- Kastiel? To na pewno ten adres? Zapytałam niepewnie.
- Niestety tak...
Przed nami znajdowała się wielka posesja. Z całą pewnością nie można jej było nazwać ''domem''.
Wjechaliśmy przez okazałą bramę na teren willi. Przywitała nas moja mama.
- Kochanie! Tak się cieszę że przyjechałaś! Krzyczała z daleka.
- Ja też się cieszę...- Wymruczałam pod nosem. Chciałam Ci przedstawić mojego chłopaka Kastiela, oraz przyjaciół- Powiedziałam do kobiety.
- Zaraz, zaraz! Jakiego chłopaka? Pytała zdziwiona.
- No tak mamo, CHŁOPAKA! Dobrze usłyszałaś.
- Wrócimy jeszcze do tego tematu.
- Chyba mnie nie lubi- wyszeptał Kastiel.
- Ona nawet siebie nie lubi.
Weszliśmy do środka. Piękny hol z witrażami, okazałe schody prowadzące na piętro. Wszystko prezentowało się rewelacyjnie.
- Miki, przedstawiam Ci twoje przyrodnie rodzeństwo. Powiedziała mama. To jest Nataniel i Amber. Mam nadzieje, że się polubicie.
- Amber?! Wykrzyczałam
- Miki?! Mówił Nat.
- Wy?! Pytali wszyscy.
Zrobiło się niezłe zamieszanie.
To niemożliwe! Chciałam, by to wydarzenie okazało się tylko sennym koszmarem.
Zamknęłam oczy, następnie spojrzałam raz jeszcze. Nie, jednak to nie sen.
- Amber, oprowadź gości, Ja muszę przywitać się z twoim ojcem. Powiedziała rodzicielka i poszła w nieznanym mi kierunku.
- To jest jakiś żart tak!? Zaraz wyskoczą z kamerą i wykrzyczą ''Mamy Cię''! Dobra, możecie wyjść, dowcip się wam udał- Mówiłam.
- To nie jest dowcip. Najpierw kradniesz mi chłopaka, a teraz Ojca? Krzyczała blondynka.
Widać to u was rodzinne.
- Amber, nie byliśmy razem, nikt Ci nikogo nie kradnie jak to określiłaś! Sami jesteśmy w szoku. Odpowiadał Kastiel.
- Ja tego tak nie zostawię! Musze porozmawiać z Ojcem! Nataniel! idziemy- Wrzeszczała blondynka.
Staliśmy zupełnie sami na środku wielkiego holu. Nie wiedzieliśmy co dalej.
- Przepraszam, szukam panienki Rosslet- Usłyszałam głos pokojówki.
- To Ja, ale nie nazywaj mnie ''panienką'' Mów mi Miki- Uśmiechnęłam się do kobiety.
- Ale Ja tak nie mogę... to zakazane- Jąkała się kobieta.
- Nikt się o tym nie dowie, Wiesz może gdzie są nasze pokoje?
- A ch tak, bardzo przepraszam panienko! Znaczy Miki. Zapraszam na górę, waszymi bagażami ktoś się zaraz zajmie.
Znajdowaliśmy się na piętrze. Po prawej jak i po lewej stronie znajdowały się długie korytarze.
Po prawej znajdują się sypialnie chłopców, a po lewej dziewczyn. I tak oto rozstaliśmy się z naszymi chłopcami i skierowałyśmy się do pokoi.
Każdy z nas miał osobny pokój. Mój miał duży balkon z pięknym widokiem na ogród, oraz inne posiadłości. Położyłam się na łóżku. Ze zmęczenia zasnęłam.
- Miki, kochanie, musimy porozmawiać- Obok mnie siedziała mama.
Natychmiastowo wstałam i usiadłam obok niej.
- Kochanie, nie wiem jak mam Ci to powiedzieć...
Była przerażona. Zaczynałam się bać.
- Mamo, co się dzieje?
- Kastiel to twój chłopak. Cieszę się twoim szczęściem, nawet nie wiesz jak bardzo. Niestety Amber rozmawiała z Antonio. Bardzo się wściekł, kiedy dowiedział się że odbiłaś jej chłopaka.
- Co?! Mamo! Oni nie byli razem, Amber to sobie wszystko wymyśliła! Mój ton się podnosił.
- Nawet jeśli mówisz prawdę, Antonio nie zaakceptuje Cię dopóki nie przeprosisz Amber i nie zerwiesz z Kastielem...
- Mamo! Nie zrobię tego rozumiesz?! Nikt nie ma prawa mieszać się w moje życie!
- W takim razie, nie możesz uczestniczyć w ceremonii ślubnej. Przykro mi. Odpowiedziała i tak po prostu wyszła z pokoju.
Zaczęłam płakać. Myślałam, że pomimo charakteru mamy, zawsze będzie mnie bronić. Pomyliłam się.
Usłyszałam cichutkie pukanie. Kastiel wszedł do pokoju.
- Wszystko słyszałem. Powiedział.
Usiadł obok mnie i siedzieliśmy w ciszy. Nie mieliśmy pojęcia jak wybrnąć z tej wręcz durnej sytuacji.
- Mam pewien pomysł- Odpowiedział po chwili namysłu.
Jaki? Tylko nie mów mi że...
Chłopak siedział w milczeniu, nawet na mnie nie spojrzał.
- Tak będzie najlepiej dla wszystkich, przepraszam.
Wyszedł z pokoju. Czy to właśnie oznaczało zerwanie?
Chciałam wybiec na korytarz, niestety moje kule wszystko mi utrudniały. Kiedy wyszłam już z pokoju nigdzie go nie było. Oparłam się o ścianę i zaczęłam płakać.
Nie byłam zakochana w Kastielu, ale na tyle zauroczona jego osobą, że nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić...
PS: Strasznie przepraszam że taki krótki, mam teraz tyle na głowie Czasami rozdziały będą opóźnione, za co jeszcze raz bardzo przepraszam. Mam tyle pomysłów, a nie wiele czasu i zaczynam się denerwować tym faktem. Jeszcze organizacja Sylwka... istny koszmar. Następny rozdział postaram się dodać w Nowy Rok.
Życzę wszystkim udanego sylwestra i szampańskiej zabawy do rana <3
Pozdrawiam Harry
Archiwum bloga
-
▼
2012
(12)
-
▼
grudnia 2012
(12)
- Roździał I ''Przeprowadzka''
- Roździał II ''Nowa szkoła''
- Roździał III ''Impreza''
- Roździał IV ''Poczucie Bezsilności''
- Rozdział V ''Plan Działania, Rozczarowanie, Ból''
- Rozdział V część II '' Plan Działania, Rozczarowan...
- Rozdział VI ''Urodziny''
- Rozdział VII ''Wszystko przed nami...''
- Rozdział VIII '' Przyjaźń, czy coś więcej? ''
- Rozdział IX ''Dramatyczny rozwój sytuacji''
- Rozdział X '' Wyjazd'
- Rozdział XI '' Rozstanie''
-
▼
grudnia 2012
(12)
-
►
2013
(17)
- ► stycznia 2013 (5)
- ► lutego 2013 (8)
- ► marca 2013 (3)
- ► lipca 2013 (1)
sobota, 29 grudnia 2012
czwartek, 27 grudnia 2012
Rozdział X '' Wyjazd'
Usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Halo? Powiedziałam zaspanym głosem.
- Wiemy że jest bardzo wcześnie, ale proszę włącz komputer.
Odłożyłam telefon na szafkę i wyjęłam laptopa. Troch to trwało zanim się uruchomił.
Po chwili dostałam wiadomość. Otworzyłam okienko i zobaczyłam jak wszyscy moi znajomi czekają przed szpitalem i życzą mi szybkiego powrotu do zdrowia. Wzruszyłam się.
Rozmawialiśmy chwilkę przez kamerkę. Do pokoju weszła pielęgniarka.
- No kochanieńka! Szkoda że nie możesz tego zobaczyć na własne oczy. Masz wspaniałych przyjaciół. Mówiąc to otwierała okno.
- Zapowiada się piękny dzień, jeśli chcesz przyprowadzę wózek i pójdziemy na spacer- Uśmiechała się pielęgniarka.
- Tak, nie chcę tutaj leżeć cały dzień.
- Przepraszam, można? Zapytał czerwonowłosy.
- Przykro mi, dzisiaj nie...
- Proszę! Mógłby mnie zabrać na spacer? Zapytałam kobietę.
- No dobrze, ale jeśli komuś powiecie będę mieć sporę kłopoty- Pogroziła pielęgniarka.
- Dziękuję- Odpowiedziałam.
Kastiel usiadł przy mnie.
- Jak się czujesz? Zapytał
- Dobrze, chcę już wrócić do szkoły.
- Jeszcze trochę wytrzymasz. Mam dla Ciebie niespodziankę.
- Jaką niespodziankę?
- Hahaha, myślisz że Ci powiem? Musisz poczekać. No i potrzebuję motywacji- Mówiąc to przybliżył usta do mojej twarzy i delikatnie mnie pocałował w usta.
Zarumieniłam się.
- Na korytarzu zostawiam wózek. O przepraszam! Powiedziała kobieta Pospiesznie zamykając drzwi.
Zaczęliśmy się śmiać. Miałam problem ze wstaniem. Moja noga była na tyle usztywniona, że musiałam się trochę pomęczyć. Kass wziął mnie na ręce i posadził na wózku.
- Skąd masz tyle siły? Zapytałam.
- Gdybyś nie była szkieletem to miałbym problem...
- Ej ale ja nie jestem...!
- Nie bulwersuj się tak. Odpowiedział.
Za szpitalem znajdował się piękny ogród. Właśnie tam zabrał mnie czerwonowłosy.
- Kastiel... Czy ty nie powinieneś być teraz w szkole?
- Jeden dzień mogę sobie odpuścić.
Przystawił wózek przy ławce, na której usiadł.
- Mogę Cię o coś zapytać? Spojrzałam na chłopaka oczekując odpowiedzi. On tylko skinął głową na potwierdzenie.
- Dlaczego chcesz spędzać ze mną czas, całujesz mnie kiedy nadarzy się okazja?
Dało się zauważyć rumieńce na jego policzkach. Spuścił wzrok i zaczął się jąkać w wypowiedzi.
- Nieistotne! Chodźmy już- Wymruczał.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ...
Nareszcie wyszłam ze szpitala. Chodziłam o kulach. Czekała mnie długa rehabilitacja, jednakże lekarze twierdzili jednomyślne, że nie powinno być większych problemów. Miałam tylko stosować się do zaleceń.
Mama wróciła do Hiszpanii. W ten weekend czekał mnie wyjazd na ślub. Lysander mnie przekonał, że w końcu to moja mama i potrzebujemy swojej bliskości. Pakowałam resztę swoich rzeczy kiedy usłyszałam kroki skierowane do mojego pokoju.
- No tak, przecież w tym domu już nikt nie zwraca uwagi na jakąkolwiek prywatność- Wypowiedziałam głośno.
- Spakowałaś się już? Zobaczyłam przez uchylające się drzwi czerwonowłosego.
- Musisz mnie tak poganiać? To długi etap- Zaczęłam wymieniać czego jeszcze nie spakowałam, kiedy Kass podszedł do mnie i namiętnie pocałował.
- A może zamiast tego pakowania, zajęłabyś się mną? Szeptał mi do ucha.
- Kastiel! Jak możesz, jesteś okropny! Rzuciłam w niego poduszką i to był błąd.
- Teraz masz przechlapane! Wysyczał i razem upadliśmy na łóżko.
- Kastiel, zejdź ze mnie! Jesteś za ciężki.
- Uwielbiam jak się złościsz. Pocałował mnie kolejny raz, a następnie pomógł wstać.
Dokończyłam dalsze pakowanie i już byłam gotowa. Przed domem zobaczyłam Kim z Lysem, Alexa z Violettą, Ronalda i oczywiście Leo z Rozalią. Przywitałam się ze wszystkimi i wsiedliśmy do taksówek.
Po długiej podróży w końcu byliśmy na miejscu. Następnie odbyła się godzinna odprawa na lotnisku, i w końcu mogliśmy zająć miejsca w samolocie. Czekał nas długi i męczący lot.
Graliśmy w karty, śmialiśmy się, atmosfera była bardzo przyjemna.
Siedziałam przytulając się do Kastiela. Obok nas siedział Ronald.
- Miki, a będą tam jakieś druhny? Zapytał
- No tak, w końcu będzie tam cała rodzina.
- Hahah Ronald namiętnie poszukuje dziewczyny- Wypowiedział Kass.
Szturchnęłam go mocno.
- A to za co? Zirytował się.
- Za nie wyparzony język- Wysyczałam.
- Roland- kontynuowałam. Będzie tam mnóstwo moich kuzynek, zapoznam Cię i może któraś Ci się spodoba- Powiedziałam uśmiechając się.
- Chłopak lekko się uśmiechnął i zaczął słuchać muzyki.
Postanowiłam się nie odzywać do Kastiela. Boże! Jak o mnie czasami irytował. Nie mam pojęcia dlaczego jesteśmy razem. Szczerze powiedziawszy miałam ochotę go zabić. Niestety długo nie wytrzymałam w tej ciszy i musiałam się do niego przytulić. Zawsze potrafił postawić na swoim.
Oglądaliśmy film. Ktoś zakłócał spokój.
- A więc to tak! Dobrze w takim razie to koniec!
Ktoś najpewniej się kłócił. Podniosłam głowę, aby zlokalizować potencjalne osoby. Spojrzałam na przyjaciół. Zauważyłam, że krzyki dobiegają od Violetty i Alexa.
- Nie wygląda to za dobrze, nigdy się nie kłócili- Usłyszałam od Kastiela.
- Ronald, czy mógłbyś zamienić się ze mną miejscem? Powiedziała zapłakana Violetta.
- Pewnie.
Cała ''sympatyczna atmosfera'' legła w gruzach. Skoro teraz zaczynają się kłótnie, to co mogło nastąpić potem?
Violetta zajęła miejsce obok nas. Pomyślałam, ze w takiej sytuacji nie będę o nic pytać, tylko dam jej poczucie, że zawsze może na mnie liczyć. Przytuliłam się do niej, a ona wybuchła histerycznym płaczem.
- Violl, jeśli chcesz to możesz mi...
- Przyłapałam go jak podrywa Amber- Powiedziała.
- Że kogo podrywał?!
- Przeprosił mnie i się pogodziliśmy, tylko nie dawało mi to spokoju. Zaczęliśmy o tym rozmawiać no i doszło do rozstania.
- Violl, jest mi tak strasznie przykro. Ponownie przytuliłam się do dziewczyny. W końcu zasnęła.
- Kastiel, wiesz może o co chodzi? Mówiłam szeptem, aby nie obudzić dziewczyny.
- Wiem, powiem Ci jak będziemy na miejscu, teraz za dużo osób słucha, jeszcze by się ktoś dowiedział.
Pocałowałam go w usta i sama zasnęłam.
- Uwaga! pasażerowie, proszę zapiąć pasy. Dziękuję.
