niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział XIV ''Ślub''

Obudził mnie straszny hałas. Najpewniej dobiegał z ogrodu, gdzie trwały przygotowania do ślubu. Pospiesznie wstałam z łóżka. Z wczorajszego wieczoru pozostały pewne kwestie do wyjaśnienia, chociażby moje zbulwersowanie na Lysandra. Było mi strasznie przykro, że tak go potraktowałam. Nic nie tłumaczyło mojego zachowania. Narzuciłam na siebie szlafrok i nie czekając dłużej wyszłam, by poszukać białowłosego. Zamknęłam pokój i natychmiastowo podeszłam pod drzwi jego sypialni. Po ciele przechodziły mnie dreszcze.
- Co jeśli mi nie wybaczy? Pomyślałam.
Zapukałam do drzwi, a po chwili usłyszałam aksamitny głos mówiący '' Proszę wejść''
Chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Zauważyłam, iż mój przyjaciel siedzi na tarasie, podeszłam do niego i usiadłam obok.
- Lysander.. Tak bardzo Cię...
- Ciii, nic nie mów. Nie jestem na Ciebie zły- Odpowiedział spokojnie.
- To nie tłumaczy mojego nieodpowiedniego zachowania- Wyszeptałam.
Poczułam, że łzy spływają mi po policzku. Spuściłam głowę i zaczęłam szlochać coraz bardziej.
Mój przyjaciel nie czekał długo i natychmiast mnie przytulił.
- Lys, przepraszam, Ja nie wiem co we mnie wczoraj wstąpiło
- Wszystko rozumiem, proszę nie płacz, nie mogę patrzeć jak moja przyjaciółka płacze.
Białowłosy wyciągnął swoją białą, jedwabną chusteczkę którą otarł moje łzy z twarzy. Spojrzałam na niego, ucieszyłam się kiedy zobaczyłam jego piękny uśmiech. Pogłaskał mnie po głowie i przytulił do siebie. Siedzieliśmy w ciszy i obserwowaliśmy trwające przygotowania w ogrodzie.
- Nie wiem czy to odpowiedni moment, ale muszę Ci coś powiedzieć- Powiedział Lys.
- Coś się stało?
- Posłuchaj... pamiętasz jak mówiłaś, że wysłałaś  listy do mnie i Leo, kiedy się przeprowadziliśmy?
- No tak, nie pamiętam ile ich dokładnie było, średnio wysyłałam je co tydzień.- Odpowiedziałam.
- Znalazłem je.
- Jak to? Zapytałam zdziwiona.
Chłopak wstał i poszedł do swojego pokoju. Po chwili wrócił z metalowym pudełkiem które mi wręczył.
- Proszę, otwórz to- Powiedział.
Nie wiedziałam czego mam się spodziewać, ale kiedy otworzyłam pudełko zobaczyłam swoje  listy, które powinny zostać wysłane do moich przyjaciół.
- Rozumiesz coś z tego? Zapytałam.
- Teoretycznie tak, tylko nie chciałbym Cię teraz martwić, w szczególności przed uroczystością- Odpowiedział.
- Czy to ma związek z moją matką?
- Najpewniej tak...
Nie wiele myśląc wstałam, złapałam Lysa za rękę i wybiegliśmy z pokoju, by znaleźć moją mamę, która potrafiłaby to wszystko w racjonalny sposób wytłumaczyć. Weszliśmy do sypialni rodzicielki. Była ubrana w suknię ślubną, a dookoła niej trwały ostatnie przygotowania.
- Córko, dlaczego nie jesteś gotowa? Zapytała zirytowana.
- Mam ważniejsze sprawy na głowie. Chociażby to pudełko.
Wypowiadając to rzuciłam je na łóżko.
- Co to jest? Zapytała
- To ja się powinnam zapytać co to jest... Dlaczego moje listy nigdy nie zostały wysłane?!
- Kochanie, ale o czym Ty mówisz... Przecież osobiście wrzucałam je do skrzynki na listy.
- Mamo, błagam Cię, daruj sobie tylko powiedz prawdę.
- No dobrze... Nie podobało mi się to w jaki sposób okazujecie sobie przyjaźń- Odpowiedziała bez większego entuzjazmu.
- Słucham? Co masz na myśli?- Zaskoczyła mnie swoją odpowiedzią.
- No po prostu obawiałam się tego, iż mogło by coś między wami zaiskrzyć.
- Mamo, o czym ty do cholery mówisz?!
- Nie przeklinaj w mojej obecności! To brak szacunku! Krzyczała kobieta.
- Widzę, że dalsza część konwersacji nie ma najmniejszego sensu. Chodź Lysander
- Miki wracaj tutaj natychmiast!
Nie chciałam już z nią rozmawiać, dlatego też opuściliśmy jej pokój i wróciliśmy do mojej sypialni.
- Co masz zamiar z tym zrobić? Zapytał troskliwie przyjaciel.
- Nic a nic. Udowodniła mi jak bardzo potrafi być podła. Całe szczęście, że wieczorem wracamy do domu. Przyjaciel podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
W tym momencie do mojego pokoju wpadły dziewczyny. Inaczej nie można było tego nazwać.
