-Ach! wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej! Powiedziałam, kiedy przekraczałam próg swojego domku. Odłożyłam walizki i automatycznie rzuciłam się na kanapę. Niestety moje szczęście nie mogło trwać długo, chociażby z powodu później godziny, którą dostrzegłam na zegarku, oraz faktu, że jutro czekała mnie szkoła.
Kusiło mnie dalsze leżenie i rozmyślanie na sofie, ale musiałam jeszcze rozpakować rzeczy.
Wstając, spojrzałam przez okno. Na podjeździe nie było mojego ukochanego autka, za którym tak bardzo tęskniłam. Było pusto. Kazik zakończył swój żywot, szkoda tylko że nie mogłam się z tym pogodzić.
***
Było wcześnie rano, kiedy obudził mnie telefon.
- Śpisz?
- Kim? Jest 5 nad ranem.
- Tak wiem, ale muszę Ci o tym powiedzieć.
- No więc..? Ponaglałam przyjaciółkę.
- Ja się chyba zakochałam!
- Tylko o tym chciałaś mnie poinformować? Przecież mogłaś to zrobić w szkole..
- Tak, tylko jest jedno ''ale''. Jej głos się załamał.
- Co masz na myśli?
- Bo widzisz, Ja i Lysander to zupełnie dwa inne światy. On, romantyczny, delikatny, uczuciowy. A Ja? Sama do końca nie wiem kim jestem.
- Kim! Nie mów tak! Jesteś najwspanialszą osobą na świecie. Nie masz się czego obawiać, Lys to porządny chłopak, jeśli kocha to na całego! A Ty jesteś najlepszą przyjaciółką, której nigdy nie miałam.
- Dziękuję Miki, chciałam to usłyszeć od Ciebie. Dam Ci już spokój, idź spać. Dobranoc.
- Dobranoc.
Odłożyłam telefon.
- Łatwo jej powiedzieć... Idź spać- Przeklinałam w myślach.
Przewracałam się z boku na bok. Czułam ogromne zmęczenie, lecz nie mogłam zasnąć. Nie miałam wyjścia jak przygotować się do szkoły. Powoli wstałam i zaspanym krokiem weszłam do łazienki. Szybki prysznic w zimniej wodzie natychmiastowo postawił mnie na nogi.
Rozpuściłam włosy, zrobiłam makijaż i założyłam na siebie ciemne rurki, oraz biały sweterek. Niestety za oknem robiło się coraz chłodniej, świadczyło to tylko o nadejściu nowej pory roku, a mianowicie jesieni.
Usiadłam przy oknie. Musiałam zastanowić się nad ostatnimi wydarzeniami pomiędzy mną a Kastielem.
Za to wszystko mogłam obwiniać tylko i wyłącznie siebie. Żałowałam, że tak szybko dałam się podejść.
Po raz kolejny zadzwonił telefon.
- Miki! Jak mogłaś się ze mną nie pożegnać?!
To był głos mojej irytującej matki.
- Nie miałam takiej potrzeby- Odpowiedziałam.
- Ach tak! Skoro traktujesz mnie w taki sposób jestem zmuszona odciąć Cię od gotówki. Nie mam zamiaru płacić za twój dom, szkołę, radź sobie sama!
- Poradzę sobie, cześć! Rzuciłam telefonem o ścianę. Byłam wściekła. Przecież rachunki za szkołę, oraz dom były stanowczo za wysokie.
Pospiesznie wstałam, by naprawić telefon, który rozpadł się na kawałki. Udało mi się tego dokonać bez większych wysiłków. Następnie zadzwoniłam do taty.
- Dzieńdoberek kochanie! Coś się stało?
- Tato, ostatnio nie mam dobrych relacji z mamą i w efekcie chce mnie odciąć od gotówki za dom i szkołę, nie wiem co mam robić.
- Jak to? Przecież inaczej się z nią umawiałem. Kotek, póki co niczym się nie przejmuj, jeszcze dzisiaj z nią o tym porozmawiam, zadzwonię, jak tylko się czegoś dowiem.