- Kochanie, obudź się, jesteśmy już na miejscu....
PS: Przepraszam, że rozdział jest krótki, ale nie miałam specjalnej weny na napisanie czegoś dłuższego.
Mam nadzieje że się spodoba : )
Pozdrawiam Harry.
- Halo? Powiedziałam zaspanym głosem.
- Wiemy że jest bardzo wcześnie, ale proszę włącz komputer.
Odłożyłam telefon na szafkę i wyjęłam laptopa. Troch to trwało zanim się uruchomił.
Po chwili dostałam wiadomość. Otworzyłam okienko i zobaczyłam jak wszyscy moi znajomi czekają przed szpitalem i życzą mi szybkiego powrotu do zdrowia. Wzruszyłam się.
Rozmawialiśmy chwilkę przez kamerkę. Do pokoju weszła pielęgniarka.
- No kochanieńka! Szkoda że nie możesz tego zobaczyć na własne oczy. Masz wspaniałych przyjaciół. Mówiąc to otwierała okno.
- Zapowiada się piękny dzień, jeśli chcesz przyprowadzę wózek i pójdziemy na spacer- Uśmiechała się pielęgniarka.
- Tak, nie chcę tutaj leżeć cały dzień.
- Przepraszam, można? Zapytał czerwonowłosy.
- Przykro mi, dzisiaj nie...
- Proszę! Mógłby mnie zabrać na spacer? Zapytałam kobietę.
- No dobrze, ale jeśli komuś powiecie będę mieć sporę kłopoty- Pogroziła pielęgniarka.
- Dziękuję- Odpowiedziałam.
Kastiel usiadł przy mnie.
- Jak się czujesz? Zapytał
- Dobrze, chcę już wrócić do szkoły.
- Jeszcze trochę wytrzymasz. Mam dla Ciebie niespodziankę.
- Jaką niespodziankę?
- Hahaha, myślisz że Ci powiem? Musisz poczekać. No i potrzebuję motywacji- Mówiąc to przybliżył usta do mojej twarzy i delikatnie mnie pocałował w usta.
Zarumieniłam się.
- Na korytarzu zostawiam wózek. O przepraszam! Powiedziała kobieta Pospiesznie zamykając drzwi.
Zaczęliśmy się śmiać. Miałam problem ze wstaniem. Moja noga była na tyle usztywniona, że musiałam się trochę pomęczyć. Kass wziął mnie na ręce i posadził na wózku.
- Skąd masz tyle siły? Zapytałam.
- Gdybyś nie była szkieletem to miałbym problem...
- Ej ale ja nie jestem...!
- Nie bulwersuj się tak. Odpowiedział.
Za szpitalem znajdował się piękny ogród. Właśnie tam zabrał mnie czerwonowłosy.
- Kastiel... Czy ty nie powinieneś być teraz w szkole?
- Jeden dzień mogę sobie odpuścić.
Przystawił wózek przy ławce, na której usiadł.
- Mogę Cię o coś zapytać? Spojrzałam na chłopaka oczekując odpowiedzi. On tylko skinął głową na potwierdzenie.
- Dlaczego chcesz spędzać ze mną czas, całujesz mnie kiedy nadarzy się okazja?
Dało się zauważyć rumieńce na jego policzkach. Spuścił wzrok i zaczął się jąkać w wypowiedzi.
- Nieistotne! Chodźmy już- Wymruczał.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ...
Nareszcie wyszłam ze szpitala. Chodziłam o kulach. Czekała mnie długa rehabilitacja, jednakże lekarze twierdzili jednomyślne, że nie powinno być większych problemów. Miałam tylko stosować się do zaleceń.
Mama wróciła do Hiszpanii. W ten weekend czekał mnie wyjazd na ślub. Lysander mnie przekonał, że w końcu to moja mama i potrzebujemy swojej bliskości. Pakowałam resztę swoich rzeczy kiedy usłyszałam kroki skierowane do mojego pokoju.
- No tak, przecież w tym domu już nikt nie zwraca uwagi na jakąkolwiek prywatność- Wypowiedziałam głośno.
- Spakowałaś się już? Zobaczyłam przez uchylające się drzwi czerwonowłosego.
- Musisz mnie tak poganiać? To długi etap- Zaczęłam wymieniać czego jeszcze nie spakowałam, kiedy Kass podszedł do mnie i namiętnie pocałował.
- A może zamiast tego pakowania, zajęłabyś się mną? Szeptał mi do ucha.
- Kastiel! Jak możesz, jesteś okropny! Rzuciłam w niego poduszką i to był błąd.
- Teraz masz przechlapane! Wysyczał i razem upadliśmy na łóżko.
- Kastiel, zejdź ze mnie! Jesteś za ciężki.
- Uwielbiam jak się złościsz. Pocałował mnie kolejny raz, a następnie pomógł wstać.
Dokończyłam dalsze pakowanie i już byłam gotowa. Przed domem zobaczyłam Kim z Lysem, Alexa z Violettą, Ronalda i oczywiście Leo z Rozalią. Przywitałam się ze wszystkimi i wsiedliśmy do taksówek.
Po długiej podróży w końcu byliśmy na miejscu. Następnie odbyła się godzinna odprawa na lotnisku, i w końcu mogliśmy zająć miejsca w samolocie. Czekał nas długi i męczący lot.
Graliśmy w karty, śmialiśmy się, atmosfera była bardzo przyjemna.
Siedziałam przytulając się do Kastiela. Obok nas siedział Ronald.
- Miki, a będą tam jakieś druhny? Zapytał
- No tak, w końcu będzie tam cała rodzina.
- Hahah Ronald namiętnie poszukuje dziewczyny- Wypowiedział Kass.
Szturchnęłam go mocno.
- A to za co? Zirytował się.
- Za nie wyparzony język- Wysyczałam.
- Roland- kontynuowałam. Będzie tam mnóstwo moich kuzynek, zapoznam Cię i może któraś Ci się spodoba- Powiedziałam uśmiechając się.
- Chłopak lekko się uśmiechnął i zaczął słuchać muzyki.
Postanowiłam się nie odzywać do Kastiela. Boże! Jak o mnie czasami irytował. Nie mam pojęcia dlaczego jesteśmy razem. Szczerze powiedziawszy miałam ochotę go zabić. Niestety długo nie wytrzymałam w tej ciszy i musiałam się do niego przytulić. Zawsze potrafił postawić na swoim.
Oglądaliśmy film. Ktoś zakłócał spokój.
- A więc to tak! Dobrze w takim razie to koniec!
Ktoś najpewniej się kłócił. Podniosłam głowę, aby zlokalizować potencjalne osoby. Spojrzałam na przyjaciół. Zauważyłam, że krzyki dobiegają od Violetty i Alexa.
- Nie wygląda to za dobrze, nigdy się nie kłócili- Usłyszałam od Kastiela.
- Ronald, czy mógłbyś zamienić się ze mną miejscem? Powiedziała zapłakana Violetta.
- Pewnie.
Cała ''sympatyczna atmosfera'' legła w gruzach. Skoro teraz zaczynają się kłótnie, to co mogło nastąpić potem?
Violetta zajęła miejsce obok nas. Pomyślałam, ze w takiej sytuacji nie będę o nic pytać, tylko dam jej poczucie, że zawsze może na mnie liczyć. Przytuliłam się do niej, a ona wybuchła histerycznym płaczem.
- Violl, jeśli chcesz to możesz mi...
- Przyłapałam go jak podrywa Amber- Powiedziała.
- Że kogo podrywał?!
- Przeprosił mnie i się pogodziliśmy, tylko nie dawało mi to spokoju. Zaczęliśmy o tym rozmawiać no i doszło do rozstania.
- Violl, jest mi tak strasznie przykro. Ponownie przytuliłam się do dziewczyny. W końcu zasnęła.
- Kastiel, wiesz może o co chodzi? Mówiłam szeptem, aby nie obudzić dziewczyny.
- Wiem, powiem Ci jak będziemy na miejscu, teraz za dużo osób słucha, jeszcze by się ktoś dowiedział.
Pocałowałam go w usta i sama zasnęłam.
- Uwaga! pasażerowie, proszę zapiąć pasy. Dziękuję.
- Kochanie, obudź się, jesteśmy już na miejscu....
PS: Przepraszam, że rozdział jest krótki, ale nie miałam specjalnej weny na napisanie czegoś dłuższego.
Mam nadzieje że się spodoba : )
Pozdrawiam Harry.
wtorek, 25 grudnia 2012
Rozdział IX ''Dramatyczny rozwój sytuacji''
- Możemy jeszcze tutaj zostać? Zapytał chłopak.
- Oczywiście- Lekko się uśmiechnęłam.
Wróciliśmy na molo. Położyliśmy się i podziwialiśmy niebo. Było bezchmurne. Szum fal nas uspokajał. Nie mogłam sobie wyobrazić piękniejszego wieczoru. Niestety zrobiło się chłodno.
- Chodź do samochodu, bo się przeziębisz- Usłyszałam.
Kastiel narzucił na mnie swoją kurtkę i lekko objął. Następnie otworzył mi drzwi i wsiadłam do środka. Po kilku minutach zasnęłam.
Obudziłam się rano w swoim pokoju. Nie wiedziałam jak się w nim znalazłam. Usłyszałam głośnie pukanie do drzwi. Natychmiastowo pobiegłam je otworzyć. To był Kass.
- Cześć śpiochu- Powiedział i wszedł do środka.
- Kastiel? Co ty tutaj robisz?
- Zaraz przyjedzie samochód z instrumentami.
- No tak, wybacz, zapomniałam. Czerwonowłosy nic nie odpowiedział tylko usiadł w salonie i włączył telewizor.
Poszłam na górę, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w krótkie spodenki i luźną koszulkę z napisem ''Caputre the Crown'', oraz czarne trampki. Wróciłam do salonu. Wszyscy już na mnie czekali.
- Dziewczyno, siedzimy tu już dobre 20 min, jak można się tyle szykować?! Bulwersował się Alex.
- Dobra, dobra, nie jesteś dziewczyną więc nie wiesz. Idziemy do szkoły? Zapytałam.
- Chodź, zawiozę Cię- Powiedział Lys.
- Nie, Wy jedźcie, Ja ją zawiozę- Wtrącił się Kastiel.
Ruszyliśmy w drogę.
- Od kiedy jesteś taki przyjacielski? Zapytałam ironicznie.
- Chcę zobaczyć reakcję Amber jak wchodzimy razem do szkoły- Skomentował.
Wjechaliśmy na parking. Kass zaparkował, wysiadł i otworzył mi drzwi. Kiedy wchodziliśmy do budynku, złapał mnie za rękę.
Czułam się niezręcznie, to tylko mój dobry kumpel, nie byliśmy parą i nie będziemy. Chcę mu tylko pomóc. Dlaczego to robi?
Dzisiejsze zajęcia zaliczały się do najgorszych. Każdy podchodził do mnie, zadawał pytania jak długo jesteśmy razem i tak dalej... Męczące doświadczenie. Postanowiłam uciec przez ''tłumem'' i schowałam się damskiej toalecie.
- Chociaż tutaj odrobinę spokoju- Wysyczałam.
- Chyba nie do końca!
Z kabiny wyszła Amber. Zmierzyła mnie wzrokiem.
- Wiesz co czeka dziewczyny, które odbiją mi chłopaka? Zapytała
- Nie wiem.... Oplujesz mnie swoim jadem żmii ? Odpowiedziałam.
- Takie jak Ty nie mają tutaj życia. Zniszczę Cię. Wychodząc lekko mnie popchnęła.
Sytuacja ta przekraczała wszelkie możliwości. Nikt mi nie będzie grozić, w szczególności Ona. Szybko opuściłam toaletę. Wyszłam na dziedziniec i skierowałam się do mojego ulubionego drzewa. Oparłam się i zapaliłam papierosa. Przede mną pojawił się Kastiel.
- Co ty robisz?! Krzyknęłam zbulwersowana.
- Nie ma czasu na palenie- Zabrał mi papierosa, którego wyrzucił.
Zrobiłam się czerwona ze złości jak jego koszulka.
- Rozmawiałaś z mamą? Zapytał po chwili.
- Jeszcze nie. Muszę czekać do nocy. Nie chcę jej obudzić.
- Pieprzona strefa czasowa! Mówiąc to uderzył pięścią w drzewo.
- Uspokój się! Zaczynam się Ciebie bać. Szybko odeszłam od chłopaka i weszłam do szkoły.
Dalsze zajęcia przebiegały w miarę normalnie, bez większych komplikacji. Po ostatnim dzwonku szybko opuściłam budynek. Wracałam pieszo.
- Mogłam się nie kusić na przejażdżki tylko jechać swoim samochodem- Mówiłam sama do siebie.
Zaraz, zaraz. A gdzie jest Kazik?! Mojego samochodu nie było na podjeździe, zamiast niego stał Bugatti, model który wybrałam w salonie.
- Wbiegłam do mieszkania. Drzwi były otwarte.
Zobaczyłam postać siedzącą na tarasie.
- MAMA?!
- Ile można na Ciebie czekać? Gdzie się podziewałaś? Zapytała blondynka.
- yyy... Byłam w szkole?
- Racja, racja zapomniałam! Nie przywitasz się?
Podeszłam do niej i się przytuliłam.
- Mamo? Gdzie jest Kazik? Zapytałam zirytowana.
- Na złomie- Uśmiechała się kobieta.
Wybiegłam z domu. Nie miałam pojęcia gdzie znajdowało się złomowisko. Biegłam przed siebie. Nie zwracałam uwagi na jadące samochody. Niestety ktoś mnie potrącił. Leżałam na ulicy. Wstałam, otrzepałam się i już miałam biec dalej kiedy usłyszałam głos czerwonowłosego.
- Dziewczyno! Czy ty jesteś normalna!? Właśnie mogłem Cię zabić! Krzyczał.
- Nieistotne! Gdzie jest złomowisko?
Jakieś 30 min drogi stąd. Coś się stało?
Nie odpowiedziałam na pytanie, tylko wsiadłam do jego samochodu.
Zawieź mnie tam! Rozkazałam.
Kastiel ruszył z piskiem opon. Nie mogłam się uspokoić. Jak mama mogła mi to zrobić?! To było podłe. Zadzwonił mój telefon, kiedy zobaczyłam kto dzwoni, otworzyłam szybę i wyrzuciłam telefon.
- Widzę, ktoś Ci nieźle zalazł pod skórę- Powiedział chłopak.
- Mama...
- Dlaczego jedziemy na złomowisko?
- Kazik....
Tylko tyle byłam w stanie odpowiedzieć. Dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z samochodu i pospiesznie ruszyłam do głównej bramy.
- Jakiś problem? Usłyszałam głos najpewniej pracownika
- Tak, moja mama oddała tutaj mój samochód i chciałabym go odzyskać.
- Przykro mi, reklamacji nie uwzględniamy- Uśmiechał się cynicznie.
Nie chciał mnie przepuścić. Nie miałam innego wyjścia. Mocno go popchnęłam i wbiegłam na plac.
