirytowany i po raz drugi próbował przywołać swojego psa.
Demon, spojrzał na niego, a po chwili nie zwracał już na niego uwagi.
- Cholerny pies! Wysyczał czerwonowłosy. Co mu zrobiłaś?!
- Ja?! Nie moja wina, że nie potrafisz nawet zając się psem!
Kastiel wyszedł z domu. Wrócił po 10 minutach.
Usiadł obok nas na kanapie.
- Chyba usłyszał moją rozmowę z mamą- Powiedział.
- To znaczy?
- Nigdy go nie lubiła, w końcu powiedziała, że mam się go pozbyć. Uciekł mi i właśnie go szukałem kiedy zadzwoniłaś. Dziwi mnie tylko fakt jak go zmusiłaś żeby poszedł za Tobą. On nie cierpi obcych i nigdy się tak nie zachowywał.
Lekko się uśmiechnęłam. Spojrzałam na psa, który już spał.
- Mogę Cię prosić o przysługę? Zapytał chłopak.
- Nie nawet o tym nie myśl!
- Proszę- Wyszeptał.
- Nigdy nie miałam psa, co najwyżej szczura, który zdechł, bo zapomniałam go nakarmić- Dodałam po chwili.
- To nie potrwa długo, obiecuję. Wrócę za 20 minut z jego rzeczami i wszystko Ci wytłumaczę. Kastiel pospiesznie wyszedł z mieszkania.
- Super, oczywiście, to nie mogło się zdarzyć nikomu innemu tylko mnie- Powtarzałam w myślach.
Jednakże cała złość mi przeszła kiedy znowu spojrzałam na psa. Swoją drogą nie był taki zły, może na początku było niesympatycznie, ale wydawało się, że mnie polubił, co z pewnością miało swoje dobre strony.
***
- Więc tak. Tutaj jest jego ulubiona karma, podajesz mu ją 2 razy dziennie, rano i wieczorem. Rozumiesz? Pytał czerwonowłosy.
- Nie jestem głupia, żeby nie wiedzieć kiedy podawać karmę- Odpowiedziałam zbulwersowana.
- To się jeszcze okaże- Odpowiedział uśmiechając się, jak zawsze cynicznie.
- Tutaj jest kaganiec. Nie wychodź z nim bez kagańca, chyba, że chcesz mieć na sumieniu jamniki, pudelki, kotki i inne hasające zwierzątka.
- Zostawiasz mordercę pod moim dachem... Kiedyś Ci się odwdzięczę- Wysyczałam.
- Z pewnością... tutaj jest jego obroża, i obowiązkowo gryzak, no chyba, że lubisz zmieniać wyposażenie wnętrz.
- Kastiel!
- Hahah spokojnie, jeśli ma gryzak w pobliżu to nic się nie stanie. To by było na tyle. Zrozumiałaś wszystko?
- Tak.
- Na pewno? Nie lubię się powtarzać- Odpowiedział.
- Idź już bo mnie irytujesz.
- Jakby coś się działo to zadzwoń. Pożegnał się z nami i poszedł najpewniej do domu.
***
Godzina 00.30. Pies leżał na moim łóżku. Za każdym razem, kiedy próbowałam go wyrzucić z pokoju zaczynał warczeć. Bałam się, że mnie ugryzie. Kiedy w końcu pogodziłam się z tym i próbowałam zasnąć, Demon rozpoczął ''koncertowanie'' pod postacią wycia. Nie wytrzymałam. Wstałam z łóżka, zapaliłam lampkę i myślałam co zrobić.
- Demon, czego chcesz? Byłeś na dworze 30 min temu- Powiedziałam do psa.
Koniecznie musiałam zadzwonić do Kastiela.
- Halo? Usłyszałam jego zaspany głos.
- Słyszysz to? Przyłożyłam telefon do Demona, który wył jeszcze głośniej.
- Budzisz mnie po to, żebym mógł usłyszeć swojego psa?
- On tak wyje od 30 min, wydaje mi się, że chyba tęskni.
- Świetnie, porozmawiaj z nim na mój temat, a na pewno mu przejdzie, dobranoc- Usłyszałam w odpowiedzi.
- Kastiel! Po prostu tu przyjdź.
- Zapraszasz mnie do siebie na noc?
- A mam inne wyjście...
***
- Demon, spokój- Krzyknął Kass.
Pies natychmiastowo się uspokoił.
- Więc, idziemy spać? Zapytał czerwonowłosy bardzo zalotnie.
- Tak, jestem już zmęczona, dobranoc. Wyszłam z pokoju.
- Ej, ale ja myślałem... Krzyknął chłopak.
- Hahaha, życzę powodzenia.
Położyłam się na kanapie i przykryłam kocem. Po chwili zasnęłam. Kiedy się obudziłam Kass krzątał się po kuchni, a pies na mnie leżał.
- Demon, zejdź ze mnie! Krzyczałam.
- To kara za to że z nim nie spałaś.
- Z nim czy może z Tobą? Odpowiedziałam.
Nie doczekałam odpowiedzi. Chłopak po chwili znalazł się obok mnie zrzucając psa i siadając obok mnie.
- Która jest godzina? Zapytałam.
- 10.00
- Dlaczego mnie wcześniej nie obudziłeś?! Przecież szkoła...
- Zrobimy sobie dzisiaj wagary.
- I mówisz to z takim epickim spokojem?
- Nie wiń mnie za to, że muszę się mieć na Was oko.
- Nie myśl sobie, że zawsze będziesz u mnie nocować- Odpowiedziałam.
- Już miałem taka nadzieje.
Rzuciłam w Kastiela kapciami bo tylko to miałam pod ręką. Na reakcję nie czekałam długo. Chłopak rzucił się na mnie i zaczął łaskotać i w efekcie tego czynu wylądowaliśmy na podłodze.
- Mogłabyś ze mnie zejść? Powiedział
- Nie, może nie mam takiej ochoty.
- No dobrze.
Znalazłam się pod chłopakiem.
- Zejdź ze mnie- Powiedziałam szczerze się uśmiechając.
- Może nie mam takiej ochoty- Mówiąc to przybliżał się do moich ust.
- Demon! Pomocy! Wykrzyczałam.
Pies kiedy tylko usłyszał swoje imię natychmiastowo ruszył mi z pomocą. Zaczął szczekać, aż w końcu rzucił się na Kassa. W tym momencie mogłam zrobić unik i w końcu wygramoliłam się spod jego ciała. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam jak Kastiel leży powalony na podłodze i przygnieciony Demonem.
Zaczęliśmy się śmiać. Poprawiłam się po wykonanych ''akrobacjach'' i poszłam do kuchni w celu zrobienia śniadania.
Kiedy skończyliśmy jeść postanowiliśmy udać się na spacer. Kastiel mi wręczył smycz ze swoim pupilem.
Na samym początku byłam strasznie dumna, ponieważ Demon zachowywał się bardzo przyzwoicie.
- Stop! Usłyszałam.
Spojrzałam na Kastiela, który podszedł do mnie.
- Kotek na 12.00, Chwyć mocno smycz i udawaj, ze nic się nie dzieje.
- To wcale nie jest takie trudne- Uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Co za entuzjazm... To świadomość, że spędzisz cały dzień ze mną wprawia cię w taki nastrój?
- Chciałbyś. Pokazałam mu język.
Nasza konwersacja zapewne trwała by dłużej, gdyby nie moje rozkojarzenie, które doprowadziło do poluzowania smyczy. Demon z pewnością to wyczuł, szarpnął się mocniej, upuściłam smycz i niestety uciekł.
Stałam zszokowania. Po chwili widziałam jak pies znika za zakrętem.
- I co teraz? Zapytałam.
- Wracamy do Ciebie- odpowiedział Kastiel.
- A pies?
- Wróci....
niedziela, 20 stycznia 2013
Rozdział XIV ''Ślub''
Obudził mnie straszny hałas. Najpewniej dobiegał z ogrodu, gdzie trwały przygotowania do ślubu. Pospiesznie wstałam z łóżka. Z wczorajszego wieczoru pozostały pewne kwestie do wyjaśnienia, chociażby moje zbulwersowanie na Lysandra. Było mi strasznie przykro, że tak go potraktowałam. Nic nie tłumaczyło mojego zachowania. Narzuciłam na siebie szlafrok i nie czekając dłużej wyszłam, by poszukać białowłosego. Zamknęłam pokój i natychmiastowo podeszłam pod drzwi jego sypialni. Po ciele przechodziły mnie dreszcze.
- Co jeśli mi nie wybaczy? Pomyślałam.
Zapukałam do drzwi, a po chwili usłyszałam aksamitny głos mówiący '' Proszę wejść''
Chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Zauważyłam, iż mój przyjaciel siedzi na tarasie, podeszłam do niego i usiadłam obok.