- Dziękuję tato.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była godzina 7.30. Najwyższy czas pójść do szkoły. Wyszłam przed dom i odruchowo poszłam w stronę podjazdu.
- No tak, zapomniałam- Wyszeptałam.
Szkoła znajdowała się ok 30 min od mojego domu.
- Może takie spacerki dobrze na mnie podziałają- Rozmyślałam.
Założyłam słuchawki na uszy i słuchałam swojej ulubionej muzyki. Kiedy wróciłam myślami do rzeczywistości znajdowałam się przed budynkiem. Weszłam do środka, przywitałam się z przyjaciółmi, a następnie weszłam do klasy w której miały odbywać się zajęcia. Niestety musieliśmy się dobrać w grupy przez co całą godzinę spędziłam z Kastielem i Natanielem. Nie tak sobie wyobrażałam pracę w grupie. Początkowo zdziwiło mnie, że Kastiel jest w szkole, byłam przekonana, że tego dnia sobie odpuści. .
Spojrzałam na moją grupę. Czułam się bardzo nieswojo.
Pokiwałam głową i wzięłam się za przydzielone nam zadanie. Myślałam że mi w tym pomogą , ale niestety nikt nie miał najmniejszego zamiaru. Podpisałam pracę i oddałam Pani profesor. Następnie zadzwonił dzwonek i mogłam opuścić klasę. .
Wyszłam na dziedziniec. Usiadłam pod moim ulubionym drzewem.
- Buu!
- Leo! Nie strasz mnie tak nigdy więcej.
- Tak wiem, ale nie mogłem się powstrzymać- Odpowiedział.
Przyjaciel usiadł obok mnie.
- Co tak właściwie tutaj robisz? Nie jesteś uczniem, nie możesz tutaj przebywać.
- Musiałem przyjść, bo udało mi się załatwić reklamę z twoim udziałem, pamiętasz? Zapytał Leonard.
- Ach! no tak!
- Wiem, że zapomniałaś, czy coś się stało?
- Znasz kogoś kto mógłby mnie zatrudnić? Zapytałam.
- Szukasz pracy? Był bardzo zdziwiony.
- Tak, pokłóciłam się z mamą która nie chce już opłacać rachunków za dom czy szkołę, więc chciałabym choć odrobinkę zarobić, żeby pomóc tacie. Nie mogę tak siedzieć bezczynnie.
- Rozumiem, kiedy tutaj jechałem widziałem ogłoszenie w sprawie pracy w jednym z barów. Może tam byś mogła spróbować? Zaproponował przyjaciel.
- To dobry pomysł, zaraz po szkole się tam zgłoszę.
- Za reklamę też dostaniesz wynagrodzenie, może nie będzie tego dużo, ale zawsze coś.
- Leo, inaczej się umawialiśmy, miałam w ten sposób odpracować ubrania które dostałam.
- Owszem, tylko to jest reklama w telewizji.
- Co? Byłam pewna, że to będzie kilka zdjęć i już...
- Uruchomiłem kontakty, mam nawet szansę na zorganizowanie pokazu mody.
- Dlaczego o tym nie mówiłeś wcześniej! Leo to ogromna szansa dla Ciebie. Tak się ciesze!
Przytuliłam się do przyjaciela. Jego sukces był także moim sukcesem.
Na dziedziniec wyszedł woźny. Rozglądał się grozie, aż w końcu zobaczył Leonarda.
- Ej Ty! Stój! Krzyczał.
- Jak nie ucieknę to będę mieć kłopoty! Do zobaczenia! Powiedział i zaczął uciekać.
Całkiem komicznie to wglądało kiedy woźny i Leo gonili się po dziedzińcu. Obeszło się bez konsekwencji.
Siedziałam tak jeszcze chwilkę kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje. Bez entuzjazmu wstałam i poszłam na dalsze zajęcia, które niczym mnie zaskoczyły.
***
Po szkole postanowiłam sprawdzić ofertę pracy poleconą przez Leo. Weszłam do środka. Miejsce było całkowicie przyjemnie. Typowe lata 60-te. Podeszłam do starszego człowieka obsługującego za ladą.
- Dzień dobry, co podać?- Zapytał.