- To niebezpieczne! Krzyczał facet.
Nie interesowało mnie to w tym momencie.
Zobaczyłam stosy samochodów. Bałam się że nie znajdę Kazimierza i stracę go na zawsze.
Zobaczyłam kolejnego pracownika obsługującego chwytak służący do niszczenia.
- Ej ty! Zapłacę Ci 2 000 $, jeśli powiesz mi gdzie teraz znajduje się mój samochód!
- Jaki model, Marka? Usłyszałam w odpowiedzi.
- Opel Kadett, rocznik 1991 SEDAN.
- Tam stoi. Wskazał mi palcem mój kochany samochód.
Zaczęłam jak najszybciej biec. Słyszałam krzyki za sobą.
- Przerwać operację! Musimy zabrać dziewczynę z sektora!
Już byłam blisko kiedy moje auto podniosło się do góry. Zaczepiony był chwytak. Stałam dokładnie pod nim. Poczułam że ktoś mnie bierze na ręce i szybko ucieka. Chwilę po tym usłyszałam głośny dźwięk upadającego samochodu. Spojrzałam w tamtym kierunku. Rozpłakałam się.
- Puszczaj mnie! Krzyczałam
- Zwariowałaś?! Chcesz zginąć?!
- Kastiel, proszę zrób coś. Chłopak niewiele myśląc podbiegł do pracownika obsługującego maszynę i nakazał mu przerwanie niszczenia.
Kazik znajdował się na ziemi. Był w opłakanym stanie. Chciałam do niego podejść ale nie mogłam. Czułam silny ból w nodze. Upadłam na ziemie. Krwawiłam. Najprawdopodobniej zemdlałam.
Obudziłam się w szpitalu.
- Wszystko będzie, dobrze, operacja się udała, za niedługo powinna się wybudzić- Usłyszałam.
Jak to wybudzić?! Przecież wszystko słyszę, już jestem wybudzona! Zaczęłam panikować, nie mogłam otworzyć oczu.
- Co się ze mną dzieje?! Niech mi ktoś pomoże! Nikt mnie nie słyszał.
- Miki, obudź się, to tylko zły sen!
- Otworzyłam oczy. Zobaczyłam uśmiechającego się Kastiela.
- Co się stało? Wyszeptałam, gdzie Ja jestem?
- Cii, nic nie mów. Miałaś wypadek, jesteś w szpitalu, już dobrze.
- a Kazik? to prawda?
- Proszę nie zawracaj sobie teraz tym głowy.
-Obudziła się? Usłyszałam głos mamy.
- Tak, odpowiedział chłopak. Miki zostawię Cię na chwilkę zaraz wrócę.
- Kochanie tak się martwiłam! Mówiła mama. Miałaś poważną operację kolana. Lekarze mówią, że po dłuższej rehabilitacji wrócisz do pełnej formy.
- Mamo, proszę Cię wyjdź! Odpowiedziałam.
- Ale, al... jak to? Jąkała się.
- Nie chcę Cię widzieć, to twoja wina! Jak mogłaś mi to zrobić! Zawsze musisz postawić na swoim.
- Kochanie, proszę nie mów....
- Wyjdź! Krzyczałam.
Do pokoju wszedł Kastiel z Lysem. Mama tylko spojrzała na nich i opuściła pokój.
Chłopcy podeszli do łóżka.
- Słońce, to twoja mama. Nie powinnaś się tak do niej zwracać. Usłyszałam aksamitny głos Lysa.
- Niczego nie rozumiesz.
- Dobrze, nie mówmy o tym teraz. Dopowiedział Kastiel. Chłopcy Cię przepraszają że nie mogli przyjść, przekazali kwiaty dla Ciebie i powiedzieli że na pewno wpadną juto- Kontynuował.
Faktycznie, bukiet był śliczny. Lekko się uśmiechnęłam.
- Kiedy mogę wracać do domu? Zapytałam
- Za kilka dni Cię wypiszą, będziesz tylko musiała przyjeżdżać do szpitala na rehabilitację.
- Co się dokładnie stało?
- Kiedy stałaś pod samochodem, spadający element wbił Ci się w kolano. Dziwne że nie poczułaś- Mówił Kastiel.
- Nie strasz nas tak więcej- Groził Lysander. Uwielbiałam jego wyraz twarzy kiedy tak mówił.
Zaczęłam się śmiać.
- No chłopcy, koniec wizyt- Do pokoju weszła pielęgniarka. Panienka Rosslet potrzebuje dużo odpoczynku.
- Jutro do Ciebie wpadniemy- Powiedzieli.
Przytulili mnie i wyszli z pomieszczenia.
Za dużo wrażeń, powinnaś iść spać- Usłyszałam
- To nie jest zły pomysł, zamknęłam oczy i nie wiem kiedy zasnęłam....
- Oczywiście- Lekko się uśmiechnęłam.
Wróciliśmy na molo. Położyliśmy się i podziwialiśmy niebo. Było bezchmurne. Szum fal nas uspokajał. Nie mogłam sobie wyobrazić piękniejszego wieczoru. Niestety zrobiło się chłodno.
- Chodź do samochodu, bo się przeziębisz- Usłyszałam.
Kastiel narzucił na mnie swoją kurtkę i lekko objął. Następnie otworzył mi drzwi i wsiadłam do środka. Po kilku minutach zasnęłam.
Obudziłam się rano w swoim pokoju. Nie wiedziałam jak się w nim znalazłam. Usłyszałam głośnie pukanie do drzwi. Natychmiastowo pobiegłam je otworzyć. To był Kass.
- Cześć śpiochu- Powiedział i wszedł do środka.
- Kastiel? Co ty tutaj robisz?
- Zaraz przyjedzie samochód z instrumentami.
- No tak, wybacz, zapomniałam. Czerwonowłosy nic nie odpowiedział tylko usiadł w salonie i włączył telewizor.
Poszłam na górę, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w krótkie spodenki i luźną koszulkę z napisem ''Caputre the Crown'', oraz czarne trampki. Wróciłam do salonu. Wszyscy już na mnie czekali.
- Dziewczyno, siedzimy tu już dobre 20 min, jak można się tyle szykować?! Bulwersował się Alex.
- Dobra, dobra, nie jesteś dziewczyną więc nie wiesz. Idziemy do szkoły? Zapytałam.
- Chodź, zawiozę Cię- Powiedział Lys.
- Nie, Wy jedźcie, Ja ją zawiozę- Wtrącił się Kastiel.
Ruszyliśmy w drogę.
- Od kiedy jesteś taki przyjacielski? Zapytałam ironicznie.
- Chcę zobaczyć reakcję Amber jak wchodzimy razem do szkoły- Skomentował.
Wjechaliśmy na parking. Kass zaparkował, wysiadł i otworzył mi drzwi. Kiedy wchodziliśmy do budynku, złapał mnie za rękę.
Czułam się niezręcznie, to tylko mój dobry kumpel, nie byliśmy parą i nie będziemy. Chcę mu tylko pomóc. Dlaczego to robi?
Dzisiejsze zajęcia zaliczały się do najgorszych. Każdy podchodził do mnie, zadawał pytania jak długo jesteśmy razem i tak dalej... Męczące doświadczenie. Postanowiłam uciec przez ''tłumem'' i schowałam się damskiej toalecie.
- Chociaż tutaj odrobinę spokoju- Wysyczałam.
- Chyba nie do końca!
Z kabiny wyszła Amber. Zmierzyła mnie wzrokiem.
- Wiesz co czeka dziewczyny, które odbiją mi chłopaka? Zapytała
- Nie wiem.... Oplujesz mnie swoim jadem żmii ? Odpowiedziałam.
- Takie jak Ty nie mają tutaj życia. Zniszczę Cię. Wychodząc lekko mnie popchnęła.
Sytuacja ta przekraczała wszelkie możliwości. Nikt mi nie będzie grozić, w szczególności Ona. Szybko opuściłam toaletę. Wyszłam na dziedziniec i skierowałam się do mojego ulubionego drzewa. Oparłam się i zapaliłam papierosa. Przede mną pojawił się Kastiel.
- Co ty robisz?! Krzyknęłam zbulwersowana.
- Nie ma czasu na palenie- Zabrał mi papierosa, którego wyrzucił.
Zrobiłam się czerwona ze złości jak jego koszulka.
- Rozmawiałaś z mamą? Zapytał po chwili.
- Jeszcze nie. Muszę czekać do nocy. Nie chcę jej obudzić.
- Pieprzona strefa czasowa! Mówiąc to uderzył pięścią w drzewo.
- Uspokój się! Zaczynam się Ciebie bać. Szybko odeszłam od chłopaka i weszłam do szkoły.
Dalsze zajęcia przebiegały w miarę normalnie, bez większych komplikacji. Po ostatnim dzwonku szybko opuściłam budynek. Wracałam pieszo.
- Mogłam się nie kusić na przejażdżki tylko jechać swoim samochodem- Mówiłam sama do siebie.
Zaraz, zaraz. A gdzie jest Kazik?! Mojego samochodu nie było na podjeździe, zamiast niego stał Bugatti, model który wybrałam w salonie.
- Wbiegłam do mieszkania. Drzwi były otwarte.
Zobaczyłam postać siedzącą na tarasie.
- MAMA?!
- Ile można na Ciebie czekać? Gdzie się podziewałaś? Zapytała blondynka.
- yyy... Byłam w szkole?
- Racja, racja zapomniałam! Nie przywitasz się?
Podeszłam do niej i się przytuliłam.
- Mamo? Gdzie jest Kazik? Zapytałam zirytowana.
- Na złomie- Uśmiechała się kobieta.
Wybiegłam z domu. Nie miałam pojęcia gdzie znajdowało się złomowisko. Biegłam przed siebie. Nie zwracałam uwagi na jadące samochody. Niestety ktoś mnie potrącił. Leżałam na ulicy. Wstałam, otrzepałam się i już miałam biec dalej kiedy usłyszałam głos czerwonowłosego.
- Dziewczyno! Czy ty jesteś normalna!? Właśnie mogłem Cię zabić! Krzyczał.
- Nieistotne! Gdzie jest złomowisko?
Jakieś 30 min drogi stąd. Coś się stało?
Nie odpowiedziałam na pytanie, tylko wsiadłam do jego samochodu.
Zawieź mnie tam! Rozkazałam.
Kastiel ruszył z piskiem opon. Nie mogłam się uspokoić. Jak mama mogła mi to zrobić?! To było podłe. Zadzwonił mój telefon, kiedy zobaczyłam kto dzwoni, otworzyłam szybę i wyrzuciłam telefon.
- Widzę, ktoś Ci nieźle zalazł pod skórę- Powiedział chłopak.
- Mama...
- Dlaczego jedziemy na złomowisko?
- Kazik....
Tylko tyle byłam w stanie odpowiedzieć. Dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z samochodu i pospiesznie ruszyłam do głównej bramy.
- Jakiś problem? Usłyszałam głos najpewniej pracownika
- Tak, moja mama oddała tutaj mój samochód i chciałabym go odzyskać.
- Przykro mi, reklamacji nie uwzględniamy- Uśmiechał się cynicznie.
Nie chciał mnie przepuścić. Nie miałam innego wyjścia. Mocno go popchnęłam i wbiegłam na plac.
- To niebezpieczne! Krzyczał facet.
Nie interesowało mnie to w tym momencie.
Zobaczyłam stosy samochodów. Bałam się że nie znajdę Kazimierza i stracę go na zawsze.
Zobaczyłam kolejnego pracownika obsługującego chwytak służący do niszczenia.
- Ej ty! Zapłacę Ci 2 000 $, jeśli powiesz mi gdzie teraz znajduje się mój samochód!
- Jaki model, Marka? Usłyszałam w odpowiedzi.
- Opel Kadett, rocznik 1991 SEDAN.
- Tam stoi. Wskazał mi palcem mój kochany samochód.
Zaczęłam jak najszybciej biec. Słyszałam krzyki za sobą.
- Przerwać operację! Musimy zabrać dziewczynę z sektora!
Już byłam blisko kiedy moje auto podniosło się do góry. Zaczepiony był chwytak. Stałam dokładnie pod nim. Poczułam że ktoś mnie bierze na ręce i szybko ucieka. Chwilę po tym usłyszałam głośny dźwięk upadającego samochodu. Spojrzałam w tamtym kierunku. Rozpłakałam się.
- Puszczaj mnie! Krzyczałam
- Zwariowałaś?! Chcesz zginąć?!
- Kastiel, proszę zrób coś. Chłopak niewiele myśląc podbiegł do pracownika obsługującego maszynę i nakazał mu przerwanie niszczenia.
Kazik znajdował się na ziemi. Był w opłakanym stanie. Chciałam do niego podejść ale nie mogłam. Czułam silny ból w nodze. Upadłam na ziemie. Krwawiłam. Najprawdopodobniej zemdlałam.
Obudziłam się w szpitalu.
- Wszystko będzie, dobrze, operacja się udała, za niedługo powinna się wybudzić- Usłyszałam.
Jak to wybudzić?! Przecież wszystko słyszę, już jestem wybudzona! Zaczęłam panikować, nie mogłam otworzyć oczu.
- Co się ze mną dzieje?! Niech mi ktoś pomoże! Nikt mnie nie słyszał.
- Miki, obudź się, to tylko zły sen!
- Otworzyłam oczy. Zobaczyłam uśmiechającego się Kastiela.
- Co się stało? Wyszeptałam, gdzie Ja jestem?
- Cii, nic nie mów. Miałaś wypadek, jesteś w szpitalu, już dobrze.
- a Kazik? to prawda?
- Proszę nie zawracaj sobie teraz tym głowy.
-Obudziła się? Usłyszałam głos mamy.
- Tak, odpowiedział chłopak. Miki zostawię Cię na chwilkę zaraz wrócę.
- Kochanie tak się martwiłam! Mówiła mama. Miałaś poważną operację kolana. Lekarze mówią, że po dłuższej rehabilitacji wrócisz do pełnej formy.
- Mamo, proszę Cię wyjdź! Odpowiedziałam.
- Ale, al... jak to? Jąkała się.
- Nie chcę Cię widzieć, to twoja wina! Jak mogłaś mi to zrobić! Zawsze musisz postawić na swoim.
- Kochanie, proszę nie mów....
- Wyjdź! Krzyczałam.
Do pokoju wszedł Kastiel z Lysem. Mama tylko spojrzała na nich i opuściła pokój.
Chłopcy podeszli do łóżka.
- Słońce, to twoja mama. Nie powinnaś się tak do niej zwracać. Usłyszałam aksamitny głos Lysa.
- Niczego nie rozumiesz.
- Dobrze, nie mówmy o tym teraz. Dopowiedział Kastiel. Chłopcy Cię przepraszają że nie mogli przyjść, przekazali kwiaty dla Ciebie i powiedzieli że na pewno wpadną juto- Kontynuował.
Faktycznie, bukiet był śliczny. Lekko się uśmiechnęłam.
- Kiedy mogę wracać do domu? Zapytałam
- Za kilka dni Cię wypiszą, będziesz tylko musiała przyjeżdżać do szpitala na rehabilitację.