- Lysander.. Tak bardzo Cię...
- Ciii, nic nie mów. Nie jestem na Ciebie zły- Odpowiedział spokojnie.
- To nie tłumaczy mojego nieodpowiedniego zachowania- Wyszeptałam.
Poczułam, że łzy spływają mi po policzku. Spuściłam głowę i zaczęłam szlochać coraz bardziej.
Mój przyjaciel nie czekał długo i natychmiast mnie przytulił.
- Lys, przepraszam, Ja nie wiem co we mnie wczoraj wstąpiło
- Wszystko rozumiem, proszę nie płacz, nie mogę patrzeć jak moja przyjaciółka płacze.
Białowłosy wyciągnął swoją białą, jedwabną chusteczkę którą otarł moje łzy z twarzy. Spojrzałam na niego, ucieszyłam się kiedy zobaczyłam jego piękny uśmiech. Pogłaskał mnie po głowie i przytulił do siebie. Siedzieliśmy w ciszy i obserwowaliśmy trwające przygotowania w ogrodzie.
- Nie wiem czy to odpowiedni moment, ale muszę Ci coś powiedzieć- Powiedział Lys.
- Coś się stało?
- Posłuchaj... pamiętasz jak mówiłaś, że wysłałaś listy do mnie i Leo, kiedy się przeprowadziliśmy?
- No tak, nie pamiętam ile ich dokładnie było, średnio wysyłałam je co tydzień.- Odpowiedziałam.
- Znalazłem je.
- Jak to? Zapytałam zdziwiona.
Chłopak wstał i poszedł do swojego pokoju. Po chwili wrócił z metalowym pudełkiem które mi wręczył.
- Proszę, otwórz to- Powiedział.
Nie wiedziałam czego mam się spodziewać, ale kiedy otworzyłam pudełko zobaczyłam swoje listy, które powinny zostać wysłane do moich przyjaciół.
- Rozumiesz coś z tego? Zapytałam.
- Teoretycznie tak, tylko nie chciałbym Cię teraz martwić, w szczególności przed uroczystością- Odpowiedział.
- Czy to ma związek z moją matką?
- Najpewniej tak...
Nie wiele myśląc wstałam, złapałam Lysa za rękę i wybiegliśmy z pokoju, by znaleźć moją mamę, która potrafiłaby to wszystko w racjonalny sposób wytłumaczyć. Weszliśmy do sypialni rodzicielki. Była ubrana w suknię ślubną, a dookoła niej trwały ostatnie przygotowania.
- Córko, dlaczego nie jesteś gotowa? Zapytała zirytowana.
- Mam ważniejsze sprawy na głowie. Chociażby to pudełko.
Wypowiadając to rzuciłam je na łóżko.
- Co to jest? Zapytała
- To ja się powinnam zapytać co to jest... Dlaczego moje listy nigdy nie zostały wysłane?!
- Kochanie, ale o czym Ty mówisz... Przecież osobiście wrzucałam je do skrzynki na listy.
- Mamo, błagam Cię, daruj sobie tylko powiedz prawdę.
- No dobrze... Nie podobało mi się to w jaki sposób okazujecie sobie przyjaźń- Odpowiedziała bez większego entuzjazmu.
- Słucham? Co masz na myśli?- Zaskoczyła mnie swoją odpowiedzią.
- No po prostu obawiałam się tego, iż mogło by coś między wami zaiskrzyć.
- Mamo, o czym ty do cholery mówisz?!
- Nie przeklinaj w mojej obecności! To brak szacunku! Krzyczała kobieta.
- Widzę, że dalsza część konwersacji nie ma najmniejszego sensu. Chodź Lysander
- Miki wracaj tutaj natychmiast!
Nie chciałam już z nią rozmawiać, dlatego też opuściliśmy jej pokój i wróciliśmy do mojej sypialni.
- Co masz zamiar z tym zrobić? Zapytał troskliwie przyjaciel.
- Nic a nic. Udowodniła mi jak bardzo potrafi być podła. Całe szczęście, że wieczorem wracamy do domu. Przyjaciel podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
W tym momencie do mojego pokoju wpadły dziewczyny. Inaczej nie można było tego nazwać.
- Wybacz Lys, ale zaraz uroczystość, a Miki jak zawsze niegotowa- Powiedziała Rozalia.
Białowłosy zaczął się śmiać, niestety nie zdążył nic powiedzieć, kiedy dziewczyny wyrzuciły go z pokoju.
- Miki! Jesteś okropna. Zaraz wszystko się zacznie, Ubieraj się szybko- Krzyczała Kim
W zasadzie miała rację. Zawsze dotrzymuję obietnicy, więc na uroczystości niestety musiałam być.
Poszłam do łazienki, wykąpałam się. Violetta zakręciła mi włosy które lekko podpięła do góry. Robiła to z wielką precyzją. Rozalia z Kim prasowały moją sukienkę, którą już po chwili mogłam założyć. Była do kolana składająca się z czarnego wiązanego gorsetu, natomiast dół wykonany był z białej koronki. Założyłam czarne buty, a przy sobie miałam białą kopertówkę.
Zdążyłam jeszcze wykonać lekki makijaż. Kiedy opuściłam łazienkę zobaczyłam, że dziewczyny pakują resztę moim rzeczy. Zaraz po ceremonii musieliśmy się udać na lotnisko. Tak bardzo chciałam wyjechać i wrócić do swojego domu.
- Dziewczyny, jesteście już gotowe? Usłyszałyśmy głos Alexa pod drzwiami.
- Tak, już wychodzimy- Odpowiedziała Viol.
Wyszłyśmy z pokoju. Każdy ''porwał'' swoją partnerkę, widziałam spojrzenia Kastiela. Chyba oboje nie wiedzieliśmy jak się zachowywać w stosunku do siebie.
Udawać, że nic się nie stało? Nie do końca wiedziałam co z tym faktem zrobić.
Schodziliśmy po schodach. Poczułam bardzo silny ból w nodze. Złapałam się barierki i czekałam, aż przejdzie.
- Miki, wszystko w porządku? Zapytał Leo.
- Tak, tak. Muszę tylko odpocząć, zaraz do Was dołączę- Wysyczałam.
- Zmęczyłaś się schodząc po schodach? Zapytał Kastiel.
Spojrzałam na niego, jednak nie miałam siły na udzielenie odpowiedzi.
Chłopak złapał mnie za rękę i kazał usiąść na schodach, co też uczyniłam. Następnie czerwonowłosy zdjął moje buty, które odrzucił na bok, a zamiast nich włożył balerinki.
- Proszę połknij to- Powiedział.
- Co to jest?
- Tabletka gwałtu- Odpowiedział uśmiechając się łobuzersko.
- Będzie Ci po tym lepiej- Dodał po chwili.
Zaryzykowałam i wzięłam pigułkę. Postanowiłam się podnieść,jednak wyglądało to dosyć komicznie, kiedy próbowałam zejść ze schodów. Kastiel spojrzał na mnie, mruczał coś pod nosem, a po chwili wziął mnie na ręce.
- Potrafię sobie radzić sama- Powiedziałam.
- Tak, przed chwilą pokazałaś jak bardzo.
Dołączyliśmy do reszty.
- Możesz już chodzić? Zapytał czule.
- Chyba nie będę miała wyjścia.
Kass delikatnie postawił mnie na ziemi. Jednak cały ten czas musiałam się go podtrzymywać, by nie upaść.
- Miki, może pójdę po kule? Zapytał Lys.
- Nie nie trzeba, zaraz mi przejdzie, to pewnie chwilowe.
- Jesteś strasznie blada- Powiedziała Kim.
- Spokojnie zaopiekuję się nią- Odpowiedział czerwonowłosy.
Wyszliśmy na zewnątrz i udaliśmy się do ogrodu. Najwidoczniej byli już wszyscy. Moje miejsce wyznaczone było obok Nataniela, natomiast Kastiel musiał siedzieć obok Amber. Reszta siedziała bardziej z tyłu. Usłyszeliśmy dźwięk marszu weselnego i wszyscy wstaliśmy. Po chwili ujrzeliśmy moją mamę, która dumnie kroczyła po ścieżce usypanej z czerwonych płatków róż. Na samym końcu czekał Antonio.
Dalsza część ceremonii przebiegała bezproblemowo. Wszyscy goście przeszli do sali balowej, gdzie grała już muzyka, a kelnerzy rozdawali szampana.
- Na nas już chyba czas. Pożegnaj się z mamą- Powiedział czerwonowłosy.
- Nie, nie będę jej przeszkadzać, chodźmy już- Uśmiechnęłam się do chłopaka i podeszliśmy do limuzyny w której czekała na nas cała reszta.
Ostatni raz spojrzałam na piękną willę. Miałam nadzieje, że widzę Ją ostatni raz.