- Dzień dobry, w zasadzie jestem tutaj z powodu ogłoszenia...
- To od kiedy możesz zacząć?
- Tak szybko? Myślałam, że nastąpi jakaś rekrutacja...
- Jesteś jedyną osobą która się zgłosiła. Potrafisz jeździć na wrotkach?
- Nie do końca. Odpowiedziałam.
Och, to nic, ktoś Cię nauczy. Zapraszam, przedstawię Cię z resztą załogi.
Dołączyłam do mężczyzny po drugiej stronie lady.
- Więc tak, nazywam się Alesyn Hoff, ale przyjaciele mówią na mnie Al. Jestem właścicielem tego baru. Możesz mówić do mnie jak tylko chcesz, tylko nie szef- Uśmiechał się promiennie.
- Przy kuchni stoi Grand, który jest naszym szefem kuchni, obok niego widzisz jego pomocnika Brunona, a to jest Lessy, nasza kelnerka- Dopowiedział.
Wszyscy przywitali się ze mną a następnie wrócili do swoich obowiązków.
- Jesteś dalej zainteresowana?
- Tak jak najbardziej- Byłam zachwycona.
- W takim razie zapraszam Cię do mojego biura gdzie sporządzimy odpowiednie dokumenty.
Poszłam w kierunku wyznaczonym przez Alesyna.
Trochę to trwało. Pensja wydawała się być rozsądna, pracować miałabym po szkole, oraz w soboty i czasami w niedzielę.
Pożegnałam się z całą załogą i wyszłam przed budynek.
Na dworze było strasznie zimno. Dobiegała godzina 17.00, a robiło się coraz ciemniej. Musiałam jak najszybciej dotrzeć do domu.
Kiedy byłam w połowie drogi zobaczyłam że coś potężnego i wielkiego biegło w moim kierunku. Nim zdążyłam się zorientować co to jest leżałam na chodniku. Szybko się pozbierałam i chciałam pójść dalej, lecz obok mnie siedział ogromny pies lekko powarkując. Zastygłam w bezruchu i czekałam na dalszy rozwój sytuacji. Pies podszedł do mnie, powąchał mnie, a następnie usiadł przy mojej nodze machając lekko ogonem. Był to dobry znak. Uśmiechnęłam się i chciałam już iść, ale psiak zaczął popiskiwać. Podeszłam do niego, pogłaskałam po głowie i w jednej chwili znowu znalazłam się na ziemi, z psem który lizał moją twarz. Kiedy w końcu udało mi się go zrzucić z siebie nie miałam innego wyboru jak zabrać go do siebie. Nie potrafiłabym inaczej.
Kiedy weszliśmy do środka pies wskoczył na moją kanapę. Najwyraźniej już się zadomowił.
Nie wiele myśląc wyciągnęłam miskę z szafki i nasypałam płatków z mlekiem. Niestety nie posiadałam karmy dla psów. Następnie usiadłam na kanapie i zastanawiałam się do kogo pies może należeć. Na jego obroży widniały inicjały K.C oraz DEMON.
- Czyżby to był pies Kastiela? Myślałam na głos.
Pies odruchowo spojrzał na mnie, a następnie wrócił do jedzenia.
- Kastiel? Wypowiedziałam raz jeszcze.
Pies tym razem do mnie podszedł i wskoczył na kanapę.
- A więc jesteś psiakiem Kastiela? Zapytałam.
Pies zaczął warczeć.
- Przepraszam, chciałam powiedzieć PSEM. Jejku, masz taki sam charakter jak twój głupi pan.
Musiałam wykonać telefon do Kastiela. pewnie się martwi, chociaż to nie w jego stylu. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam odpowiedni numer. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam, aż odbierze.
- Widzisz Demon, nawet twój pan Ma Cię..
- Dokończ to co chciałaś powiedzieć! Usłyszałam w odpowiedzi.
- y tak, chciałam powiedzieć... mniejsza! Szukasz może swojego psa? Zapytałam
- Skąd wiesz że mam psa?
- To bydle siedzi na mojej kanapie.
- Daj mi 10 min- Odpowiedział i zakończył połączenie.