- Co się dokładnie stało?
- Kiedy stałaś pod samochodem, spadający element wbił Ci się w kolano. Dziwne że nie poczułaś- Mówił Kastiel.
- Nie strasz nas tak więcej- Groził Lysander. Uwielbiałam jego wyraz twarzy kiedy tak mówił.
Zaczęłam się śmiać.
- No chłopcy, koniec wizyt- Do pokoju weszła pielęgniarka. Panienka Rosslet potrzebuje dużo odpoczynku.
- Jutro do Ciebie wpadniemy- Powiedzieli.
Przytulili mnie i wyszli z pomieszczenia.
Za dużo wrażeń, powinnaś iść spać- Usłyszałam
- To nie jest zły pomysł, zamknęłam oczy i nie wiem kiedy zasnęłam....
poniedziałek, 24 grudnia 2012
Rozdział VIII '' Przyjaźń, czy coś więcej? ''
Stałam na klifie. Chciałam się zabić. Coś mnie do tego zmuszało. Było tak pięknie, słońce dopiero co wschodziło, fale rozbijały się o skały. Ruszyłam przed siebie. Ktoś do mnie podbiegł, nie widziałam jego twarzy. Przytulił mnie mocno do siebie.
- Proszę nie rób tego- Chłopak szeptał mi do ucha. Cieszyłam się z jego obecności, najpewniej musiał być dla mnie kimś bardzo ważnym.
Obudziłam się. Za oknem świeciło słońce. Zapowiadał się piękny dzień. Przypomniałam sobie o wczorajszym spotkaniu z Benem. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Rozpoczęły się moje przygotowania do ''randki'', chyba tak to mogłam nazwać. Trwało to dwie godziny. Nie miałam pojęcia w co się ubrać.
- Stawiam na jasne rurki, białą,zwiewną koszulkę w czerwone serduszka i czarne baleriny- Mówiłam do siebie.
Włosy spięłam w wysokiego kucyka. Dawno nie wyglądałam tak dziewczęco i naturalnie.
Weszłam do swojego pokoju, jednak Kim już nie było. Zostawiła tylko kartkę na łóżku, że dziękuję za pomoc i gościnę. Była godzina 15.00. Siedziałam w salonie i czekałam na telefon. Włączyłam telewizor.
Skakałam z kanału na kanał, kiedy zobaczyłam wiadomości z wczorajszej imprezy. Prezenter potwierdzał że gitarzysta ''Asking Alexandria'' ma nową dziewczynę. Pokazano nawet nagranie jak razem wsiadaliśmy do samochodu. Głośno się z tego śmiałam.
Zadzwonił telefon. Odebrałam podekscytowana.
- Halo?
- Gotowa na wycieczkę? Usłyszałam
- Już od 3 godzin.
Brunet zaczął się śmiać.
- Królewno, za 30 min jestem u Ciebie. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia.
Odłożyłam telefon. Po chwili ktoś zapukał do drzwi.
- Szybki jesteś! Powiedziałam, otwierając.
- Nie spotykasz się z nim, prawda?!
- Kastiel?! Co ty tutaj robisz?!
Chłopak lekko mnie odepchnął, wszedł do środka i zamknął drzwi.
- Powiedz mi, że to co widziałem w wiadomościach to nie prawda! Krzyczał
- Owszem, prawda!
- Nie możesz! Wściekał się czerwonowłosy.
- Za to ty mogłeś?! Mój głos się uniósł. Nie jestem niczyją, zabawką, własnością, będę robić to co chcę.
- On chce Cię wykorzystać! Powiedział spokojniej.
- Co ty możesz o tym wiedzieć?!
Chłopak złapał mnie mocno za biodra i przyciągnął do siebie. Zaczęliśmy się namiętnie całować.
W końcu udało mi się wydostać z jego uścisku. Uderzyłam go w twarz. Za bardzo mnie poniosło.
- Kastiel... przepraszam, Ja nie chciałam.
- Zaufaj mi proszę, wszystko Ci kiedyś wyjaśnię, tylko nie spotykaj się z nim. Pocałował mnie na pożegnanie i wyszedł.
O czym to mogło świadczyć? Co się dzieje do jasnej cholery! Przeklinałam w myślach.
Po raz kolejny usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam pewna, że Kastiel chce mi wszystko wyjaśnić. Ale to nie był on. Czułam się zawiedziona.
- Coś się stało? Twój wyraz twarzy nie jest zachwycony moim widokiem- Powiedział smutno Ben.
- Pewnie że się cieszę- Wymusiłam uśmiech i przytuliłam się na przywitanie do chłopaka. Za jego plecami zauważyłam Harley' a Davidson.
- To twój motocykl? Zapytałam niepewnie.
- Na przejażdżkę nie zabiorę Cię byle czym.
Wyszliśmy przed dom. Chłopak podał mi kask i nakazał założyć. Wsiadłam na motor.
- Boje się- Wyszeptałam mu do ucha.
- Jesteś bezpieczna.
Odpalił silnik. I wyruszyliśmy według mnie ostatnią podróż życia. Przed oczami miałam czarne obrazy wypadku, mojej śmierci.
- Możesz już mnie puścić, jesteśmy na miejscu- Powiedział brunet.
- Tak szybko? Ile jechaliśmy?
- Godzinę moja droga. Usłyszałam w odpowiedzi.
Przed nami był klif. Wyglądał dokładnie jak z mojego snu. Jedyną różnicę stanowiło słońce, które powoli zachodziło. Widok był fantastyczny. Chłopak złapał mnie za rękę i spacerowaliśmy wzdłuż spadu. Stopniowo schodziliśmy w dół. Przed sobą zobaczyłam stolik dla czterech osób.
- zaprosiłeś kogoś jeszcze? Zapytałam
- Tak, moją przyjaciółkę z chłopakiem, nie masz nic przeciwko?
- Nie, nie.
Może to i dobrze że nie będziemy sami? Rozmyślałam.
Zajęliśmy miejsca. Przystojny brunet cały czas trzymał mnie za rękę. Czekaliśmy na resztę towarzystwa.
- O już idą- Usłyszałam
Na wprost zobaczyłam nikogo innego jak Kastiela, najprawdopodobniej z Amber. Trzymali się za ręce. Amber było bardzo roześmiana, natomiast Kass, jakby nieobecny. Kiedy na mnie spojrzał nie mógł uwierzyć własnym oczom. Był wściekły.
- Czego on ode mnie oczekuje?! Zakazuje mi się spotykać z kimkolwiek a sam ma dziewczynę! Powtarzałam w myślach.
- Ben! Tak się cieszę że Cię widzę- Mówił słodki głosik.
- Amber! Jak zawsze piękna!
Przytulili się na przywitanie.
- Proszę, poznaj moją dziewczynę Miki- Powiedział.
- Jaka dziewczyna?! Zbulwersowałam się.
Łagodnie wstałam podałam dziewczynę rękę.
- Nie jestem jego dziewczyną, miło mi Ciebie poznać.
- yyy... Cześć- Usłyszałam w odpowiedzi. Nawet nie podała mi ręki. Najwidoczniej cechowała Ją bardzo wysoka ''kultura osobista''.
- Kastiel przywitaj się! Rozkazała dziewczyna.
- My się już znamy- Wymruczał.
Zasiedliśmy do stołu. Amber i Ben namiętnie prowadzili dyskusję. Natomiast Ja i Kastiel siedzieliśmy cicho, spoglądając od czasu do czasu na siebie.
- To co, Wina? Zapytał brunet.
- Z chęcią! Kastiel, podaj kieliszki! Mówiła Amber.
Kastiela znałam od tygodnia. Jednakże wiedziałam o tym, że nie przyjmuje rozkazów. Nie znosił tego.
Zrobił tylko krzywą minę i wykonał polecenie. Czułam się zażenowana. Jak ona mogła tak nim pomiatać?! Zrobiłam wściekły wyraz twarzy. Ktoś kopnął mnie pod stołem. To był Kass. Patrzył na mnie i próbował mi przekazać, abym nie reagowała. Uspokoiłam się.
- Ben, odwozisz mnie potem do domu, może nie pij?
- Wyluzuj mała! Chłopak rozlał wino do kieliszków. Wzniósł toast z blondyną.
- Chyba'' twoja '' dziewczyna Cię o coś prosi! Czerwonowłosy strasznie się zdenerwował.
- O co Ci chodzi, przecież to tylko wino- Odpowiedział brunet.
Kastiel pospiesznie wstał z miejsca.
- Mam dość tej pokazówki! Miki, idziesz ze mną? Zapytał. Nie odpowiedziałam, tylko wstałam z miejsca i podeszłam do niego.
- Kochanie! Co ty wyprawiasz?! Wrzeszczała Amber. Wracaj tutaj!
- To koniec Amber! Nie będziesz mnie już szantażować! odpowiedział chłopak, złapał mnie za rękę i poszliśmy do jego samochodu.
Całą drogę powrotną siedzieliśmy w ciszy.
- Kass, dokąd jedziemy? właśnie minęliśmy...
- Wiem! Wykrzyczał.
Postanowiłam się już nie odzywać. Nigdy nie widziałam go takiego zdenerwowanego. Jechaliśmy bardzo długo.
- Chcę Ci coś pokazać. Powiedział bardzo spokojnym tonem. Ulżyło mi. Bałam się jego ataku złości. Wtedy wydawało mi się, ze jest niezrównoważony psychicznie.
Auto się zatrzymało. Chłopak wysiadł z pojazdu, otworzył mi drzwi i podał rękę. Kiedy wysiadłam zobaczyłam molo. Chyba największe jakie mogło istnieć. Kass nie chciał mnie puścić. Lekko mnie pociągnął i musiałam iść za nim. Dotarliśmy na sam koniec. Ocean był taki spokojny. Słońce już dawno zaszło, obecnie Księżyc oświetlał całą drogę. Usiedliśmy i patrzyliśmy w niebo.
- Kass, dlaczego Amber Cię szantażuje? Zapytałam nie pewnie.
Chłopak spojrzał na mnie swoimi pięknymi, dużymi, brązowymi oczami.
- To długa historia. Odpowiedział.
- Chcę jej posłuchać- Nie dawałam za wygraną.
- Widzisz... Poczułam jak jego głos staje się bardziej doniosły.
Przytuliłam go mocno.
- Do niczego nie zmuszam- Wyszeptałam.
- Chcę Ci o tym powiedzieć, czuje że jestem Ci to winien.
Moja rodzina bankrutuje. Ojciec Amber, a przyjaciel mojej mamy obiecał, że pomoże jeśli tylko umówię się z jego córką. To miała być tylko jedna randka! Wykrzyczał.
- Cii- wyszeptałam. Położyłam rękę na jego policzku.
- Sprawy potoczyły się za daleko. Ojciec Amber coraz więcej ode mnie wymagał. W końcu nakazał żebyśmy byli parą. Wszystko co robiłem, to w celu ratowania rodziny. A teraz? Zawiodłem...- Posmutniał.
- Kastiel, jeśli chcesz to porozmawiam z moją...
- Nie! Nie potrzebuję litości- Wykrzyczał. Nie potrzebnie Ci to wszystko powiedziałem! Wstał i pobiegł w kierunku samochodu.
- Kastiel! Zaczekaj! To nie tak. Biegłam za nim. Na całe szczęście go dogoniłam.
Złapałam go za rękę. Zatrzymał się i obrócił w moją stronę.
- Kastiel... Starałam się uspokoić ton. Posłuchaj uważnie. Moja mama może uruchomić pewne kontakty i znajdzie Ci pracę.
- Chłopak spojrzał na mnie podejrzanie.
- Mówisz serio? zapytał niepewnie.
- Całkiem serio. Zarobisz więcej niż nie jedna osoba tutaj. Niestety jest pewien haczyk.
- Jaki?
- Muszę ją przeprosić i zabrać auto z salonu.... Odpowiedziałam.
PS: Nie sądziłam, że dzisiaj dodam kolejny rozdział. Stwierdziłam, iż nie byłabym sobą gdybym tego nie zrobiła. Po raz kolejny pisany na szybko, także przepraszam za błędy. Szczególne podziękowania dla Kasi Inez. W pewien sposób mnie zmotywowałaś ; )
Jeszcze raz życzę Wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
Pozdrawiam Harry.
- Proszę nie rób tego- Chłopak szeptał mi do ucha. Cieszyłam się z jego obecności, najpewniej musiał być dla mnie kimś bardzo ważnym.
Obudziłam się. Za oknem świeciło słońce. Zapowiadał się piękny dzień. Przypomniałam sobie o wczorajszym spotkaniu z Benem. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Rozpoczęły się moje przygotowania do ''randki'', chyba tak to mogłam nazwać. Trwało to dwie godziny. Nie miałam pojęcia w co się ubrać.
- Stawiam na jasne rurki, białą,zwiewną koszulkę w czerwone serduszka i czarne baleriny- Mówiłam do siebie.
Włosy spięłam w wysokiego kucyka. Dawno nie wyglądałam tak dziewczęco i naturalnie.
Weszłam do swojego pokoju, jednak Kim już nie było. Zostawiła tylko kartkę na łóżku, że dziękuję za pomoc i gościnę. Była godzina 15.00. Siedziałam w salonie i czekałam na telefon. Włączyłam telewizor.
Skakałam z kanału na kanał, kiedy zobaczyłam wiadomości z wczorajszej imprezy. Prezenter potwierdzał że gitarzysta ''Asking Alexandria'' ma nową dziewczynę. Pokazano nawet nagranie jak razem wsiadaliśmy do samochodu. Głośno się z tego śmiałam.
Zadzwonił telefon. Odebrałam podekscytowana.
- Halo?
- Gotowa na wycieczkę? Usłyszałam
- Już od 3 godzin.
Brunet zaczął się śmiać.
- Królewno, za 30 min jestem u Ciebie. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia.
Odłożyłam telefon. Po chwili ktoś zapukał do drzwi.
- Szybki jesteś! Powiedziałam, otwierając.
- Nie spotykasz się z nim, prawda?!
- Kastiel?! Co ty tutaj robisz?!
Chłopak lekko mnie odepchnął, wszedł do środka i zamknął drzwi.
- Powiedz mi, że to co widziałem w wiadomościach to nie prawda! Krzyczał
- Owszem, prawda!
- Nie możesz! Wściekał się czerwonowłosy.
- Za to ty mogłeś?! Mój głos się uniósł. Nie jestem niczyją, zabawką, własnością, będę robić to co chcę.
- On chce Cię wykorzystać! Powiedział spokojniej.
- Co ty możesz o tym wiedzieć?!
Chłopak złapał mnie mocno za biodra i przyciągnął do siebie. Zaczęliśmy się namiętnie całować.
W końcu udało mi się wydostać z jego uścisku. Uderzyłam go w twarz. Za bardzo mnie poniosło.
- Kastiel... przepraszam, Ja nie chciałam.
- Zaufaj mi proszę, wszystko Ci kiedyś wyjaśnię, tylko nie spotykaj się z nim. Pocałował mnie na pożegnanie i wyszedł.