- Mamo, chcę żebyś do końca życia była szczęśliwa- Pomyślałam.
PS: TAKI MALUTKI BONUSIK <3
Pozdrawiam Harry ;)
- Co jeśli mi nie wybaczy? Pomyślałam.
Zapukałam do drzwi, a po chwili usłyszałam aksamitny głos mówiący '' Proszę wejść''
Chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Zauważyłam, iż mój przyjaciel siedzi na tarasie, podeszłam do niego i usiadłam obok.
- Lysander.. Tak bardzo Cię...
- Ciii, nic nie mów. Nie jestem na Ciebie zły- Odpowiedział spokojnie.
- To nie tłumaczy mojego nieodpowiedniego zachowania- Wyszeptałam.
Poczułam, że łzy spływają mi po policzku. Spuściłam głowę i zaczęłam szlochać coraz bardziej.
Mój przyjaciel nie czekał długo i natychmiast mnie przytulił.
- Lys, przepraszam, Ja nie wiem co we mnie wczoraj wstąpiło
- Wszystko rozumiem, proszę nie płacz, nie mogę patrzeć jak moja przyjaciółka płacze.
Białowłosy wyciągnął swoją białą, jedwabną chusteczkę którą otarł moje łzy z twarzy. Spojrzałam na niego, ucieszyłam się kiedy zobaczyłam jego piękny uśmiech. Pogłaskał mnie po głowie i przytulił do siebie. Siedzieliśmy w ciszy i obserwowaliśmy trwające przygotowania w ogrodzie.
- Nie wiem czy to odpowiedni moment, ale muszę Ci coś powiedzieć- Powiedział Lys.
- Coś się stało?
- Posłuchaj... pamiętasz jak mówiłaś, że wysłałaś listy do mnie i Leo, kiedy się przeprowadziliśmy?
- No tak, nie pamiętam ile ich dokładnie było, średnio wysyłałam je co tydzień.- Odpowiedziałam.
- Znalazłem je.
- Jak to? Zapytałam zdziwiona.
Chłopak wstał i poszedł do swojego pokoju. Po chwili wrócił z metalowym pudełkiem które mi wręczył.
- Proszę, otwórz to- Powiedział.
Nie wiedziałam czego mam się spodziewać, ale kiedy otworzyłam pudełko zobaczyłam swoje listy, które powinny zostać wysłane do moich przyjaciół.
- Rozumiesz coś z tego? Zapytałam.
- Teoretycznie tak, tylko nie chciałbym Cię teraz martwić, w szczególności przed uroczystością- Odpowiedział.
- Czy to ma związek z moją matką?
- Najpewniej tak...
Nie wiele myśląc wstałam, złapałam Lysa za rękę i wybiegliśmy z pokoju, by znaleźć moją mamę, która potrafiłaby to wszystko w racjonalny sposób wytłumaczyć. Weszliśmy do sypialni rodzicielki. Była ubrana w suknię ślubną, a dookoła niej trwały ostatnie przygotowania.
- Córko, dlaczego nie jesteś gotowa? Zapytała zirytowana.
- Mam ważniejsze sprawy na głowie. Chociażby to pudełko.
Wypowiadając to rzuciłam je na łóżko.
- Co to jest? Zapytała
- To ja się powinnam zapytać co to jest... Dlaczego moje listy nigdy nie zostały wysłane?!
- Kochanie, ale o czym Ty mówisz... Przecież osobiście wrzucałam je do skrzynki na listy.
- Mamo, błagam Cię, daruj sobie tylko powiedz prawdę.
- No dobrze... Nie podobało mi się to w jaki sposób okazujecie sobie przyjaźń- Odpowiedziała bez większego entuzjazmu.
- Słucham? Co masz na myśli?- Zaskoczyła mnie swoją odpowiedzią.
- No po prostu obawiałam się tego, iż mogło by coś między wami zaiskrzyć.
- Mamo, o czym ty do cholery mówisz?!
- Nie przeklinaj w mojej obecności! To brak szacunku! Krzyczała kobieta.
- Widzę, że dalsza część konwersacji nie ma najmniejszego sensu. Chodź Lysander
- Miki wracaj tutaj natychmiast!
Nie chciałam już z nią rozmawiać, dlatego też opuściliśmy jej pokój i wróciliśmy do mojej sypialni.
- Co masz zamiar z tym zrobić? Zapytał troskliwie przyjaciel.
- Nic a nic. Udowodniła mi jak bardzo potrafi być podła. Całe szczęście, że wieczorem wracamy do domu. Przyjaciel podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
W tym momencie do mojego pokoju wpadły dziewczyny. Inaczej nie można było tego nazwać.
- Wybacz Lys, ale zaraz uroczystość, a Miki jak zawsze niegotowa- Powiedziała Rozalia.
Białowłosy zaczął się śmiać, niestety nie zdążył nic powiedzieć, kiedy dziewczyny wyrzuciły go z pokoju.
- Miki! Jesteś okropna. Zaraz wszystko się zacznie, Ubieraj się szybko- Krzyczała Kim
W zasadzie miała rację. Zawsze dotrzymuję obietnicy, więc na uroczystości niestety musiałam być.
Poszłam do łazienki, wykąpałam się. Violetta zakręciła mi włosy które lekko podpięła do góry. Robiła to z wielką precyzją. Rozalia z Kim prasowały moją sukienkę, którą już po chwili mogłam założyć. Była do kolana składająca się z czarnego wiązanego gorsetu, natomiast dół wykonany był z białej koronki. Założyłam czarne buty, a przy sobie miałam białą kopertówkę.
Zdążyłam jeszcze wykonać lekki makijaż. Kiedy opuściłam łazienkę zobaczyłam, że dziewczyny pakują resztę moim rzeczy. Zaraz po ceremonii musieliśmy się udać na lotnisko. Tak bardzo chciałam wyjechać i wrócić do swojego domu.
- Dziewczyny, jesteście już gotowe? Usłyszałyśmy głos Alexa pod drzwiami.
- Tak, już wychodzimy- Odpowiedziała Viol.
Wyszłyśmy z pokoju. Każdy ''porwał'' swoją partnerkę, widziałam spojrzenia Kastiela. Chyba oboje nie wiedzieliśmy jak się zachowywać w stosunku do siebie.
Udawać, że nic się nie stało? Nie do końca wiedziałam co z tym faktem zrobić.
Schodziliśmy po schodach. Poczułam bardzo silny ból w nodze. Złapałam się barierki i czekałam, aż przejdzie.
- Miki, wszystko w porządku? Zapytał Leo.
- Tak, tak. Muszę tylko odpocząć, zaraz do Was dołączę- Wysyczałam.
- Zmęczyłaś się schodząc po schodach? Zapytał Kastiel.
Spojrzałam na niego, jednak nie miałam siły na udzielenie odpowiedzi.
Chłopak złapał mnie za rękę i kazał usiąść na schodach, co też uczyniłam. Następnie czerwonowłosy zdjął moje buty, które odrzucił na bok, a zamiast nich włożył balerinki.
- Proszę połknij to- Powiedział.
- Co to jest?
- Tabletka gwałtu- Odpowiedział uśmiechając się łobuzersko.
- Będzie Ci po tym lepiej- Dodał po chwili.
Zaryzykowałam i wzięłam pigułkę. Postanowiłam się podnieść,jednak wyglądało to dosyć komicznie, kiedy próbowałam zejść ze schodów. Kastiel spojrzał na mnie, mruczał coś pod nosem, a po chwili wziął mnie na ręce.
- Potrafię sobie radzić sama- Powiedziałam.
- Tak, przed chwilą pokazałaś jak bardzo.
Dołączyliśmy do reszty.
- Możesz już chodzić? Zapytał czule.
- Chyba nie będę miała wyjścia.
Kass delikatnie postawił mnie na ziemi. Jednak cały ten czas musiałam się go podtrzymywać, by nie upaść.
- Miki, może pójdę po kule? Zapytał Lys.
- Nie nie trzeba, zaraz mi przejdzie, to pewnie chwilowe.
- Jesteś strasznie blada- Powiedziała Kim.
- Spokojnie zaopiekuję się nią- Odpowiedział czerwonowłosy.
Wyszliśmy na zewnątrz i udaliśmy się do ogrodu. Najwidoczniej byli już wszyscy. Moje miejsce wyznaczone było obok Nataniela, natomiast Kastiel musiał siedzieć obok Amber. Reszta siedziała bardziej z tyłu. Usłyszeliśmy dźwięk marszu weselnego i wszyscy wstaliśmy. Po chwili ujrzeliśmy moją mamę, która dumnie kroczyła po ścieżce usypanej z czerwonych płatków róż. Na samym końcu czekał Antonio.