Pies cały mnie obserwował siedząc na końcu kanapy, w końcu do mnie podszedł i położył głowę na moich udach. Wyglądał uroczo.
- Demon, do nogi! Usłyszałam po chwili.
- Kastiel, zapamiętaj, że się puka- Odpowiedziałam.
Chłopak tylko spojrzał na mnie poirytowany i po raz drugi próbował przywołać swojego psa.
Demon, spojrzał na niego, a po chwili nie zwracał już na niego uwagi.
- Cholerny pies! Wysyczał czerwonowłosy. Co mu zrobiłaś?!
- Ja?! Nie moja wina, że nie potrafisz nawet zając się psem!
Kastiel wyszedł z domu. Wrócił po 10 minutach.
Usiadł obok nas na kanapie.
- Chyba usłyszał moją rozmowę z mamą- Powiedział.
- To znaczy?
- Nigdy go nie lubiła, w końcu powiedziała, że mam się go pozbyć. Uciekł mi i właśnie go szukałem kiedy zadzwoniłaś. Dziwi mnie tylko fakt jak go zmusiłaś żeby poszedł za Tobą. On nie cierpi obcych i nigdy się tak nie zachowywał.
Lekko się uśmiechnęłam. Spojrzałam na psa, który już spał.
- Mogę Cię prosić o przysługę? Zapytał chłopak.
- Nie nawet o tym nie myśl!
- Proszę- Wyszeptał.
- Nigdy nie miałam psa, co najwyżej szczura, który zdechł, bo zapomniałam go nakarmić- Dodałam po chwili.
- To nie potrwa długo, obiecuję. Wrócę za 20 minut z jego rzeczami i wszystko Ci wytłumaczę. Kastiel pospiesznie wyszedł z mieszkania.
- Super, oczywiście, to nie mogło się zdarzyć nikomu innemu tylko mnie- Powtarzałam w myślach.
Jednakże cała złość mi przeszła kiedy znowu spojrzałam na psa. Swoją drogą nie był taki zły, może na początku było niesympatycznie, ale wydawało się, że mnie polubił, co z pewnością miało swoje dobre strony.
***
- Więc tak. Tutaj jest jego ulubiona karma, podajesz mu ją 2 razy dziennie, rano i wieczorem. Rozumiesz? Pytał czerwonowłosy.
- Nie jestem głupia, żeby nie wiedzieć kiedy podawać karmę- Odpowiedziałam zbulwersowana.
- To się jeszcze okaże- Odpowiedział uśmiechając się, jak zawsze cynicznie.
- Tutaj jest kaganiec. Nie wychodź z nim bez kagańca, chyba, że chcesz mieć na sumieniu jamniki, pudelki, kotki i inne hasające zwierzątka.
- Zostawiasz mordercę pod moim dachem... Kiedyś Ci się odwdzięczę- Wysyczałam.
- Z pewnością... tutaj jest jego obroża, i obowiązkowo gryzak, no chyba, że lubisz zmieniać wyposażenie wnętrz.
- Kastiel!
- Hahah spokojnie, jeśli ma gryzak w pobliżu to nic się nie stanie. To by było na tyle. Zrozumiałaś wszystko?
- Tak.
- Na pewno? Nie lubię się powtarzać- Odpowiedział.
- Idź już bo mnie irytujesz.
- Jakby coś się działo to zadzwoń. Pożegnał się z nami i poszedł najpewniej do domu.
***
Godzina 00.30. Pies leżał na moim łóżku. Za każdym razem, kiedy próbowałam go wyrzucić z pokoju zaczynał warczeć. Bałam się, że mnie ugryzie. Kiedy w końcu pogodziłam się z tym i próbowałam zasnąć, Demon rozpoczął ''koncertowanie'' pod postacią wycia. Nie wytrzymałam. Wstałam z łóżka, zapaliłam lampkę i myślałam co zrobić.
- Demon, czego chcesz? Byłeś na dworze 30 min temu- Powiedziałam do psa.
Koniecznie musiałam zadzwonić do Kastiela.
- Halo? Usłyszałam jego zaspany głos.
- Słyszysz to? Przyłożyłam telefon do Demona, który wył jeszcze głośniej.