O czym to mogło świadczyć? Co się dzieje do jasnej cholery! Przeklinałam w myślach.
Po raz kolejny usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam pewna, że Kastiel chce mi wszystko wyjaśnić. Ale to nie był on. Czułam się zawiedziona.
- Coś się stało? Twój wyraz twarzy nie jest zachwycony moim widokiem- Powiedział smutno Ben.
- Pewnie że się cieszę- Wymusiłam uśmiech i przytuliłam się na przywitanie do chłopaka. Za jego plecami zauważyłam Harley' a Davidson.
- To twój motocykl? Zapytałam niepewnie.
- Na przejażdżkę nie zabiorę Cię byle czym.
Wyszliśmy przed dom. Chłopak podał mi kask i nakazał założyć. Wsiadłam na motor.
- Boje się- Wyszeptałam mu do ucha.
- Jesteś bezpieczna.
Odpalił silnik. I wyruszyliśmy według mnie ostatnią podróż życia. Przed oczami miałam czarne obrazy wypadku, mojej śmierci.
- Możesz już mnie puścić, jesteśmy na miejscu- Powiedział brunet.
- Tak szybko? Ile jechaliśmy?
- Godzinę moja droga. Usłyszałam w odpowiedzi.
Przed nami był klif. Wyglądał dokładnie jak z mojego snu. Jedyną różnicę stanowiło słońce, które powoli zachodziło. Widok był fantastyczny. Chłopak złapał mnie za rękę i spacerowaliśmy wzdłuż spadu. Stopniowo schodziliśmy w dół. Przed sobą zobaczyłam stolik dla czterech osób.
- zaprosiłeś kogoś jeszcze? Zapytałam
- Tak, moją przyjaciółkę z chłopakiem, nie masz nic przeciwko?
- Nie, nie.
Może to i dobrze że nie będziemy sami? Rozmyślałam.
Zajęliśmy miejsca. Przystojny brunet cały czas trzymał mnie za rękę. Czekaliśmy na resztę towarzystwa.
- O już idą- Usłyszałam
Na wprost zobaczyłam nikogo innego jak Kastiela, najprawdopodobniej z Amber. Trzymali się za ręce. Amber było bardzo roześmiana, natomiast Kass, jakby nieobecny. Kiedy na mnie spojrzał nie mógł uwierzyć własnym oczom. Był wściekły.
- Czego on ode mnie oczekuje?! Zakazuje mi się spotykać z kimkolwiek a sam ma dziewczynę! Powtarzałam w myślach.
- Ben! Tak się cieszę że Cię widzę- Mówił słodki głosik.
- Amber! Jak zawsze piękna!
Przytulili się na przywitanie.
- Proszę, poznaj moją dziewczynę Miki- Powiedział.
- Jaka dziewczyna?! Zbulwersowałam się.
Łagodnie wstałam podałam dziewczynę rękę.
- Nie jestem jego dziewczyną, miło mi Ciebie poznać.
- yyy... Cześć- Usłyszałam w odpowiedzi. Nawet nie podała mi ręki. Najwidoczniej cechowała Ją bardzo wysoka ''kultura osobista''.
- Kastiel przywitaj się! Rozkazała dziewczyna.
- My się już znamy- Wymruczał.
Zasiedliśmy do stołu. Amber i Ben namiętnie prowadzili dyskusję. Natomiast Ja i Kastiel siedzieliśmy cicho, spoglądając od czasu do czasu na siebie.
- To co, Wina? Zapytał brunet.
- Z chęcią! Kastiel, podaj kieliszki! Mówiła Amber.
Kastiela znałam od tygodnia. Jednakże wiedziałam o tym, że nie przyjmuje rozkazów. Nie znosił tego.
Zrobił tylko krzywą minę i wykonał polecenie. Czułam się zażenowana. Jak ona mogła tak nim pomiatać?! Zrobiłam wściekły wyraz twarzy. Ktoś kopnął mnie pod stołem. To był Kass. Patrzył na mnie i próbował mi przekazać, abym nie reagowała. Uspokoiłam się.
- Ben, odwozisz mnie potem do domu, może nie pij?
- Wyluzuj mała! Chłopak rozlał wino do kieliszków. Wzniósł toast z blondyną.
- Chyba'' twoja '' dziewczyna Cię o coś prosi! Czerwonowłosy strasznie się zdenerwował.
- O co Ci chodzi, przecież to tylko wino- Odpowiedział brunet.
Kastiel pospiesznie wstał z miejsca.
- Mam dość tej pokazówki! Miki, idziesz ze mną? Zapytał. Nie odpowiedziałam, tylko wstałam z miejsca i podeszłam do niego.
- Kochanie! Co ty wyprawiasz?! Wrzeszczała Amber. Wracaj tutaj!
- To koniec Amber! Nie będziesz mnie już szantażować! odpowiedział chłopak, złapał mnie za rękę i poszliśmy do jego samochodu.
Całą drogę powrotną siedzieliśmy w ciszy.
- Kass, dokąd jedziemy? właśnie minęliśmy...
- Wiem! Wykrzyczał.
Postanowiłam się już nie odzywać. Nigdy nie widziałam go takiego zdenerwowanego. Jechaliśmy bardzo długo.
- Chcę Ci coś pokazać. Powiedział bardzo spokojnym tonem. Ulżyło mi. Bałam się jego ataku złości. Wtedy wydawało mi się, ze jest niezrównoważony psychicznie.
Auto się zatrzymało. Chłopak wysiadł z pojazdu, otworzył mi drzwi i podał rękę. Kiedy wysiadłam zobaczyłam molo. Chyba największe jakie mogło istnieć. Kass nie chciał mnie puścić. Lekko mnie pociągnął i musiałam iść za nim. Dotarliśmy na sam koniec. Ocean był taki spokojny. Słońce już dawno zaszło, obecnie Księżyc oświetlał całą drogę. Usiedliśmy i patrzyliśmy w niebo.
- Kass, dlaczego Amber Cię szantażuje? Zapytałam nie pewnie.
Chłopak spojrzał na mnie swoimi pięknymi, dużymi, brązowymi oczami.
- To długa historia. Odpowiedział.
- Chcę jej posłuchać- Nie dawałam za wygraną.
- Widzisz... Poczułam jak jego głos staje się bardziej doniosły.
Przytuliłam go mocno.
- Do niczego nie zmuszam- Wyszeptałam.
- Chcę Ci o tym powiedzieć, czuje że jestem Ci to winien.
Moja rodzina bankrutuje. Ojciec Amber, a przyjaciel mojej mamy obiecał, że pomoże jeśli tylko umówię się z jego córką. To miała być tylko jedna randka! Wykrzyczał.
- Cii- wyszeptałam. Położyłam rękę na jego policzku.
- Sprawy potoczyły się za daleko. Ojciec Amber coraz więcej ode mnie wymagał. W końcu nakazał żebyśmy byli parą. Wszystko co robiłem, to w celu ratowania rodziny. A teraz? Zawiodłem...- Posmutniał.
- Kastiel, jeśli chcesz to porozmawiam z moją...
- Nie! Nie potrzebuję litości- Wykrzyczał. Nie potrzebnie Ci to wszystko powiedziałem! Wstał i pobiegł w kierunku samochodu.
- Kastiel! Zaczekaj! To nie tak. Biegłam za nim. Na całe szczęście go dogoniłam.
Złapałam go za rękę. Zatrzymał się i obrócił w moją stronę.
- Kastiel... Starałam się uspokoić ton. Posłuchaj uważnie. Moja mama może uruchomić pewne kontakty i znajdzie Ci pracę.
- Chłopak spojrzał na mnie podejrzanie.
- Mówisz serio? zapytał niepewnie.
- Całkiem serio. Zarobisz więcej niż nie jedna osoba tutaj. Niestety jest pewien haczyk.
- Jaki?
- Muszę ją przeprosić i zabrać auto z salonu.... Odpowiedziałam.
PS: Nie sądziłam, że dzisiaj dodam kolejny rozdział. Stwierdziłam, iż nie byłabym sobą gdybym tego nie zrobiła. Po raz kolejny pisany na szybko, także przepraszam za błędy. Szczególne podziękowania dla Kasi Inez. W pewien sposób mnie zmotywowałaś ; )
Jeszcze raz życzę Wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
Pozdrawiam Harry.
niedziela, 23 grudnia 2012
Rozdział VII ''Wszystko przed nami...''
Było wcześnie rano. Nie pamiętam momentu powrotu do domu. Obudziłam się na swojej kanapie w salonie. Całe szczęście że to sobota. Nie musiałam się spieszyć, a najważniejsze! Mogłam w końcu siedzieć w domu nigdzie nie wychodząc. Miałam czas na relaks.
Postanowiłam wstać. Na zegarku widniała godzina 11.00. Poszłam do łazienki. Wyglądałam okropnie. Rozmazany makijaż, poplamiona sukienka. Długo nie myśląc zdecydowałam się na relaksującą kąpiel. Leżąc w wanie cały czas przed oczami miałam obraz Kastiela, powtarzającego, iż jestem jego kolejną zabawką. Po części to moja wina. Przecież wcale nie musiałam uczestniczyć w tej farsie. Należało to wszystko zakończyć, gdybym tak postąpiła nie poczułabym się jak ostatnia idiotka.
- Ach! Kretynka ze mnie! Wykrzyczałam.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Nie ma mnie dla nikogo!
- Otwórz! To ja Lysander. Powtarzał głos.
Nie mając innego wyboru, wyszłam z wanny, narzuciłam szlafrok i poszłam otworzyć drzwi.
- Lys, nie mam ochoty na gości- Powiedziałam
- Nie interesuje mnie to, o wszystkim wiem. Dzisiejszy dzień będzie wyjątkowy, mam dla Ciebie niespodziankę.
- Czy to koniecznie, nie mam nas... Chłopak mi przerwał.
- Konieczne, szykuj się i idziemy na miasto.
- Rozgość się- Mówiąc to wracałam do łazienki i postanowiłam dokończyć swoją kąpiel. Po 30 minutach byłam już gotowa. Ubrałam się w krótkie spodenki, trampki i białą koszulkę na ramiączkach.
To gdzie idziemy?
- Najpierw sklep Leo.
Po 20 minutach byliśmy już w centrum handlowym.
- Miki! Wykrzyczał Leonard. Podszedł do mnie się przywitać.
- No dobra, czas na metamorfozę- Powiedział Lysander.
- Na co? Chyba źle usłyszałam.
- Idź do przebieralni. Rozkazał Leo.
Nie mając innego wyjścia ruszyłam tam gdzie mi nakazano.
- Przymierz to, potem to- Usłyszałam
Ktoś wrzucił mi ciuchy do środka. Nie powiem, podobały mi się, niestety z ceną było gorzej. Przymierzyłam pierwszy zestaw. Składał się on z czerwonej, obcisłej sukienki, czarnych butach na platformie i czarnej ćwiekowanej kurtki. Postanowiłam się pokazać.
- Idealne! Okręć się kilka razy.
- Tak, to do Ciebie pasuje- Powiedział Lysander.
- Ale..
- Nie ma ''ale''! Przymierzaj dalej
Drugi zestaw składał się z czarnej sukienki, bardziej luźniej bez pleców. Doskonale było widać mój tatuaż. Do tego czerwone buty na koturnie i czerwone dodatki.
- Jak na moje oko to pasuje do niej idealnie każdy zestaw- Odrzekł Leo
- Rewelacja! Nie przebieraj się! Leo ten pierwszy zapakuj.
- Co?! Ale to jest za drogie! Wypowiedziałam
- Nieistotne!
- Lys! nie możesz za mnie....
- Mogę i chcę! Taka przyjacielska przysługa- Przerwał mi.
- Zawsze wszyscy mi przerywacie! Mogę w końcu mieć własne zdanie?! Zbulwersowałam się. Nie mogę mieć ty rzeczy bo mnie nadzwyczajnie na nie nie stać. Możecie to pojąć!
- Ok dobra... Mam pomysł. Dostaniesz te ubrania pod warunkiem zareklamowania ich. Mówił Leo.
- Co masz na myśli?
- Zrobimy Ci kilka zdjęć, które posłużą jako reklama. W ten sposób uczciwie na nie zapracujesz, a ja zwiększę dochody, co to na to?
Propozycja Leonarda zrobiła na mnie wrażenie. Zgodziłam się.
- Załatwię fotografa i dam Ci znać. Dopowiedział.
- No widzisz! Zawsze jest jakieś wyjście, a teraz chodź już bo się spóźnimy- Poganiał mnie Lysander.
- Gdzie się spóźnimy?
- Kolejna niespodzianka. Chodź już.
Pożegnałam się z Leo, podziękowałam i tak o to w nowych ubraniach pognałam za Lysem. Co tym razem wymyślił mój przyjaciel?
- Jedziemy na lunch? Trochę zgłodniałem.
Faktycznie, była już godzina 13.00 Sama zrobiłam się głodna.
- Dokąd? Zapytałam
- Znam takie fajne miejsce.
Białowłosy zatrzymał się przy ''Sushi Bar'' W środku było bardzo przytulnie i orientalnie.
- Jadłaś kiedyś Sushi?
- Nie miałam okazji. Odpowiedziałam
Zajęliśmy stolik i złożyliśmy zamówienie. Czekając na posiłek postanowiłam zadać Lysowi nurtujące mnie pytanie.
- Kto Ci powiedział o mojej rozmowie z Kastielem?
- Czy to ważne?
- Dla mnie bardzo ważne. Proszę powiedz mi.
- Może tego nie zauważyłaś, ale niedaleko was znajdował się mój przyjaciel, który wszystko słyszał
- Przyjaciel? Znam go? Zapytałam lekko skołowana.
- Nie znasz. Więcej nie mogę Ci zdradzić, był dziwnie tajemniczy.
Po chwili doszedł do nas kelner z naszym zamówieniem. Sushi było przepyszne! Rozmawialiśmy, wspominaliśmy stare czasy. Było na prawdę miło.
- No dobrze, teraz czas na prawdziwą niespodziankę. Uśmiechał się chłopak.
Jechaliśmy 30 minut. Nie miałam bladego pojęcia, co też zaplanował.
Zatrzymaliśmy się przed wieżowcem.
- Co my tutaj robimy?
Przed wejściem były tłumy. Wydawało mi się że miała tam trwać jakaś gala.
- To jest właśnie ta niespodzianka. Mój przyjaciel wrócił z trasy koncertowej i nie ma partnerki na imprezę, która odbywa się na dachu. Odruchowo spojrzałam w górę.
- Wysoko! Lys, przecież Ja go nawet nie znam! Wysyczałam do chłopaka.
- Ja też tam będę, zaprosiłem Kim.
- Spotykasz się z Kim?
- Tak, chyba, nie wiem. Widać było rumieńce na jego twarzy.
Weszliśmy do budynku przez tylne drzwi. Ochroniarz był poinformowany o całej sytuacji. Zaprowadził nas do windy. Wjechaliśmy na ostatnie pięto. Drzwi się otworzyły i znaleźliśmy się na dachu.