Dalsza część ceremonii przebiegała bezproblemowo. Wszyscy goście przeszli do sali balowej, gdzie grała już muzyka, a kelnerzy rozdawali szampana.
- Na nas już chyba czas. Pożegnaj się z mamą- Powiedział czerwonowłosy.
- Nie, nie będę jej przeszkadzać, chodźmy już- Uśmiechnęłam się do chłopaka i podeszliśmy do limuzyny w której czekała na nas cała reszta.
Ostatni raz spojrzałam na piękną willę. Miałam nadzieje, że widzę Ją ostatni raz.
- Mamo, chcę żebyś do końca życia była szczęśliwa- Pomyślałam.
PS: TAKI MALUTKI BONUSIK <3
Pozdrawiam Harry ;)
sobota, 19 stycznia 2013
Rozdział XIII ''Potęga uczuć''
PERSPEKTYWA MIKI:
- Mała! może skusisz się na jeszcze jednego drinka?
- Z miłą chęcią! Odpowiedziałam zalotnie.
Zabawa w klubie wyglądała rewelacyjnie. Postanowiłam improwizować i iść na całość. Nie przejmowałam się chłopcami, którzy dziwnie przyglądali się całej zaistniałej sytuacji. Ja tylko siedziałam przy barze konsumując kolejne rodzaje drinków razem z przyjaciółkami. oraz nowo poznanym Ethanem.
- Ethan! Dlaczego robisz to swojej dziewczynie? Zapytałam przybliżając się do ucha chłopaka.
- Byłej dziewczynie.. Kochanie! Siedzi w niebieskiej sukience na samym końcu. Widzisz Ją?
- No tak. Odpowiedziałam.
- A więc właśnie, teraz przyjrzyj się osobom które siedzą razem z nią.
- Samo grono mężczyzn, nic nadzwyczajnego.
- Właśnie! Grono mężczyzn, skoro ona może robić to mnie, to dlaczego Ja nie mogę zrobić tego samego? Zapytał mnie zielonooki mężczyzna.
- Chcesz przebywać w towarzystwie mężczyzn? Zapytałam.
- Chłopak zaczął się śmiać. Właśnie teraz dotarło do mnie co powiedziałam.
- Wystarczy mi twoje towarzystwo i twoich koleżanek. Odpowiedział uroczo. To jak... Zgodzisz się udawać moją dziewczynę przez ten wieczór?
Musiałam się nad tym sowicie zastanowić. W klubie znajdował się mój ''były chłopak'' Mogłabym zrobić mu na złość, gdyż bardzo tego pragnęłam, ale nie należę do osób, które załatwiają sprawy w taki sposób. To by o mnie bardzo źle świadczyło. Powoli docierało do mnie co tak właściwie robię. Siedzę przy barze, piję i do tego rozmawiam zalotnie z mężczyznami. To tylko i wyłącznie świadczyło o moim podłym zachowaniu.i nieodpowiedzialności. Nie chciałam być tak spostrzegana.
- Widzisz Ethan, to bardzo kusząca propozycja, ale to chyba kiepski pomysł.
- Ach, teraz rozumiem.
- Co masz na myśli? Zapytałam.
- Miałaś okazję pocałować mnie aż razy a jednak tego nie zrobiłaś, masz ogromny szacunek do siebie jak i innych. Podziwiam to, gdyż teraz ciężko spotkać dziewczynę z takim charakterem jak ty.
- Dziękuję to bardzo miłe- Uśmiechnęłam się szczerze do chłopaka.
- No tak... tylko jest jedno ''ale''
Albo Ci się nie podobam, albo jest ktoś inny- Powiedział. Stawiam na opcję drugą, więc powiedz który złamał Ci serduszko.
- Ale... ale skąd? Poczułam zdegustowanie.
- Hahaha, Podczas naszej rozmowy zadawałem Ci tak banalne pytania przez które dowiedziałem się tego i owego na twój temat. Może gdybyś nie była pijana nie dałabyś się złapać w pułapkę- odpowiedział zalotnie. No więc? Jaka jest twoja historia?
- Moja historia? To już przeszłość- Odpowiedziałam zirytowana.
- Historia jest przeszłością- Możesz mi powiedzieć.
- Dobrze opowiem Ci moją historię, ale po tym jak ze mną zatańczysz. Natychmiastowo wstałam z miejsca i porwałam chłopaka na parkiet.
- To moja ulubiona piosenka! Wykrzyczałam.
- Nie sądziłem że słuchasz ATTILI! Wyglądał na zaskoczonego.
- No widzisz! Jednak nie wszystkiego byłeś w stanie się dowiedzieć!
Wymieniliśmy uśmiechy i kontynuowaliśmy nasz taniec, o ile można było tak to nazwać.
Moje szczęście jednak nie trwało długo.
Kiedy przytulałam się do chłopaka, Lysander mnie od niego odciągnął, natomiast Kastiel wymierzył mu uderzenie pięścią w twarz. Poleciała krew, a Ethan padł na parkiet. W klubie zrobiło się cicho. Nic więcej nie widziałam, bo Lys wyprowadził mnie na zewnątrz.
- Lysander! Co Wy robicie?! Krzyczałam na przyjaciela.
- Wracamy do domu- Odpowiedział.
- Nie! Wytłumacz mi co to miało być! Podeszłam do białowłosego i chciałam go uderzyć pięścią w ramie, jednak ktoś złapał mnie za rękę. .
- Uspokój się! Powiedział czerwonowłosy.
- Co się tutaj do cholery dzieje?!
- Idę po resztę, chyba musicie porozmawiać- Powiedział Lysander i wszedł do klubu.
W tym momencie Kastiel puścił moją rękę i próbował odejść.
- Nie Kastiel! Najpierw mi to wytłumaczysz a potem sobie możesz iść! Złapałam go za ramię.
- Musisz wszystko komplikować? Usłyszałam
- Ja?! Przepraszam niby co komplikuję? Bo chyba nie rozumiem!
- Tak ty!
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Był wściekły.
- Wszystko komplikujesz! Cały plan- Dopowiedział.
- Żarty sobie robisz?! Człowieku zerwałeś ze mną! Czego Ty jeszcze chcesz ode mnie? Zapytałam
- Dałaś mi do zrozumienia, że jednak za mało mnie znasz, żeby cokolwiek wywnioskować!
- Ach! Czyli teraz to moja wina?! No tak... przecież To wszystko moja wina! Boże jaka Ja byłam głupia!
Myślałam że coś z tego będzie, robiłam sobie nadzieje. Tak masz rację! TO MOJA WINA! Wykrzyczałam.
- Jesteś głupia czy tylko udajesz?! Chłopak podszedł do mnie. Poczułam jego oddech na szyi. Stanowczo stał za blisko mnie.
- Tak! Jestem głupia, chociażby dlatego że tak szybko uwierzyłam we wszystko co mówisz! Powiedziałam już spokojniejszym tonem.
- Żałujesz tak?! Czerwonowłosy był u kresu wytrzymałości.
- Gdybyś mnie słuchała wiedziałabyś, że tak łatwo nie odpuszczam!
- Przepraszam! Zapomniałam że jestem tylko zdobyczą, którą można tak po prostu zostawić. Dziękuję że przypomniałeś mi gdzie tak na prawdę znajduje się moje miejsce! Dlaczego mi to robisz?! Najpierw sprawiasz, ze staje się szczęśliwa, potem ze mną zrywasz a na koniec, kiedy choć na chwilkę udaje mi się zapomnieć o tym wszystkim Ty oczywiście stajesz mi na drodze! Pytam się dlaczego?!
- BO SIĘ W TOBIE ZAKOCHAŁEM! Wykrzyczał Kastiel.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, kiedy chłopak mocno przycisnął mnie do siebie i pocałował. Jego pocałunki były zachłanne i namiętne. Z poprzednich doświadczeń wiedziałam, iż nie warto się wyrywać, więc odwzajemniłam pocałunek. Kiedy jego pocałunki stawały się bardziej delikatne postanowiłam to wszystko zakończyć. Spojrzałam na chłopaka i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Odwróciłam się i poszłam w nieznanym mi kierunku.
- Gdzie ona idzie? Zapytał Lysander
- Chyba chce zostać sama- Odpowiedział Kass wciąż trzymając się za policzek i uśmiechając irytująco.
Czekała mnie niestety długa droga do domu. Sama, w nieznanym mi mieście. Poczułam silny ból w nodze.
- Cholera jasna! Boże! Dlaczego Ja?! Krzyczałam patrząc ku górze.
Doczekałam się odpowiedzi w postaci kropli deszczu.
- Świetnie! Wysyczałam. Postanowiłam zdjąć buty.