- Wybacz Lys, ale zaraz uroczystość, a Miki jak zawsze niegotowa- Powiedziała Rozalia.
Białowłosy zaczął się śmiać, niestety nie zdążył nic powiedzieć, kiedy dziewczyny wyrzuciły go z pokoju.
- Miki! Jesteś okropna. Zaraz wszystko się zacznie, Ubieraj się szybko- Krzyczała Kim
W zasadzie miała rację. Zawsze dotrzymuję obietnicy, więc na uroczystości niestety musiałam być.
Poszłam do łazienki, wykąpałam się. Violetta zakręciła mi włosy które lekko podpięła do góry. Robiła to z wielką precyzją. Rozalia z Kim prasowały moją sukienkę, którą już po chwili mogłam założyć. Była do kolana składająca się z czarnego wiązanego gorsetu, natomiast dół wykonany był z białej koronki. Założyłam czarne buty, a przy sobie miałam białą kopertówkę.
Zdążyłam jeszcze wykonać lekki makijaż. Kiedy opuściłam łazienkę zobaczyłam, że dziewczyny pakują resztę moim rzeczy. Zaraz po ceremonii musieliśmy się udać na lotnisko. Tak bardzo chciałam wyjechać i wrócić do swojego domu.
- Dziewczyny, jesteście już gotowe? Usłyszałyśmy głos Alexa pod drzwiami.
- Tak, już wychodzimy- Odpowiedziała Viol.
Wyszłyśmy z pokoju. Każdy ''porwał'' swoją partnerkę, widziałam spojrzenia Kastiela. Chyba oboje nie wiedzieliśmy jak się zachowywać w stosunku do siebie.
Udawać, że nic się nie stało? Nie do końca wiedziałam co z tym faktem zrobić.
Schodziliśmy po schodach. Poczułam bardzo silny ból w nodze. Złapałam się barierki i czekałam, aż przejdzie.
- Miki, wszystko w porządku? Zapytał Leo.
- Tak, tak. Muszę tylko odpocząć, zaraz do Was dołączę- Wysyczałam.
- Zmęczyłaś się schodząc po schodach? Zapytał Kastiel.
Spojrzałam na niego, jednak nie miałam siły na udzielenie odpowiedzi.
Chłopak złapał mnie za rękę i kazał usiąść na schodach, co też uczyniłam. Następnie czerwonowłosy zdjął moje buty, które odrzucił na bok, a zamiast nich włożył balerinki.
- Proszę połknij to- Powiedział.
- Co to jest?
- Tabletka gwałtu- Odpowiedział uśmiechając się łobuzersko.
- Będzie Ci po tym lepiej- Dodał po chwili.
Zaryzykowałam i wzięłam pigułkę. Postanowiłam się podnieść,jednak wyglądało to dosyć komicznie, kiedy próbowałam zejść ze schodów. Kastiel spojrzał na mnie,  mruczał coś pod nosem, a po chwili wziął mnie na ręce.
- Potrafię sobie radzić sama- Powiedziałam.
- Tak, przed chwilą pokazałaś jak bardzo.
Dołączyliśmy do reszty.
- Możesz już chodzić? Zapytał czule.
- Chyba nie będę miała wyjścia.
Kass delikatnie postawił mnie na ziemi. Jednak cały ten czas musiałam się go podtrzymywać, by nie upaść.
- Miki, może pójdę po kule? Zapytał Lys.
- Nie nie trzeba, zaraz mi przejdzie, to pewnie chwilowe.
- Jesteś strasznie blada- Powiedziała Kim.
- Spokojnie zaopiekuję się nią- Odpowiedział czerwonowłosy.
Wyszliśmy na zewnątrz i udaliśmy się do ogrodu. Najwidoczniej byli już wszyscy.  Moje miejsce wyznaczone było obok Nataniela, natomiast Kastiel musiał siedzieć obok Amber. Reszta siedziała bardziej z tyłu. Usłyszeliśmy dźwięk marszu weselnego i wszyscy wstaliśmy. Po chwili ujrzeliśmy moją mamę, która dumnie kroczyła po ścieżce usypanej z czerwonych płatków róż. Na samym końcu czekał Antonio.
Dalsza część  ceremonii przebiegała bezproblemowo. Wszyscy goście przeszli do sali balowej, gdzie grała już muzyka, a kelnerzy rozdawali szampana.
- Na nas już chyba czas. Pożegnaj się z mamą- Powiedział czerwonowłosy.
- Nie, nie będę jej przeszkadzać, chodźmy już- Uśmiechnęłam się do chłopaka i podeszliśmy do limuzyny w której czekała na nas cała reszta.
Ostatni raz spojrzałam na piękną willę. Miałam nadzieje, że widzę Ją ostatni raz.
- Mamo, chcę żebyś do końca życia była szczęśliwa- Pomyślałam.

PS: TAKI MALUTKI BONUSIK <3 

Pozdrawiam Harry ;) 
























5 komentarzy:

  1. CUUDNNEEE! Boże nie mogę się oderwać od twojego opowiadania. Wiem ,że pewnie nie masz czasu ale mogłabyś dodawać opowiadania w soboty i niedziele? Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko będzie zależeć od tego czy znajdę czas, postaram się, ale niczego nie obiecuję :)

      Usuń
  2. Taki mały błąd chyba. Czy wcześniej nie było ze to ona nie otrzymywała listów od Lysa i Leo?

    OdpowiedzUsuń