- Cześć Wam! Usłyszałam. To chyba właśnie był ''tajemniczy'' przyjaciel Kastiela.
- Miki poznaj Bena.
Uśmiechnęłam się i podałam rękę na przywitanie. Chłopak był nieziemsko przystojny. Brązowe włosy do ramienia, piękne błękitne oczy, dobrze zbudowany. Ubrany był w czarną, luźną koszulkę na ramiączkach z napisem '' Led Zeppelin '', oraz czarne spodnie. Miał dwa kolczyki w wardze. Mogłabym tak spoglądać na niego przez całe życie.
- To ja was zostawiam samych- Powiedział Lys. Zobaczyłam jak podchodzi do Kim i namiętnie ją całuję.
- Napijemy się czegoś? Zapytał Ben.
- Z miłą chęcią- Odrzekłam i ruszyliśmy w kierunku baru.
Na dobry początek zaczęliśmy szampanem, potem kilka Maritini a na sam koniec Jack Daniel's.
- ''Led Zeppelin'' To twój ulubiony zespół? Zapytałam.
- Tak, uwielbiam ich.
- A teraz prosimy nasz zespół '' Asking Alexandria'' Brawo dla chłopaków.!
- Przepraszam Cię ale musimy zagrać kilka piosenek. Chłopak zostawił mnie przy barze. Byłam w szoku. Nie miałam pojęcia że właśnie rozmawiam, jak się później okazało gitarzystą zespołu. Chciałam zapaść się pod ziemie. Po zakończeniu występu podeszłam do Bena.
- Strasznie przepraszam, jest mi tak głupio- Mówiłam
- Ejeje! Cieszę się, że mnie nie rozpoznałaś. Nie masz za co przepraszać- Uśmiechał się chłopak. Chyba się jakoś dogadamy. Objął mnie w pasie i poszliśmy dalej pić.
Rozmawialiśmy bardzo długo. Okazało się, że mamy podobny gust muzyczny, a nawet byliśmy na tych samych koncertach.
- A pamiętasz koncert Suicide Silence w Londynie rok temu? Było świetnie, i ta impreza z zespołem po koncercie! Wtedy wpadłem na jakąś dziewczynę i razem spadliśmy ze schodów.
- Czekaj, czekaj, miała może niebieskie włosy? Zapytałam
- No tak, skąd wiesz? Odrzekł chłopak
- To byłam Ja!
Zaczęliśmy się śmiać.
- Swoją drogą niebieskie włosy do Ciebie za nic nie pasowały.
- To była pomyłka u fryzjera. Miałam mieć czerwone włosy.
- Lepiej pozostań przy naturalnych. Wyglądasz bardzo ładnie. Mówiąc to gładził mnie po głowie.
- Słuchaj... może chciałabyś jutro zrobić sobie ze mną małą przejażdżkę? Pokazałbym Ci fajne miejsce. Kontynuował Ben.
- Czemu nie. Odpowiedziałam.
Wymieniliśmy się numerami telefonu.
- Miki! pomocy! Kim jest kompletnie pijana- Usłyszałam zmartwiony głos Lysa.
- Gdzie jest? Zapytałam
- Tam! Wskazał mi miejsce gdzie teoretycznie powinna znajdować się Kim. Niestety w praktyce jej tam nie było.
- Cholera jasna! Gdzie ona poszła?! Krzyczał Lysander.
- Spokojnie, znajdziemy ją! Miki, sprawdź w toalecie, Ja poszukam tutaj a Ty Lysander idź na zewnątrz może jest przy samochodzie. Mówił Ben.
Pobiegłam do toalety. Niestety nikogo tam nie było. Wychodząc wpadłam na Bena, który również jej nie widział.
Wyszliśmy przed budynek. Zapomnieliśmy o paparazzich. Zaczęli do nas podbiegać, zadawać głupie pytania, od jak dawna jesteśmy parą, robili zdjęcia. To było straszne. Nie sądziłam że zespół ten jest tak bardzo znany.
Udało nam się dobiec do samochodu Lysa. Siedział w środku. Kim słodko spała na tylnych siedzeniach. Ulżyło nam. Kamień spadł mi z serca. Dookoła otoczyli nas paparazzi. Nie mając innego wyjścia z sytuacji Ben postanowił jechać z nami.
Dobrze że Lysander nic nie pil i mógł prowadzić. Przez całą drogę powrotną byliśmy śledzeni. Brunet wykonywał telefony, jak się domyśliłam do członków zespołu, oraz do swojego manager' a.
Lys jechał okrężną drogą. Udało nam się ich zgubić. Pojechaliśmy do mojego domu. Chłopcy wnieśli śpiącą Kim do mojego pokoju, a ja zamknęłam drzwi.
- Zobaczymy się jeszcze? Zapytał brunet wychodząc.
- W końcu obiecałeś mi przejażdżkę.
Wymieniliśmy uśmiechy i się pożegnaliśmy.
Była godzina 2.00 w nocy. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się w pokoju gościnnym.
- Dziękuję Lys- Wyszeptałam i szybko zasnęłam.
PS: Za błędy bardzo przepraszam. Rozdział pisałam szybko i nie miałam czasu sprawdzić. Co do samego pisania... strasznie był chciała rozwinąć dalej akcję. Mam świetne pomysły, jednakże mam za mało czytelników. Próbowałam już wszędzie ''zareklamować'' bloga, chyba z marnym skutkiem. Nie ukrywam, ze przydałaby mi się pomoc. Dzięki za komentarze. To bardzo miłe. Życzę wszystkim Wesołych Świąt ;* Pozdrawiam: Harry ; )
Postanowiłam wstać. Na zegarku widniała godzina 11.00. Poszłam do łazienki. Wyglądałam okropnie. Rozmazany makijaż, poplamiona sukienka. Długo nie myśląc zdecydowałam się na relaksującą kąpiel. Leżąc w wanie cały czas przed oczami miałam obraz Kastiela, powtarzającego, iż jestem jego kolejną zabawką. Po części to moja wina. Przecież wcale nie musiałam uczestniczyć w tej farsie. Należało to wszystko zakończyć, gdybym tak postąpiła nie poczułabym się jak ostatnia idiotka.
- Ach! Kretynka ze mnie! Wykrzyczałam.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Nie ma mnie dla nikogo!
- Otwórz! To ja Lysander. Powtarzał głos.
Nie mając innego wyboru, wyszłam z wanny, narzuciłam szlafrok i poszłam otworzyć drzwi.
- Lys, nie mam ochoty na gości- Powiedziałam
- Nie interesuje mnie to, o wszystkim wiem. Dzisiejszy dzień będzie wyjątkowy, mam dla Ciebie niespodziankę.
- Czy to koniecznie, nie mam nas... Chłopak mi przerwał.
- Konieczne, szykuj się i idziemy na miasto.
- Rozgość się- Mówiąc to wracałam do łazienki i postanowiłam dokończyć swoją kąpiel. Po 30 minutach byłam już gotowa. Ubrałam się w krótkie spodenki, trampki i białą koszulkę na ramiączkach.
To gdzie idziemy?
- Najpierw sklep Leo.
Po 20 minutach byliśmy już w centrum handlowym.
- Miki! Wykrzyczał Leonard. Podszedł do mnie się przywitać.
- No dobra, czas na metamorfozę- Powiedział Lysander.
- Na co? Chyba źle usłyszałam.
- Idź do przebieralni. Rozkazał Leo.
Nie mając innego wyjścia ruszyłam tam gdzie mi nakazano.
- Przymierz to, potem to- Usłyszałam
Ktoś wrzucił mi ciuchy do środka. Nie powiem, podobały mi się, niestety z ceną było gorzej. Przymierzyłam pierwszy zestaw. Składał się on z czerwonej, obcisłej sukienki, czarnych butach na platformie i czarnej ćwiekowanej kurtki. Postanowiłam się pokazać.
- Idealne! Okręć się kilka razy.
- Tak, to do Ciebie pasuje- Powiedział Lysander.
- Ale..
- Nie ma ''ale''! Przymierzaj dalej
Drugi zestaw składał się z czarnej sukienki, bardziej luźniej bez pleców. Doskonale było widać mój tatuaż. Do tego czerwone buty na koturnie i czerwone dodatki.
- Jak na moje oko to pasuje do niej idealnie każdy zestaw- Odrzekł Leo
- Rewelacja! Nie przebieraj się! Leo ten pierwszy zapakuj.
- Co?! Ale to jest za drogie! Wypowiedziałam
- Nieistotne!
- Lys! nie możesz za mnie....
- Mogę i chcę! Taka przyjacielska przysługa- Przerwał mi.
- Zawsze wszyscy mi przerywacie! Mogę w końcu mieć własne zdanie?! Zbulwersowałam się. Nie mogę mieć ty rzeczy bo mnie nadzwyczajnie na nie nie stać. Możecie to pojąć!
- Ok dobra... Mam pomysł. Dostaniesz te ubrania pod warunkiem zareklamowania ich. Mówił Leo.
- Co masz na myśli?
- Zrobimy Ci kilka zdjęć, które posłużą jako reklama. W ten sposób uczciwie na nie zapracujesz, a ja zwiększę dochody, co to na to?
Propozycja Leonarda zrobiła na mnie wrażenie. Zgodziłam się.
- Załatwię fotografa i dam Ci znać. Dopowiedział.
- No widzisz! Zawsze jest jakieś wyjście, a teraz chodź już bo się spóźnimy- Poganiał mnie Lysander.
- Gdzie się spóźnimy?
- Kolejna niespodzianka. Chodź już.
Pożegnałam się z Leo, podziękowałam i tak o to w nowych ubraniach pognałam za Lysem. Co tym razem wymyślił mój przyjaciel?
- Jedziemy na lunch? Trochę zgłodniałem.
Faktycznie, była już godzina 13.00 Sama zrobiłam się głodna.
- Dokąd? Zapytałam
- Znam takie fajne miejsce.
Białowłosy zatrzymał się przy ''Sushi Bar'' W środku było bardzo przytulnie i orientalnie.
- Jadłaś kiedyś Sushi?
- Nie miałam okazji. Odpowiedziałam
Zajęliśmy stolik i złożyliśmy zamówienie. Czekając na posiłek postanowiłam zadać Lysowi nurtujące mnie pytanie.
- Kto Ci powiedział o mojej rozmowie z Kastielem?
- Czy to ważne?
- Dla mnie bardzo ważne. Proszę powiedz mi.
- Może tego nie zauważyłaś, ale niedaleko was znajdował się mój przyjaciel, który wszystko słyszał
- Przyjaciel? Znam go? Zapytałam lekko skołowana.
- Nie znasz. Więcej nie mogę Ci zdradzić, był dziwnie tajemniczy.
Po chwili doszedł do nas kelner z naszym zamówieniem. Sushi było przepyszne! Rozmawialiśmy, wspominaliśmy stare czasy. Było na prawdę miło.
- No dobrze, teraz czas na prawdziwą niespodziankę. Uśmiechał się chłopak.
Jechaliśmy 30 minut. Nie miałam bladego pojęcia, co też zaplanował.
Zatrzymaliśmy się przed wieżowcem.
- Co my tutaj robimy?
Przed wejściem były tłumy. Wydawało mi się że miała tam trwać jakaś gala.
- To jest właśnie ta niespodzianka. Mój przyjaciel wrócił z trasy koncertowej i nie ma partnerki na imprezę, która odbywa się na dachu. Odruchowo spojrzałam w górę.
- Wysoko! Lys, przecież Ja go nawet nie znam! Wysyczałam do chłopaka.
- Ja też tam będę, zaprosiłem Kim.
- Spotykasz się z Kim?
- Tak, chyba, nie wiem. Widać było rumieńce na jego twarzy.
Weszliśmy do budynku przez tylne drzwi. Ochroniarz był poinformowany o całej sytuacji. Zaprowadził nas do windy. Wjechaliśmy na ostatnie pięto. Drzwi się otworzyły i znaleźliśmy się na dachu.
- Cześć Wam! Usłyszałam. To chyba właśnie był ''tajemniczy'' przyjaciel Kastiela.
- Miki poznaj Bena.
Uśmiechnęłam się i podałam rękę na przywitanie. Chłopak był nieziemsko przystojny. Brązowe włosy do ramienia, piękne błękitne oczy, dobrze zbudowany. Ubrany był w czarną, luźną koszulkę na ramiączkach z napisem '' Led Zeppelin '', oraz czarne spodnie. Miał dwa kolczyki w wardze. Mogłabym tak spoglądać na niego przez całe życie.
- To ja was zostawiam samych- Powiedział Lys. Zobaczyłam jak podchodzi do Kim i namiętnie ją całuję.
- Napijemy się czegoś? Zapytał Ben.
- Z miłą chęcią- Odrzekłam i ruszyliśmy w kierunku baru.
Na dobry początek zaczęliśmy szampanem, potem kilka Maritini a na sam koniec Jack Daniel's.
- ''Led Zeppelin'' To twój ulubiony zespół? Zapytałam.
- Tak, uwielbiam ich.
- A teraz prosimy nasz zespół '' Asking Alexandria'' Brawo dla chłopaków.!
- Przepraszam Cię ale musimy zagrać kilka piosenek. Chłopak zostawił mnie przy barze. Byłam w szoku. Nie miałam pojęcia że właśnie rozmawiam, jak się później okazało gitarzystą zespołu. Chciałam zapaść się pod ziemie. Po zakończeniu występu podeszłam do Bena.
- Strasznie przepraszam, jest mi tak głupio- Mówiłam
- Ejeje! Cieszę się, że mnie nie rozpoznałaś. Nie masz za co przepraszać- Uśmiechał się chłopak. Chyba się jakoś dogadamy. Objął mnie w pasie i poszliśmy dalej pić.
Rozmawialiśmy bardzo długo. Okazało się, że mamy podobny gust muzyczny, a nawet byliśmy na tych samych koncertach.
- A pamiętasz koncert Suicide Silence w Londynie rok temu? Było świetnie, i ta impreza z zespołem po koncercie! Wtedy wpadłem na jakąś dziewczynę i razem spadliśmy ze schodów.
- Czekaj, czekaj, miała może niebieskie włosy? Zapytałam
- No tak, skąd wiesz? Odrzekł chłopak
- To byłam Ja!
Zaczęliśmy się śmiać.
- Swoją drogą niebieskie włosy do Ciebie za nic nie pasowały.
- To była pomyłka u fryzjera. Miałam mieć czerwone włosy.
- Lepiej pozostań przy naturalnych. Wyglądasz bardzo ładnie. Mówiąc to gładził mnie po głowie.
- Słuchaj... może chciałabyś jutro zrobić sobie ze mną małą przejażdżkę? Pokazałbym Ci fajne miejsce. Kontynuował Ben.
- Czemu nie. Odpowiedziałam.
Wymieniliśmy się numerami telefonu.
- Miki! pomocy! Kim jest kompletnie pijana- Usłyszałam zmartwiony głos Lysa.