- Zaraz, a gdzie moja torebka!? Nie zwróciłam uwagi na to w którym momencie Ją zgubiłam. Przez to nie miałam kluczy od głównej bramy, telefonu oraz specjalnej przepustki. Niestety padało coraz mocniej. Biec nie mogłam, bałam się o nogę. Jedynie co mogłam zrobić to przyspieszyć kroku.
PERSPEKTYWA KASTIELA:
Stałem i patrzyłem jak Miki odchodzi. Poznałem Ją na tyle aby stwierdzić, że chce zostać sama.
- Kastiel co Ci się stało? Zapytała mnie Roza.
- Nic takiego.
- Gdzie ona idzie? Zapytał białowłosy.
- Chyba chce zostać sama- Odpowiedziałem.
- To co teraz?
- Nic, Weźcie limuzynę i wracajcie. Ja tak na wszelki wypadek pójdę za nią.
- Jesteś pewny? Wygląda jakby miało zacząć padać, może jednak zgarniemy Ją po drodze?
- Nie, Lys, masz tutaj kluczyki i wracajcie, nic nam nie będzie.
- No dobra skoro tak chcesz- Odpowiedział przyjaciel.
Wszyscy wsiedli do samochodu i odjechali, a Ja długo nie czekając poszedłem ślady Miki.
- Ciekawe kiedy zorientuje się, że ktoś Ją śledzi- Pomyślałem.
PERSPEKTYWA MIKI.
- Jeszcze trochę, już nie daleko- Mówiłam sama do siebie.
Byłam przemoczona do suchej nitki. Usłyszałam dziwny szelest za sobą. Odruchowo się odwróciłam, ale nikogo nie zauważyłam.
- Miki... to pewnie jakiś kotek albo piesek. Pocieszałam się.
W życiu się tak nie bałam. Przed sobą zobaczyłam osiedle willowe.
Nigdy bym nie przypuszczała, że aż tak ucieszę się na ten widok.
Podeszłam do głównej bramy, niestety była już zamknięta. Udało mi się tylko zobaczyć limuzynę na podjeździe. Oznaczało to, że wszyscy już byli w środku.
- Proszę odejść, albo wezwę policję! Usłyszałam głos ochroniarzy.
- Nie nie, ja tu mieszkam, proszę mnie wpuścić, moja mama wszystko wyjaśni.
- Tak tak oczywiście! Dobry żart, Odejdź natychmiast!
Nie wiedziałam co robić. Stałam tak przemoknięta przed bramą i myślałam jak dostać się na posesję.
Musiałam odejść, by nie wdawać się w dalszą dyskusję z ochroną. Kiedy byłam na drugiej stronie ulicy, zobaczyłam dziwnie znajomą postać podchodzącą do bramy. Widać było, iż przedstawia on przepustkę ochroniarzom, a w ręku trzyma moją torebkę. Postanowiłam podejść.
- Panno Rosslet. Tak bardzo przepraszamy, że Panienki nie poznaliśmy. Dobrze że zjawił się panicz Cassells i wszystko nam wyjaśnił.
- Tak, Ja też się cieszę.
- Jak noga? Zapytał Kastiel
- Co ty tutaj robisz!? Odburknęłam
- Zadałem Ci pytanie.
- Wymagam odpowiedzi- Odpowiedziałam już nieco spokojniej.
Kiedy przekraczałam próg domu wszyscy już na nas czekali. Zauważyłam Antonio nerwowo przechadzającego się po salonie.
- Córko! Gdzie Ty byłaś!? Wszyscy się o Was martwią. Nie było was 2 godziny! Krzyczała mama.
- Nic takiego. Wszystko w porządku.
- Dziękuję Kastiel, gdyby nie to, to nawet nie chcę myśleć co by się tutaj działo. Kobieta skierowała się w jego kierunku i mocno go przytuliła.
- A ty młoda damo masz szlaban! Pogroził Antonio.
Spojrzałam na niego z poirytowaniem, ale nie chciałam niczego bardziej komplikować, więc nie wchodziłam w dalszą część konwersacji.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść- Powiedziała Violetta, kiedy skierowałam się ku chodom na piętro.
- Dziękuję, jesteś bardzo miła.
Weszłam do swojej łazienki i wzięłam długą relaksacyjną kąpiel. Następnie wrzuciłam przemoczone ubrania do kosza na pranie i ubrałam się w czystą piżamę.
Położyłam się do łóżka jednak długo nie mogłam zasnąć... Cały czas rozmyślałam o minionych wydarzeniach z Kastielem. Zaczynało do mnie docierać, że wyznał mi miłość.
Nie wiedziałam, co z tym faktem zrobić, ani jak to dalej rozegrać.
W końcu zasnęłam...
PS: Rozdziały będą dodawane zawsze w soboty. Niestety natłok nauki nie pozwala mi robić tego częściej. Bardzo przepraszam za taką komplikację, pozdrawiam Harry.
- Mała! może skusisz się na jeszcze jednego drinka?
- Z miłą chęcią! Odpowiedziałam zalotnie.
Zabawa w klubie wyglądała rewelacyjnie. Postanowiłam improwizować i iść na całość. Nie przejmowałam się chłopcami, którzy dziwnie przyglądali się całej zaistniałej sytuacji. Ja tylko siedziałam przy barze konsumując kolejne rodzaje drinków razem z przyjaciółkami. oraz nowo poznanym Ethanem.
- Ethan! Dlaczego robisz to swojej dziewczynie? Zapytałam przybliżając się do ucha chłopaka.
- Byłej dziewczynie.. Kochanie! Siedzi w niebieskiej sukience na samym końcu. Widzisz Ją?
- No tak. Odpowiedziałam.
- A więc właśnie, teraz przyjrzyj się osobom które siedzą razem z nią.
- Samo grono mężczyzn, nic nadzwyczajnego.
- Właśnie! Grono mężczyzn, skoro ona może robić to mnie, to dlaczego Ja nie mogę zrobić tego samego? Zapytał mnie zielonooki mężczyzna.
- Chcesz przebywać w towarzystwie mężczyzn? Zapytałam.
- Chłopak zaczął się śmiać. Właśnie teraz dotarło do mnie co powiedziałam.
- Wystarczy mi twoje towarzystwo i twoich koleżanek. Odpowiedział uroczo. To jak... Zgodzisz się udawać moją dziewczynę przez ten wieczór?
Musiałam się nad tym sowicie zastanowić. W klubie znajdował się mój ''były chłopak'' Mogłabym zrobić mu na złość, gdyż bardzo tego pragnęłam, ale nie należę do osób, które załatwiają sprawy w taki sposób. To by o mnie bardzo źle świadczyło. Powoli docierało do mnie co tak właściwie robię. Siedzę przy barze, piję i do tego rozmawiam zalotnie z mężczyznami. To tylko i wyłącznie świadczyło o moim podłym zachowaniu.i nieodpowiedzialności. Nie chciałam być tak spostrzegana.
- Widzisz Ethan, to bardzo kusząca propozycja, ale to chyba kiepski pomysł.
- Ach, teraz rozumiem.
- Co masz na myśli? Zapytałam.
- Miałaś okazję pocałować mnie aż razy a jednak tego nie zrobiłaś, masz ogromny szacunek do siebie jak i innych. Podziwiam to, gdyż teraz ciężko spotkać dziewczynę z takim charakterem jak ty.
- Dziękuję to bardzo miłe- Uśmiechnęłam się szczerze do chłopaka.
- No tak... tylko jest jedno ''ale''
Albo Ci się nie podobam, albo jest ktoś inny- Powiedział. Stawiam na opcję drugą, więc powiedz który złamał Ci serduszko.
- Ale... ale skąd? Poczułam zdegustowanie.
- Hahaha, Podczas naszej rozmowy zadawałem Ci tak banalne pytania przez które dowiedziałem się tego i owego na twój temat. Może gdybyś nie była pijana nie dałabyś się złapać w pułapkę- odpowiedział zalotnie. No więc? Jaka jest twoja historia?
- Moja historia? To już przeszłość- Odpowiedziałam zirytowana.
- Historia jest przeszłością- Możesz mi powiedzieć.
- Dobrze opowiem Ci moją historię, ale po tym jak ze mną zatańczysz. Natychmiastowo wstałam z miejsca i porwałam chłopaka na parkiet.
- To moja ulubiona piosenka! Wykrzyczałam.
- Nie sądziłem że słuchasz ATTILI! Wyglądał na zaskoczonego.
- No widzisz! Jednak nie wszystkiego byłeś w stanie się dowiedzieć!
Wymieniliśmy uśmiechy i kontynuowaliśmy nasz taniec, o ile można było tak to nazwać.
Moje szczęście jednak nie trwało długo.
Kiedy przytulałam się do chłopaka, Lysander mnie od niego odciągnął, natomiast Kastiel wymierzył mu uderzenie pięścią w twarz. Poleciała krew, a Ethan padł na parkiet. W klubie zrobiło się cicho. Nic więcej nie widziałam, bo Lys wyprowadził mnie na zewnątrz.