- Budzisz mnie po to, żebym mógł usłyszeć swojego psa?
- On tak wyje od 30 min, wydaje mi się, że chyba tęskni.
- Świetnie, porozmawiaj z nim na mój temat, a na pewno mu przejdzie, dobranoc- Usłyszałam w odpowiedzi.
- Kastiel! Po prostu tu przyjdź.
- Zapraszasz mnie do siebie na noc?
- A mam inne wyjście...
***
- Demon, spokój- Krzyknął Kass.
Pies natychmiastowo się uspokoił.
- Więc, idziemy spać? Zapytał czerwonowłosy bardzo zalotnie.
- Tak, jestem już zmęczona, dobranoc. Wyszłam z pokoju.
- Ej, ale ja myślałem... Krzyknął chłopak.
- Hahaha, życzę powodzenia.
Położyłam się na kanapie i przykryłam kocem. Po chwili zasnęłam. Kiedy się obudziłam Kass krzątał się po kuchni, a pies na mnie leżał.
- Demon, zejdź ze mnie! Krzyczałam.
- To kara za to że z nim nie spałaś.
- Z nim czy może z Tobą? Odpowiedziałam.
Nie doczekałam odpowiedzi. Chłopak po chwili znalazł się obok mnie zrzucając psa i siadając obok mnie.
- Która jest godzina? Zapytałam.
- 10.00
- Dlaczego mnie wcześniej nie obudziłeś?! Przecież szkoła...
- Zrobimy sobie dzisiaj wagary.
- I mówisz to z takim epickim spokojem?
- Nie wiń mnie za to, że muszę się mieć na Was oko.
- Nie myśl sobie, że zawsze będziesz u mnie nocować- Odpowiedziałam.
- Już miałem taka nadzieje.
Rzuciłam w Kastiela kapciami bo tylko to miałam pod ręką. Na reakcję nie czekałam długo. Chłopak rzucił się na mnie i zaczął łaskotać i w efekcie tego czynu wylądowaliśmy na podłodze.
- Mogłabyś ze mnie zejść? Powiedział
- Nie, może nie mam takiej ochoty.
- No dobrze.
Znalazłam się pod chłopakiem.
- Zejdź ze mnie- Powiedziałam szczerze się uśmiechając.
- Może nie mam takiej ochoty- Mówiąc to przybliżał się do moich ust.
- Demon! Pomocy! Wykrzyczałam.
Pies kiedy tylko usłyszał swoje imię natychmiastowo ruszył mi z pomocą. Zaczął szczekać, aż w końcu rzucił się na Kassa. W tym momencie mogłam zrobić unik i w końcu wygramoliłam się spod jego ciała. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam jak Kastiel leży powalony na podłodze i przygnieciony Demonem.
Zaczęliśmy się śmiać. Poprawiłam się po wykonanych ''akrobacjach'' i poszłam do kuchni w celu zrobienia śniadania.
Kiedy skończyliśmy jeść postanowiliśmy udać się na spacer. Kastiel mi wręczył smycz ze swoim pupilem.
Na samym początku byłam strasznie dumna, ponieważ Demon zachowywał się bardzo przyzwoicie.
- Stop! Usłyszałam.
Spojrzałam na Kastiela, który podszedł do mnie.
- Kotek na 12.00, Chwyć mocno smycz i udawaj, ze nic się nie dzieje.
- To wcale nie jest takie trudne- Uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Co za entuzjazm... To świadomość, że spędzisz cały dzień ze mną wprawia cię w taki nastrój?
- Chciałbyś. Pokazałam mu język.
Nasza konwersacja zapewne trwała by dłużej, gdyby nie moje rozkojarzenie, które doprowadziło do poluzowania smyczy. Demon z pewnością to wyczuł, szarpnął się mocniej, upuściłam smycz i niestety uciekł.
Stałam zszokowania. Po chwili widziałam jak pies znika za zakrętem.
- I co teraz? Zapytałam.
- Wracamy do Ciebie- odpowiedział Kastiel.
- A pies?
- Wróci....
Świetnee jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;3
OdpowiedzUsuń