- Gdzie jest? Zapytałam
- Tam! Wskazał mi miejsce gdzie teoretycznie powinna znajdować się Kim. Niestety w praktyce jej tam nie było.
- Cholera jasna! Gdzie ona poszła?! Krzyczał Lysander.
- Spokojnie, znajdziemy ją! Miki, sprawdź w toalecie, Ja poszukam tutaj a Ty Lysander idź na zewnątrz może jest przy samochodzie. Mówił Ben.
Pobiegłam do toalety. Niestety nikogo tam nie było. Wychodząc wpadłam na Bena, który również jej nie widział.
Wyszliśmy przed budynek. Zapomnieliśmy o paparazzich. Zaczęli do nas podbiegać, zadawać głupie pytania, od jak dawna jesteśmy parą, robili zdjęcia. To było straszne. Nie sądziłam że zespół ten jest tak bardzo znany.
Udało nam się dobiec do samochodu Lysa. Siedział w środku. Kim słodko spała na tylnych siedzeniach. Ulżyło nam. Kamień spadł mi z serca. Dookoła otoczyli nas paparazzi. Nie mając innego wyjścia z sytuacji Ben postanowił jechać z nami.
Dobrze że Lysander nic nie pil i mógł prowadzić. Przez całą drogę powrotną byliśmy śledzeni. Brunet wykonywał telefony, jak się domyśliłam do członków zespołu, oraz do swojego manager' a.
Lys jechał okrężną drogą. Udało nam się ich zgubić. Pojechaliśmy do mojego domu. Chłopcy wnieśli śpiącą Kim do mojego pokoju, a ja zamknęłam drzwi.
- Zobaczymy się jeszcze? Zapytał brunet wychodząc.
- W końcu obiecałeś mi przejażdżkę.
Wymieniliśmy uśmiechy i się pożegnaliśmy.
Była godzina 2.00 w nocy. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się w pokoju gościnnym.
- Dziękuję Lys- Wyszeptałam i szybko zasnęłam.
PS: Za błędy bardzo przepraszam. Rozdział pisałam szybko i nie miałam czasu sprawdzić. Co do samego pisania... strasznie był chciała rozwinąć dalej akcję. Mam świetne pomysły, jednakże mam za mało czytelników. Próbowałam już wszędzie ''zareklamować'' bloga, chyba z marnym skutkiem. Nie ukrywam, ze przydałaby mi się pomoc. Dzięki za komentarze. To bardzo miłe. Życzę wszystkim Wesołych Świąt ;* Pozdrawiam: Harry ; )
Rozdział VI ''Urodziny''
Kastiel patrzył na mnie z niedowierzaniem. Nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Z całą pewnością był bardzo szczęśliwy. Pomimo swojej buntowniczej cechy charakteru miał wspaniałych przyjaciół na których zawsze mógł liczyć. Po części mu zazdrościłam. Połowa towarzystwa była bardzo pijana.
- No Rosslet. Co jak co, ale tego bym się nie spodziewał. Chyba nie masz wyjścia jak zalać się ze mną w trupa. Uczynisz mi ten zaszczyt? mówił Kastiel.
- Z tobą zawsze- Uśmiechnęłam się znacząco do chłopaka i wzięłam od niego butelkę Jacka Daniels'a. Usłyszałam krzyk osób tańczących na parkiecie. Najpewniej ktoś wchodził na scenę.
- Możemy prosić solenizanta do nas?
Kastiel wstał z niepewną miną, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku podestu.
To był ulubiony zespół Kastiela. The Winged Skull.
- Ślicznotko! Porywamy twojego chłopaka- Mówił chłopak przez mikrofon.
- Nie to nie.... Nie zdążyłam odpowiedzieć kiedy Kastiel mnie pocałował. Chciałam zrobić unik, ale złapał mnie w pasie. Po chwili odwzajemniłam pocałunek.
Kiedy skończył, puścił mnie i wszedł na scenę.
Chłopcy zaczęli koncert. Wszyscy śpiewali i podskakiwali do rytmu muzyki. Zespół wręczył czerwonowłosemu gitarę i poprosili, by zagrał z nimi. Cieszyłam się widokiem, kiedy emanował szczęściem.
Poczułam że ktoś łapie mnie za rękę i próbuje wyciągnąć z tłumu. Odeszliśmy trochę dalej.
- Miki, powiedz mi proszę co to było?
Spojrzałam na Lysa. Nie do końca wiedziałam co mu powiedzieć i jak to wytłumaczyć.
- Ja sama nie wiem...
- Martwię się o Ciebie. Nie powinnaś do tego dopuścić!
- Wiem, ale to było takie niespodziewane, chciałam tego uniknąć, ale nie potrafiłam. Poczułam jak łza spływa mi po policzku.
Co Ja wyprawiam?! Co się ze mną dzieje! Zadawałam sobie pytania w myślach.
- Powiedz, tylko szczerze, czy ty coś, no wiesz?
- Nie mam zielonego pojęcia czy tak czy nie.
- Ciężka sprawa. Jeśli chcesz to porozmawiam...
- Nie! Przerwałam mu. Muszę to sama zrobić. Dziękuję, że się tak o mnie martwisz. Kastiel jest pijany, pewnie sam nie do końca wie co robi.
Wróciliśmy do loży. Pociągnęłam spory łyk trunku i stwierdziłam, iż nie mam się czym przejmować. Jutro, najdalej pojutrze wszyscy zapomną o tym wydarzeniu. Nikt nie zadawał zbędnych pytań. Kastiel zakończył swój mini koncert z zespołem i dołączył do nas. Nie miałam nic przeciwko kiedy usiadł obok mnie i zaczął obejmować.
- Zdrowie naszego solenizanta i jego dziewczyny- Wykrzyczała Violetta.
Ech... gdyby wzrok potrafił zabijać. Wznieśliśmy toast. Następnie dziewczyny wyciągnęły mnie na parkiet. Zaczęłyśmy tańczyć i wtedy się zaczęło.
- Miki, kiedy to się stało, że ty i Kastiel... no wiesz? Zapytała Rozalia
- Ale my...- Kolejny raz mi przerwano.
- Słyszałam że Kastiel kręci z Amber.- Powiedziała Violetta.
- Kto to jest Amber? Najwidoczniej jeszcze jej nie poznałam.
- Amber, to siostra Nataniela. Są bliźniakami.
To ta dziewczyna na którą niechcący wpadłam w szkole i która obściskiwała się w moim pokoju.
- Niezłe z niej ziółko- Powiedziała Kim.
Postanowiłam się tym nie przejmować. Nie jesteśmy parą i nie będziemy. Nie miałam powodu do zmartwień. Wszystko sprostujemy w szkole.
W tle dało się usłyszeć głos DJ-a.
- A teraz zapraszamy wszystkie pary na parkiet- Powiedział.
Rozalia została porwana przez Leo. Bardzo do siebie pasowali. Violetta siłą zaciągała Alexa do tańca. Swoja drogą wyglądało to całkiem zabawnie. Nawet Lysander świetnie bawił się z Kim. Chciałam już wyjść na zewnątrz, chociażby zapalić kiedy poczułam że ktoś stanął za mną.
- Mogę Panią prosić? Usłyszałam
To był Nataniel. Nie widziałam powodu, aby się nie zgodzić.
- Nat? Co ty tutaj robisz? Nie gniewaj się, ale nie sądziłam że będziesz zaproszony.
- Bo nie jestem. Amber załatwiła nam wejściówki.
Zaczęliśmy tańczyć. Nataniel złapał mnie za biodra i lekko do siebie przysuwał.
Opierałam się. Nie znałam za dobrze Nataniela, ale z całą pewnością nie był typem chłopaka z którym by mnie coś łączyło.
- Odbijane! Usłyszałam.
Nataniel stał zdezorientowany, jednakże odpuścił sobie i opuścił parkiet.
- Moja dziewczyna nie powinna tańczyć z nikim innym.
- Kastiel, czy ty jesteś zazdrosny?
- Może. Nie powinnaś z nim tańczyć- W jego głosie dało się usłyszeć zbulwersowanie.
- Nie jestem twoją własnością żebyś mówił mi co mam robić.
- Nie zapominaj że zaprosiłaś mnie na randkę- Powiedział czerwonowłosy.
- Nie miałam wyjścia. Inaczej nigdy byś się tu nie pojawił.
- Żałujesz?
- Cicho, psujesz atmosferę- Odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
Nie odpowiedziałam mu na jedno, głupie, nic nie znaczące pytanie. Zaczynałam się już pogrążać.
Miałam nadzieje, że to przez alkohol. Nigdy nie dopuszczałam do sytuacji, kiedy miałabym się wstydzić za swoje czyny. Zależało mi na dobrej opinii. Rozglądałam się dookoła. Większość na nas patrzyła. Było mi strasznie głupio.
Piosenka dobiegła końca.
- Idę zapalić. Powiedziawszy to odsunęłam się od Kassa i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na krawężniku i tak o to rozmyślałam.
- To moja wina- Kastiel usiadł obok mnie.
- To nie tak.
- Nie powinienem Cię całować- Powiedział
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Chciałem mieć kolejną zdobycz- Odpowiedział nie wykazując przy tym żadnych emocji.
- Dzięki, ze traktujesz mnie tak bardzo przedmiotowo.
Jak dla mnie impreza dobiegła końca. Weszłam do środka, zabrałam swoje rzeczy, pożegnałam się i zadzwoniłam po taksówkę. Zjawiła się po 10 minutach. Wsiadłam i pojechałam do domu....
- No Rosslet. Co jak co, ale tego bym się nie spodziewał. Chyba nie masz wyjścia jak zalać się ze mną w trupa. Uczynisz mi ten zaszczyt? mówił Kastiel.
- Z tobą zawsze- Uśmiechnęłam się znacząco do chłopaka i wzięłam od niego butelkę Jacka Daniels'a. Usłyszałam krzyk osób tańczących na parkiecie. Najpewniej ktoś wchodził na scenę.
- Możemy prosić solenizanta do nas?
Kastiel wstał z niepewną miną, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku podestu.
To był ulubiony zespół Kastiela. The Winged Skull.
- Ślicznotko! Porywamy twojego chłopaka- Mówił chłopak przez mikrofon.
- Nie to nie.... Nie zdążyłam odpowiedzieć kiedy Kastiel mnie pocałował. Chciałam zrobić unik, ale złapał mnie w pasie. Po chwili odwzajemniłam pocałunek.
Kiedy skończył, puścił mnie i wszedł na scenę.
Chłopcy zaczęli koncert. Wszyscy śpiewali i podskakiwali do rytmu muzyki. Zespół wręczył czerwonowłosemu gitarę i poprosili, by zagrał z nimi. Cieszyłam się widokiem, kiedy emanował szczęściem.
Poczułam że ktoś łapie mnie za rękę i próbuje wyciągnąć z tłumu. Odeszliśmy trochę dalej.
- Miki, powiedz mi proszę co to było?
Spojrzałam na Lysa. Nie do końca wiedziałam co mu powiedzieć i jak to wytłumaczyć.
- Ja sama nie wiem...
- Martwię się o Ciebie. Nie powinnaś do tego dopuścić!
- Wiem, ale to było takie niespodziewane, chciałam tego uniknąć, ale nie potrafiłam. Poczułam jak łza spływa mi po policzku.
Co Ja wyprawiam?! Co się ze mną dzieje! Zadawałam sobie pytania w myślach.
- Powiedz, tylko szczerze, czy ty coś, no wiesz?
- Nie mam zielonego pojęcia czy tak czy nie.
- Ciężka sprawa. Jeśli chcesz to porozmawiam...
- Nie! Przerwałam mu. Muszę to sama zrobić. Dziękuję, że się tak o mnie martwisz. Kastiel jest pijany, pewnie sam nie do końca wie co robi.
Wróciliśmy do loży. Pociągnęłam spory łyk trunku i stwierdziłam, iż nie mam się czym przejmować. Jutro, najdalej pojutrze wszyscy zapomną o tym wydarzeniu. Nikt nie zadawał zbędnych pytań. Kastiel zakończył swój mini koncert z zespołem i dołączył do nas. Nie miałam nic przeciwko kiedy usiadł obok mnie i zaczął obejmować.
- Zdrowie naszego solenizanta i jego dziewczyny- Wykrzyczała Violetta.
Ech... gdyby wzrok potrafił zabijać. Wznieśliśmy toast. Następnie dziewczyny wyciągnęły mnie na parkiet. Zaczęłyśmy tańczyć i wtedy się zaczęło.
- Miki, kiedy to się stało, że ty i Kastiel... no wiesz? Zapytała Rozalia
- Ale my...- Kolejny raz mi przerwano.
- Słyszałam że Kastiel kręci z Amber.- Powiedziała Violetta.
- Kto to jest Amber? Najwidoczniej jeszcze jej nie poznałam.
- Amber, to siostra Nataniela. Są bliźniakami.
To ta dziewczyna na którą niechcący wpadłam w szkole i która obściskiwała się w moim pokoju.
- Niezłe z niej ziółko- Powiedziała Kim.
Postanowiłam się tym nie przejmować. Nie jesteśmy parą i nie będziemy. Nie miałam powodu do zmartwień. Wszystko sprostujemy w szkole.
W tle dało się usłyszeć głos DJ-a.
- A teraz zapraszamy wszystkie pary na parkiet- Powiedział.
Rozalia została porwana przez Leo. Bardzo do siebie pasowali. Violetta siłą zaciągała Alexa do tańca. Swoja drogą wyglądało to całkiem zabawnie. Nawet Lysander świetnie bawił się z Kim. Chciałam już wyjść na zewnątrz, chociażby zapalić kiedy poczułam że ktoś stanął za mną.
- Mogę Panią prosić? Usłyszałam
To był Nataniel. Nie widziałam powodu, aby się nie zgodzić.
- Nat? Co ty tutaj robisz? Nie gniewaj się, ale nie sądziłam że będziesz zaproszony.
- Bo nie jestem. Amber załatwiła nam wejściówki.
Zaczęliśmy tańczyć. Nataniel złapał mnie za biodra i lekko do siebie przysuwał.
Opierałam się. Nie znałam za dobrze Nataniela, ale z całą pewnością nie był typem chłopaka z którym by mnie coś łączyło.
- Odbijane! Usłyszałam.
Nataniel stał zdezorientowany, jednakże odpuścił sobie i opuścił parkiet.
- Moja dziewczyna nie powinna tańczyć z nikim innym.
- Kastiel, czy ty jesteś zazdrosny?
- Może. Nie powinnaś z nim tańczyć- W jego głosie dało się usłyszeć zbulwersowanie.
- Nie jestem twoją własnością żebyś mówił mi co mam robić.
- Nie zapominaj że zaprosiłaś mnie na randkę- Powiedział czerwonowłosy.
- Nie miałam wyjścia. Inaczej nigdy byś się tu nie pojawił.
- Żałujesz?
- Cicho, psujesz atmosferę- Odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
Nie odpowiedziałam mu na jedno, głupie, nic nie znaczące pytanie. Zaczynałam się już pogrążać.