- Lysander! Co Wy robicie?! Krzyczałam na przyjaciela.
- Wracamy do domu- Odpowiedział.
- Nie! Wytłumacz mi co to miało być! Podeszłam do białowłosego i chciałam go uderzyć pięścią w ramie, jednak ktoś złapał mnie za rękę. .
- Uspokój się! Powiedział czerwonowłosy.
- Co się tutaj do cholery dzieje?!
- Idę po resztę, chyba musicie porozmawiać- Powiedział Lysander i wszedł do klubu.
W tym momencie Kastiel puścił moją rękę i próbował odejść.
- Nie Kastiel! Najpierw mi to wytłumaczysz a potem sobie możesz iść! Złapałam go za ramię.
- Musisz wszystko komplikować? Usłyszałam
- Ja?! Przepraszam niby co komplikuję? Bo chyba nie rozumiem!
- Tak ty!
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Był wściekły.
- Wszystko komplikujesz! Cały plan- Dopowiedział.
- Żarty sobie robisz?! Człowieku zerwałeś ze mną! Czego Ty jeszcze chcesz ode mnie? Zapytałam
- Dałaś mi do zrozumienia, że jednak za mało mnie znasz, żeby cokolwiek wywnioskować!
- Ach! Czyli teraz to moja wina?! No tak... przecież To wszystko moja wina! Boże jaka Ja byłam głupia!
Myślałam że coś z tego będzie, robiłam sobie nadzieje. Tak masz rację! TO MOJA WINA! Wykrzyczałam.
- Jesteś głupia czy tylko udajesz?! Chłopak podszedł do mnie. Poczułam jego oddech na szyi. Stanowczo stał za blisko mnie.
- Tak! Jestem głupia, chociażby dlatego że tak szybko uwierzyłam we wszystko co mówisz! Powiedziałam już spokojniejszym tonem.
- Żałujesz tak?! Czerwonowłosy był u kresu wytrzymałości.
- Gdybyś mnie słuchała wiedziałabyś, że tak łatwo nie odpuszczam!
- Przepraszam! Zapomniałam że jestem tylko zdobyczą, którą można tak po prostu zostawić. Dziękuję że przypomniałeś mi gdzie tak na prawdę znajduje się moje miejsce! Dlaczego mi to robisz?! Najpierw sprawiasz, ze staje się szczęśliwa, potem ze mną zrywasz a na koniec, kiedy choć na chwilkę udaje mi się zapomnieć o tym wszystkim Ty oczywiście stajesz mi na drodze! Pytam się dlaczego?!
- BO SIĘ W TOBIE ZAKOCHAŁEM! Wykrzyczał Kastiel.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, kiedy chłopak mocno przycisnął mnie do siebie i pocałował. Jego pocałunki były zachłanne i namiętne. Z poprzednich doświadczeń wiedziałam, iż nie warto się wyrywać, więc odwzajemniłam pocałunek. Kiedy jego pocałunki stawały się bardziej delikatne postanowiłam to wszystko zakończyć. Spojrzałam na chłopaka i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Odwróciłam się i poszłam w nieznanym mi kierunku.
- Gdzie ona idzie? Zapytał Lysander
- Chyba chce zostać sama- Odpowiedział Kass wciąż trzymając się za policzek i uśmiechając irytująco.
Czekała mnie niestety długa droga do domu. Sama, w nieznanym mi mieście. Poczułam silny ból w nodze.
- Cholera jasna! Boże! Dlaczego Ja?! Krzyczałam patrząc ku górze.
Doczekałam się odpowiedzi w postaci kropli deszczu.
- Świetnie! Wysyczałam. Postanowiłam zdjąć buty.
- Zaraz, a gdzie moja torebka!? Nie zwróciłam uwagi na to w którym momencie Ją zgubiłam. Przez to nie miałam kluczy od głównej bramy, telefonu oraz specjalnej przepustki. Niestety padało coraz mocniej. Biec nie mogłam, bałam się o nogę. Jedynie co mogłam zrobić to przyspieszyć kroku.
PERSPEKTYWA KASTIELA:
Stałem i patrzyłem jak Miki odchodzi. Poznałem Ją na tyle aby stwierdzić, że chce zostać sama.
- Kastiel co Ci się stało? Zapytała mnie Roza.
- Nic takiego.
- Gdzie ona idzie? Zapytał białowłosy.
- Chyba chce zostać sama- Odpowiedziałem.
- To co teraz?
- Nic, Weźcie limuzynę i wracajcie. Ja tak na wszelki wypadek pójdę za nią.
- Jesteś pewny? Wygląda jakby miało zacząć padać, może jednak zgarniemy Ją po drodze?
- Nie, Lys, masz tutaj kluczyki i wracajcie, nic nam nie będzie.
- No dobra skoro tak chcesz- Odpowiedział przyjaciel.
Wszyscy wsiedli do samochodu i odjechali, a Ja długo nie czekając poszedłem ślady Miki.
- Ciekawe kiedy zorientuje się, że ktoś Ją śledzi- Pomyślałem.
PERSPEKTYWA MIKI.
- Jeszcze trochę, już nie daleko- Mówiłam sama do siebie.
Byłam przemoczona do suchej nitki. Usłyszałam dziwny szelest za sobą. Odruchowo się odwróciłam, ale nikogo nie zauważyłam.
- Miki... to pewnie jakiś kotek albo piesek. Pocieszałam się.
W życiu się tak nie bałam. Przed sobą zobaczyłam osiedle willowe.
Nigdy bym nie przypuszczała, że aż tak ucieszę się na ten widok.
Podeszłam do głównej bramy, niestety była już zamknięta. Udało mi się tylko zobaczyć limuzynę na podjeździe. Oznaczało to, że wszyscy już byli w środku.
- Proszę odejść, albo wezwę policję! Usłyszałam głos ochroniarzy.
- Nie nie, ja tu mieszkam, proszę mnie wpuścić, moja mama wszystko wyjaśni.
- Tak tak oczywiście! Dobry żart, Odejdź natychmiast!
Nie wiedziałam co robić. Stałam tak przemoknięta przed bramą i myślałam jak dostać się na posesję.
Musiałam odejść, by nie wdawać się w dalszą dyskusję z ochroną. Kiedy byłam na drugiej stronie ulicy, zobaczyłam dziwnie znajomą postać podchodzącą do bramy. Widać było, iż przedstawia on przepustkę ochroniarzom, a w ręku trzyma moją torebkę. Postanowiłam podejść.
- Panno Rosslet. Tak bardzo przepraszamy, że Panienki nie poznaliśmy. Dobrze że zjawił się panicz Cassells i wszystko nam wyjaśnił.
- Tak, Ja też się cieszę.
- Jak noga? Zapytał Kastiel
- Co ty tutaj robisz!? Odburknęłam
- Zadałem Ci pytanie.
- Wymagam odpowiedzi- Odpowiedziałam już nieco spokojniej.
Kiedy przekraczałam próg domu wszyscy już na nas czekali. Zauważyłam Antonio nerwowo przechadzającego się po salonie.
- Córko! Gdzie Ty byłaś!? Wszyscy się o Was martwią. Nie było was 2 godziny! Krzyczała mama.
- Nic takiego. Wszystko w porządku.
- Dziękuję Kastiel, gdyby nie to, to nawet nie chcę myśleć co by się tutaj działo. Kobieta skierowała się w jego kierunku i mocno go przytuliła.
- A ty młoda damo masz szlaban! Pogroził Antonio.
Spojrzałam na niego z poirytowaniem, ale nie chciałam niczego bardziej komplikować, więc nie wchodziłam w dalszą część konwersacji.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść- Powiedziała Violetta, kiedy skierowałam się ku chodom na piętro.
- Dziękuję, jesteś bardzo miła.
Weszłam do swojej łazienki i wzięłam długą relaksacyjną kąpiel. Następnie wrzuciłam przemoczone ubrania do kosza na pranie i ubrałam się w czystą piżamę.
Położyłam się do łóżka jednak długo nie mogłam zasnąć... Cały czas rozmyślałam o minionych wydarzeniach z Kastielem. Zaczynało do mnie docierać, że wyznał mi miłość.
Nie wiedziałam, co z tym faktem zrobić, ani jak to dalej rozegrać.
W końcu zasnęłam...
PS: Rozdziały będą dodawane zawsze w soboty. Niestety natłok nauki nie pozwala mi robić tego częściej. Bardzo przepraszam za taką komplikację, pozdrawiam Harry.
sobota, 12 stycznia 2013
Rozdział XII '' Uroczysta kolacja''
His little whispers.
Love Me. Love Me.
That's all I ask for.
Love Me. Love Me.
He battered his tiny fists to feel something.
Wondered what it's like to touch and feel something.
Monster.
How should I feel?
Creatures lie here.
Looking through the window...
That night he caged her.
Bruised and broke her.
He struggled closer.
Then he stole her.
Violet wrists and then her ankles.
Silent Pain.
Then he slowly saw their nightmares were his dreams.
Monster.
How should I feel?
Creatures lie here.
Looking through the windows.
I will.
Hear their voices.
I'm a glass child.
I am Hannah's regrets.
Monster.
How should I feel?
Turn the sheets down.
Murder ears with pillow lace.
There's bath tubs.
Full of glow flies.
Bathe in kerosene.
Their words tattoed in his veins.
Siedziałam w swojej sypialny odkładając na bok gitarę. Właśnie ukończyłam swoją piosenkę. Było mi przykro. Myślałam, że Kastiel chociaż przez moment będzie o mnie walczył. Niestety życie bywa okrutne, a wszystko okazało się zwykłym złudzeniem. Po całej sytuacji tylko takimi słowami mogłam określić nasz ''związek'', a raczej jego brak.
Ktoś zapukał do pokoju. Otarłam łzy i nakazałam wejść do środka. W drzwiach pojawiły się dziewczyny. Usiadły obok mnie i wszystkie mnie przytuliły. Najprawdopodobniej wszyscy już o tym wiedzieli.
- Jest nam strasznie przykro- Powiedziała Rozallia. Pomimo tych zdarzeń musisz zejść z nami na kolację.
- Roza, nie mogę- Odpowiedziałam.
- Możesz, wręcz musisz! Jesteś silna! Zawsze potrafiłaś radzić sobie z problemami, teraz też tego dokonasz!- Swój głos uniosła Kim.
- Właśnie tak! Sama się rozstałam z Alexem i też nie będzie mi łatwo! Ubieraj się i idziemy, potem możemy się zabawić w jakimś klubie. Dopowiedziała Violetta.
Miały rację? Może nie warto? Może poznam kogoś innego. Uśmiechnęłam się szczerze. Teraz nie miałam wątpliwości że Violl, Kim i Roz to moje najlepsze przyjaciółki.
Pospiesznie wstałam z łóżka. Niestety był tylko jeden problem a mianowicie moja noga.
- Spróbuj odłożyć kule, może na ten jeden wieczór nic się nie stanie. - Zaproponowała Roz.
Tak też zrobiłam. Przeszłam się po pokoju. Wyglądało to bardzo naturalnie. Zaczęłam skakać z radości. Przynajmniej noga mnie nie bolała i mogłam się rozerwać.
- NIE PRZESADZAJ LEPIEJ! Pogroziła Violetta! Jeszcze Ci się coś stanie.
- Załóż to proszę- Rozallia podała mi ubrania.
Weszłam do łazienki i założyłam piękną sukienkę do kolana. Składała się ona z czarnego koronkowego gorsetu oraz kremowego dołu. Wyglądałam zniewalająco. Do tego założyłam czarne buty na koturnie. Rozpuściłam włosy, które lekko polakierowałam i zrobiłam delikatny makijaż.
Byłam już gotowa. Podeszłam do dziewczyn i zrobiłyśmy grupowy uścisk. Postanowiłyśmy zejść do pozostałych.
Chłopcy czekali przy schodach. Kim i Rozallia przywitały się z Leo, oraz Lysem, natomiast Ja i Violetta stałyśmy niewzruszone tym widokiem. Nie spojrzałam na Kassa, tylko przeszłam obok niego z głową podniesioną do góry. Poczułam szarpnięcie za ramię. Odwróciłam się napięcie.
- Gdzie masz swoje kule!? Wysyczał Kastiel.
- To nie jest twoja sprawa- Odpowiedziałam z cynicznym uśmiechem. A teraz wybacz, ale mam zamiar się świetnie bawić, więc nie przeszkadzaj mi.
Wyszarpałam się z uścisku i podeszłam do mamy.
- Kochanie, dziękuję że to zakończyłaś- Uśmiechała się kobieta.
- Mamo... Ty już nie masz córki, będę nią jedynie przez ten weekend, tylko dlatego że obiecałam to Lysowi. Jak dobrze wiesz, przyjaciele są dla mnie bardzo ważni, dlatego dotrzymam tejże obietnicy.
- Nie mów tak! Wychowałam Cię więc musisz mi być wdzięczna!
- Ach tak... Ty mnie wychowałaś? Zadałam pytanie rodzicielce.
Nie uzyskałam jednak odpowiedzi, gdyż podszedł do nas najpewniej Antonio.
- Och! Czy to jest twoja urocza córka? Jest taka podobna do Ciebie! Zachwycał się mężczyzna.
- Antonio poznaj Mikinę, moją córeczkę.
- Bardzo mi miło- Podałam dłoń na przywitanie.
- Kochanie, jest wspaniała, dokładnie taka jak ty- Powiedział Antonio.
Swoją drogą człowiek ten był bardzo przystojny. Zastanawiałam się tylko co widziała w nim moja mama... Pieniądze czy też może coś więcej?
- Skoro jesteśmy już wszyscy, to proszę zasądźmy do stołu.
Kolacja odbywała się w sali bankietowej. Kiedy weszliśmy do środka ujrzałam bardzo wiele znanych aktorów, oraz celebrytów.
- Zajęliśmy miejsca, które były nam przydzielone. Niestety przypadło mi siedzieć obok Amber. Złośliwości nie było końca, jednakże stwierdziłam że tak być nie może i całkiem ''niechcący'' lub też może specjalnie przewróciłam kieliszek wina na jej białą sukienkę. Zrobiła się purpurowa!.
- Pożałujesz tego! Wysyczała, ale tak by nikt nie usłyszał.
- Już nie mogę się doczekać- Odpowiedziałam z radością.
Amber przeprosiła wszystkich i wstała od stołu najpewniej się przebrać.
- Spojrzałam na przyjaciół. Widać było, że rozbawiła ich ta sytuacja.
Po zakończeniu kolacji, przeszliśmy do sali balowej gdzie dało się usłyszeć grający zespół. Wszyscy zaczęliśmy tańczyć. Niestety jak to bywa zespół zaczął grać bardzo romantyczny kawałek. Postanowiłyśmy z Violettą zatańczyć razem, ale po chwili moja przyjaciółka została porwana przez Alexa.
Możliwe że się pogodzą. Ucieszyłam się na samą myśl. Nie chciałam stać sama pośród przytulonych par, dlatego postanowiłam wyjść na taras. Kiedy już zmierzałam w jego kierunku, poczułam jak ktoś łapie mnie za dłoń.
- Kas?.. Niestety to nie był on.
Przede mną stał wysoki przystojny chłopak o pięknych błękitnych oczach.
- Mogę Panią prosić? Zapytał
Skinęłam głową na potwierdzenie i już po chwili daliśmy się ponieść w tańcu.
Piosenka się skończyła. Chłopak złapał mnie za rękę i wyszliśmy na wcześniej wspomniany taras.
- Przepraszam, że się nie przedstawiłem... Nazywam się..
- Wiem, nie musisz mi mówić kim jesteś- Uśmiechnęłam się lekko.
Przede mną stał Ian Somerhalder.
- Jeśli mogę o coś..
- Oczywiście, pytaj śmiało- Odpowiedział chłopak.
- Mogę wiedzieć co tutaj robisz?
- Antonio załatwia mi rolę w filmie, dlatego muszę tutaj być- Odpowiedział.
A Ty? Jeśli mogę zapytać?
- Jestem tak jakby jego pasierbicą. Odrzekłam.
Wymieniliśmy uśmiechy i rozmawiamy bardzo ogólnie, między innymi o zainteresowaniach, muzyce i tym podobnych.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale idziemy w końcu do tego klubu? Przerwała nam Violetta.
- Zapomniałam całkowicie! Przepraszam Ian, ale muszę już iść. Podbiegłam do dziewczyny.
- Zaczekaj! Jak masz na imię?! Wykrzyczał chłopak.
- Miki! Odkrzyknęłam i pomachałam na pożegnanie.
W trakcie biegu do samochodu Violetta zrobiła nietypową minę. Znałam ją doskonale.
- Co mi chcesz powiedzieć?
- Nie masz nic przeciwko, jeśli chłopcy pojadą z nami prawda? Zapytała niepewnie.
- Violl! To miał być nasz wieczór! Zaczęłam krzyczeć.
- Tak wiem, przepraszam ale Oni się uparli, że ktoś nas musi pilnować. Odpowiadała
- On też będzie? Zapytałam z nadzieją, iż może jednak nie.
- Najbardziej nalegał, więc jak, zgadzasz się?
- A mam jakieś wyjście! Wysyczałam.
Love Me. Love Me.
That's all I ask for.
Love Me. Love Me.
He battered his tiny fists to feel something.
Wondered what it's like to touch and feel something.
Monster.
How should I feel?
Creatures lie here.
Looking through the window...
That night he caged her.
Bruised and broke her.
He struggled closer.
Then he stole her.
Violet wrists and then her ankles.
Silent Pain.
Then he slowly saw their nightmares were his dreams.
Monster.
How should I feel?
Creatures lie here.
Looking through the windows.
I will.
Hear their voices.
I'm a glass child.
I am Hannah's regrets.
Monster.
How should I feel?
Turn the sheets down.
Murder ears with pillow lace.
There's bath tubs.
Full of glow flies.
Bathe in kerosene.
Their words tattoed in his veins.
Siedziałam w swojej sypialny odkładając na bok gitarę. Właśnie ukończyłam swoją piosenkę. Było mi przykro. Myślałam, że Kastiel chociaż przez moment będzie o mnie walczył. Niestety życie bywa okrutne, a wszystko okazało się zwykłym złudzeniem. Po całej sytuacji tylko takimi słowami mogłam określić nasz ''związek'', a raczej jego brak.
Ktoś zapukał do pokoju. Otarłam łzy i nakazałam wejść do środka. W drzwiach pojawiły się dziewczyny. Usiadły obok mnie i wszystkie mnie przytuliły. Najprawdopodobniej wszyscy już o tym wiedzieli.
- Jest nam strasznie przykro- Powiedziała Rozallia. Pomimo tych zdarzeń musisz zejść z nami na kolację.
- Roza, nie mogę- Odpowiedziałam.
- Możesz, wręcz musisz! Jesteś silna! Zawsze potrafiłaś radzić sobie z problemami, teraz też tego dokonasz!- Swój głos uniosła Kim.
- Właśnie tak! Sama się rozstałam z Alexem i też nie będzie mi łatwo! Ubieraj się i idziemy, potem możemy się zabawić w jakimś klubie. Dopowiedziała Violetta.
Miały rację? Może nie warto? Może poznam kogoś innego. Uśmiechnęłam się szczerze. Teraz nie miałam wątpliwości że Violl, Kim i Roz to moje najlepsze przyjaciółki.
Pospiesznie wstałam z łóżka. Niestety był tylko jeden problem a mianowicie moja noga.
- Spróbuj odłożyć kule, może na ten jeden wieczór nic się nie stanie. - Zaproponowała Roz.
Tak też zrobiłam. Przeszłam się po pokoju. Wyglądało to bardzo naturalnie. Zaczęłam skakać z radości. Przynajmniej noga mnie nie bolała i mogłam się rozerwać.
- NIE PRZESADZAJ LEPIEJ! Pogroziła Violetta! Jeszcze Ci się coś stanie.
- Załóż to proszę- Rozallia podała mi ubrania.
Weszłam do łazienki i założyłam piękną sukienkę do kolana. Składała się ona z czarnego koronkowego gorsetu oraz kremowego dołu. Wyglądałam zniewalająco. Do tego założyłam czarne buty na koturnie. Rozpuściłam włosy, które lekko polakierowałam i zrobiłam delikatny makijaż.
Byłam już gotowa. Podeszłam do dziewczyn i zrobiłyśmy grupowy uścisk. Postanowiłyśmy zejść do pozostałych.
Chłopcy czekali przy schodach. Kim i Rozallia przywitały się z Leo, oraz Lysem, natomiast Ja i Violetta stałyśmy niewzruszone tym widokiem. Nie spojrzałam na Kassa, tylko przeszłam obok niego z głową podniesioną do góry. Poczułam szarpnięcie za ramię. Odwróciłam się napięcie.
- Gdzie masz swoje kule!? Wysyczał Kastiel.
- To nie jest twoja sprawa- Odpowiedziałam z cynicznym uśmiechem. A teraz wybacz, ale mam zamiar się świetnie bawić, więc nie przeszkadzaj mi.
Wyszarpałam się z uścisku i podeszłam do mamy.
- Kochanie, dziękuję że to zakończyłaś- Uśmiechała się kobieta.
- Mamo... Ty już nie masz córki, będę nią jedynie przez ten weekend, tylko dlatego że obiecałam to Lysowi. Jak dobrze wiesz, przyjaciele są dla mnie bardzo ważni, dlatego dotrzymam tejże obietnicy.
- Nie mów tak! Wychowałam Cię więc musisz mi być wdzięczna!
- Ach tak... Ty mnie wychowałaś? Zadałam pytanie rodzicielce.
Nie uzyskałam jednak odpowiedzi, gdyż podszedł do nas najpewniej Antonio.
- Och! Czy to jest twoja urocza córka? Jest taka podobna do Ciebie! Zachwycał się mężczyzna.
- Antonio poznaj Mikinę, moją córeczkę.
- Bardzo mi miło- Podałam dłoń na przywitanie.
- Kochanie, jest wspaniała, dokładnie taka jak ty- Powiedział Antonio.
Swoją drogą człowiek ten był bardzo przystojny. Zastanawiałam się tylko co widziała w nim moja mama... Pieniądze czy też może coś więcej?
- Skoro jesteśmy już wszyscy, to proszę zasądźmy do stołu.
Kolacja odbywała się w sali bankietowej. Kiedy weszliśmy do środka ujrzałam bardzo wiele znanych aktorów, oraz celebrytów.
- Zajęliśmy miejsca, które były nam przydzielone. Niestety przypadło mi siedzieć obok Amber. Złośliwości nie było końca, jednakże stwierdziłam że tak być nie może i całkiem ''niechcący'' lub też może specjalnie przewróciłam kieliszek wina na jej białą sukienkę. Zrobiła się purpurowa!.
- Pożałujesz tego! Wysyczała, ale tak by nikt nie usłyszał.
- Już nie mogę się doczekać- Odpowiedziałam z radością.
Amber przeprosiła wszystkich i wstała od stołu najpewniej się przebrać.
- Spojrzałam na przyjaciół. Widać było, że rozbawiła ich ta sytuacja.
Po zakończeniu kolacji, przeszliśmy do sali balowej gdzie dało się usłyszeć grający zespół. Wszyscy zaczęliśmy tańczyć. Niestety jak to bywa zespół zaczął grać bardzo romantyczny kawałek. Postanowiłyśmy z Violettą zatańczyć razem, ale po chwili moja przyjaciółka została porwana przez Alexa.
Możliwe że się pogodzą. Ucieszyłam się na samą myśl. Nie chciałam stać sama pośród przytulonych par, dlatego postanowiłam wyjść na taras. Kiedy już zmierzałam w jego kierunku, poczułam jak ktoś łapie mnie za dłoń.
- Kas?.. Niestety to nie był on.
Przede mną stał wysoki przystojny chłopak o pięknych błękitnych oczach.
- Mogę Panią prosić? Zapytał
Skinęłam głową na potwierdzenie i już po chwili daliśmy się ponieść w tańcu.
Piosenka się skończyła. Chłopak złapał mnie za rękę i wyszliśmy na wcześniej wspomniany taras.
- Przepraszam, że się nie przedstawiłem... Nazywam się..
- Wiem, nie musisz mi mówić kim jesteś- Uśmiechnęłam się lekko.
Przede mną stał Ian Somerhalder.
- Jeśli mogę o coś..
- Oczywiście, pytaj śmiało- Odpowiedział chłopak.
- Mogę wiedzieć co tutaj robisz?
- Antonio załatwia mi rolę w filmie, dlatego muszę tutaj być- Odpowiedział.
A Ty? Jeśli mogę zapytać?
- Jestem tak jakby jego pasierbicą. Odrzekłam.
Wymieniliśmy uśmiechy i rozmawiamy bardzo ogólnie, między innymi o zainteresowaniach, muzyce i tym podobnych.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale idziemy w końcu do tego klubu? Przerwała nam Violetta.
- Zapomniałam całkowicie! Przepraszam Ian, ale muszę już iść. Podbiegłam do dziewczyny.
- Zaczekaj! Jak masz na imię?! Wykrzyczał chłopak.
- Miki! Odkrzyknęłam i pomachałam na pożegnanie.
W trakcie biegu do samochodu Violetta zrobiła nietypową minę. Znałam ją doskonale.
- Co mi chcesz powiedzieć?
- Nie masz nic przeciwko, jeśli chłopcy pojadą z nami prawda? Zapytała niepewnie.
- Violl! To miał być nasz wieczór! Zaczęłam krzyczeć.
- Tak wiem, przepraszam ale Oni się uparli, że ktoś nas musi pilnować. Odpowiadała
- On też będzie? Zapytałam z nadzieją, iż może jednak nie.
- Najbardziej nalegał, więc jak, zgadzasz się?
- A mam jakieś wyjście! Wysyczałam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)