Miałam nadzieje, że to przez alkohol. Nigdy nie dopuszczałam do sytuacji, kiedy miałabym się wstydzić za swoje czyny. Zależało mi na dobrej opinii. Rozglądałam się dookoła. Większość na nas patrzyła. Było mi strasznie głupio.
Piosenka dobiegła końca.
- Idę zapalić. Powiedziawszy to odsunęłam się od Kassa i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na krawężniku i tak o to rozmyślałam.
- To moja wina- Kastiel usiadł obok mnie.
- To nie tak.
- Nie powinienem Cię całować- Powiedział
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Chciałem mieć kolejną zdobycz- Odpowiedział nie wykazując przy tym żadnych emocji.
- Dzięki, ze traktujesz mnie tak bardzo przedmiotowo.
Jak dla mnie impreza dobiegła końca. Weszłam do środka, zabrałam swoje rzeczy, pożegnałam się i zadzwoniłam po taksówkę. Zjawiła się po 10 minutach. Wsiadłam i pojechałam do domu....
piątek, 21 grudnia 2012
Rozdział V część II '' Plan Działania, Rozczarowanie, Ból''
Próba zakończona sukcesem. W szkole zostaliśmy tylko my. Chłopcy byli bardzo podekscytowani nową piosenką. Cieszyłam się, że w pewny sposób przyczyniłam się do tego. Wyszliśmy przed budynek.
- Co Wy tutaj robicie?! Skąd macie klucze?! Już jest dawno po lekcjach!
- Nataniel?! O czym mówisz? Stoimy sobie grzecznie i rozmawiamy- Odpowiedział Alex
- Właśnie widziałem jak zamykacie Główne wejście! Macie poważne kłopoty!- Krzyczał blondyn
- Wszystko Ci zaraz wytłumaczymy, tylko daj nam szansę!- Błagał Lysander.
- Macie 5 minut!!
- Dobrze wiesz że Pani dyrektor nie chciała nam udostępnić sali muzycznej. Nie widzieliśmy innego wyjścia jak dorobić klucze i urządzać próby zespołu w piwnicy.
- Ale jak? Kiedy?! Klucze mam tylko Ja, więc jakim cudem mi je zabraliście!?
- To nie było trudne- Odpowiedział Kastiel.
- Miałbym spore kłopoty gdyby ktoś się o tym dowiedział!
- Czyli nikomu o tym nie powiesz? Zapytał Ronald.
- Nie nie powiem, jeśli tylko odzyskam klucze.
- Możemy oddać je jutro? Dzisiaj nie mamy możliwości zabrania całego sprzętu.
- Dobra, niech będzie.
Sprawa wydawała się zostać wyjaśniona. Szkoda tylko chłopców. Ciekawe jak wybrną z tej sytuacji?
- Świetnie! Kastiel bardzo się zdenerwował.
- Gdzie będą odbywać się próby?!
- Na pewno coś wymyślicie. Trzymajcie się. Próbowałam odejść kiedy usłyszałam zbulwersowany głos.
- Stój!
- Kastiel? o co chodzi? Spieszę się.
Chłopak podszedł do mnie
- Masz garaż!
- Chyba nie myślisz...?
- To idealne miejsce!- Przerwał mi
- Nie! Nie zgadzam się!
- Miki, proszę, to dla nas bardzo ważne- mówił Lysander. To będzie tylko kilka prób, dopóki czegoś nie wymyślimy.
- Tylko kilka prób?
- Bez wątpienia kilka- Rzekł Kastiel.
- Zastanowię się.
- Jesteś kochana!
- Jeszcze się nie zgodziłam!
- Lysander wziął mnie na ręce i mocno przytulił.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilkę, ustalając wszystkie szczegóły.
- Lys? Mogę mieć do Ciebie prośbę? Zapytałam
- Co się stało?
- Mama kazała mi jechać do salonu samochodowego, boje się, że się zgubię.
- Miałem coś załatwić. Chłopak zaczął mi szeptać coś do ucha.
- To jak, zgadzasz się? Zapytał
- Dobra! Zaryzykuję. Szykowała się fantastyczna niespodzianka.
- Kastiel... Zrobimy sobie małą przejażdżkę- Powiedział do chłopaka.
- Dokąd?
- Do salonu samochodowego.
Pożegnaliśmy się i podeszliśmy na szkolny parking.
- Mamy jechać tym gratem? Zapytał Kastiel
- Jak Ci się nie podoba to idź pieszo- Odpowiedziałam z cynizmem.
- Dobra, już nie bądź taka drażliwa.
Jazda przebiegała bezproblemowo. Po niecałej godzinie byliśmy już na miejscu. Budynek był cały oszklony. Był to salon Bugatti. Nie rozumiałam dlaczego mama chciała, abym tutaj przyjechała.
Weszliśmy do środka.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? Usłyszałam męski głos.
- Dzień dobry. Może to zabrzmieć dziwnie. Jestem córką Anny Rosslet.
Nie zdążyłam skończyć swojej wypowiedzi.
- Oczywiście! Proszę za mną.
Wymieniłam dziwne spojrzenia z chłopcami.
- Chciałem Pani pokazać dwa zamówione modele. Proszę wybrać. Którym jest Pani zainteresowana? Uśmiechał się mężczyzna.
- Zaraz, jak to dwa zamówione modele?
- No tak. Pani Rosslet zamówiła dwa samochody. Pani ma pierwszeństwo co do wyboru.
- Proszę zaczekać, muszę porozmawiać z mamą.
Pospiesznie wyszłam na zewnątrz i wykonałam telefon.
- Słucham?
- Mamo! Co to ma znaczyć?! Przecież to drogie samochody, jeszcze na zamówienie! Skąd masz tyle pieniędzy?! Krzyczałam.
- Kochanie, mój narzeczony to bardzo znany aktor. Chciał Ci zrobić niespodziankę, więc nie widzę problemu. To taki spóźniony prezent urodzinowy- Odrzekła.
- Mamo! Nie przyjmę go. Dobrze wiesz ile znaczy dla mnie Kazik.
- Kochanie, nie denerwuj mnie. Antonio bardzo się starał, aby Cię uszczęśliwić, będzie mu przykro.
- Nic z tego, nie zgadzam się!
- Wybierz chociaż model. Coś wymyślę. Rozłączyła się. Najpewniej się obraziła. Zawsze to robiła, kiedy nie zgadzałam się z jej wyborami.
Wróciłam do środka. Grzecznie się uśmiechnęłam.
- Który by Pan wybrał osobiście? Zapytałam.
- Wybrałbym Bugatti 16.4 Veyron.
- Niech będzie.
Podpisałam wszelkie formalności. Według dokumentów byłam pełnoprawnym właścicielem samochodu.
W drodze powrotnej panowała niezręczna cisza.
- Nie wzięłam tego samochodu.
- Jak to?! Zapytali jednocześnie.
- Rozmawiałam z mamą. Jej narzeczony chce mi się najpewniej podlizać. Poza tym za bardzo kocham starego rzęcha. Nie zostawię go- Uśmiechnęłam się.
- A dokumenty? Przecież podpisałaś wszystko. Auto dostarczą najpóźniej pojutrze.
- Nie wiem, nie interesuje mnie to.
Włączyłam radio i rozkoszowałam się jazdą kochanym Kazimierzem.
Zatrzymałam się na parkingu szkolnym. Kastiel zostawił tam samochód.
- Kass... wybrałbyś się dzisiaj ze mną do baru? Zapytałam
- Nie.
- Nie daj się prosić, spędzimy miło czas, lepiej się poznamy.
- Nie powinno Ci tak na tym zależeć.
- Jeśli jednak zmienisz zdanie, to przyjedź po mnie o 20.00
Pożegnaliśmy się i odjechałam. Była godzina 17.00. Musiałam jak najszybciej wrócić do domu.
Jechałam jak szalona. Dobrze, że nic mi się nie stało. Kiedy dotarłam na miejsce, wskoczyłam szybko pod prysznic. Następnie zakręciłam włosy i zrobiłam mocniejszy makijaż.
Założyłam czarną sukienkę z czaszką i czerwone glany. Narzuciłam ramoneskę i byłam już gotowa.
Ktoś zapukał do drzwi. To był Kastiel.
- Jednak...zmie..- Nie potrafił nic więcej wypowiedzieć, tylko cały czas się przyglądał.
- Coś nie tak? Zapytałam
- Chodźmy już- Usłyszałam w odpowiedzi
Kastiel, masz nowy samochód? Stanowczo różnił się od poprzedniego.
- Nie, tym jeżdżę na wyjątkowe okazje.
- Jedziemy tylko do baru, nazywasz to wyjątkową okazją ?
- W końcu to ty mnie zaprosiłaś- Uśmiechał się łobuzersko
Podałam mu adres lokalu. Pokonanie drogi zajęło 10 min.
- Trochę tu tłoczno, myślałem że idziemy tylko na piwo.
- To źle myślałeś- Odpowiedziałam i złapałam go za rękę.
Podeszliśmy do bramkarza. Pokazałam swój dokument tożsamości i już po chwili mogliśmy wejść do środka. Znaleźliśmy się przy lożach dla VIP-ów. Po raz kolejny się wylegitymowałam i mogliśmy spokojnie usiąść.
Na sali zrobiło się cicho. Zgasły wszystkie światła. Kass nie miał pojęcia co się dzieje.
- Sto lat Sto lat, niech żyje, żyje nam! Poznałam głos Lysa.
Światła ponownie się zapaliły, a przed naszymi miejscami znajdował się wielki tort.
Zebrali się wszyscy znajomi, rodzina. Był w szoku.
- Od początku wiedziałaś? Zapytał groźnie.
- Tak na prawdę to twój zespół wszystko zaplanował. Ja byłam tylko przynętą. Proszę to prezent dla Ciebie. Przytuliłam go mocno i złożyłam życzenia.
Niespodzianka się udała. Zabawa zapowiadała się rewelacyjnie...
PS: Przepraszam że taki krótki. Według mnie dziwny, nie potrafiłam się skupić na pisaniu. Mimo wszystko podjęłam się tego i mam nadzieje że coś sensownego z tego wyszło. Pozdrawiam Harry
- Co Wy tutaj robicie?! Skąd macie klucze?! Już jest dawno po lekcjach!
- Nataniel?! O czym mówisz? Stoimy sobie grzecznie i rozmawiamy- Odpowiedział Alex
- Właśnie widziałem jak zamykacie Główne wejście! Macie poważne kłopoty!- Krzyczał blondyn
- Wszystko Ci zaraz wytłumaczymy, tylko daj nam szansę!- Błagał Lysander.
- Macie 5 minut!!
- Dobrze wiesz że Pani dyrektor nie chciała nam udostępnić sali muzycznej. Nie widzieliśmy innego wyjścia jak dorobić klucze i urządzać próby zespołu w piwnicy.
- Ale jak? Kiedy?! Klucze mam tylko Ja, więc jakim cudem mi je zabraliście!?
- To nie było trudne- Odpowiedział Kastiel.
- Miałbym spore kłopoty gdyby ktoś się o tym dowiedział!
- Czyli nikomu o tym nie powiesz? Zapytał Ronald.
- Nie nie powiem, jeśli tylko odzyskam klucze.
- Możemy oddać je jutro? Dzisiaj nie mamy możliwości zabrania całego sprzętu.
- Dobra, niech będzie.
Sprawa wydawała się zostać wyjaśniona. Szkoda tylko chłopców. Ciekawe jak wybrną z tej sytuacji?
- Świetnie! Kastiel bardzo się zdenerwował.
- Gdzie będą odbywać się próby?!
- Na pewno coś wymyślicie. Trzymajcie się. Próbowałam odejść kiedy usłyszałam zbulwersowany głos.
- Stój!
- Kastiel? o co chodzi? Spieszę się.
Chłopak podszedł do mnie
- Masz garaż!
- Chyba nie myślisz...?
- To idealne miejsce!- Przerwał mi
- Nie! Nie zgadzam się!
- Miki, proszę, to dla nas bardzo ważne- mówił Lysander. To będzie tylko kilka prób, dopóki czegoś nie wymyślimy.
- Tylko kilka prób?
- Bez wątpienia kilka- Rzekł Kastiel.
- Zastanowię się.
- Jesteś kochana!
- Jeszcze się nie zgodziłam!
- Lysander wziął mnie na ręce i mocno przytulił.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilkę, ustalając wszystkie szczegóły.
- Lys? Mogę mieć do Ciebie prośbę? Zapytałam
- Co się stało?
- Mama kazała mi jechać do salonu samochodowego, boje się, że się zgubię.
- Miałem coś załatwić. Chłopak zaczął mi szeptać coś do ucha.
- To jak, zgadzasz się? Zapytał
- Dobra! Zaryzykuję. Szykowała się fantastyczna niespodzianka.
- Kastiel... Zrobimy sobie małą przejażdżkę- Powiedział do chłopaka.
- Dokąd?
- Do salonu samochodowego.
Pożegnaliśmy się i podeszliśmy na szkolny parking.
- Mamy jechać tym gratem? Zapytał Kastiel
- Jak Ci się nie podoba to idź pieszo- Odpowiedziałam z cynizmem.
- Dobra, już nie bądź taka drażliwa.
Jazda przebiegała bezproblemowo. Po niecałej godzinie byliśmy już na miejscu. Budynek był cały oszklony. Był to salon Bugatti. Nie rozumiałam dlaczego mama chciała, abym tutaj przyjechała.
Weszliśmy do środka.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? Usłyszałam męski głos.
- Dzień dobry. Może to zabrzmieć dziwnie. Jestem córką Anny Rosslet.
Nie zdążyłam skończyć swojej wypowiedzi.
- Oczywiście! Proszę za mną.
Wymieniłam dziwne spojrzenia z chłopcami.
- Chciałem Pani pokazać dwa zamówione modele. Proszę wybrać. Którym jest Pani zainteresowana? Uśmiechał się mężczyzna.
- Zaraz, jak to dwa zamówione modele?
- No tak. Pani Rosslet zamówiła dwa samochody. Pani ma pierwszeństwo co do wyboru.
- Proszę zaczekać, muszę porozmawiać z mamą.
Pospiesznie wyszłam na zewnątrz i wykonałam telefon.
- Słucham?
- Mamo! Co to ma znaczyć?! Przecież to drogie samochody, jeszcze na zamówienie! Skąd masz tyle pieniędzy?! Krzyczałam.
- Kochanie, mój narzeczony to bardzo znany aktor. Chciał Ci zrobić niespodziankę, więc nie widzę problemu. To taki spóźniony prezent urodzinowy- Odrzekła.
- Mamo! Nie przyjmę go. Dobrze wiesz ile znaczy dla mnie Kazik.
- Kochanie, nie denerwuj mnie. Antonio bardzo się starał, aby Cię uszczęśliwić, będzie mu przykro.
- Nic z tego, nie zgadzam się!
- Wybierz chociaż model. Coś wymyślę. Rozłączyła się. Najpewniej się obraziła. Zawsze to robiła, kiedy nie zgadzałam się z jej wyborami.
Wróciłam do środka. Grzecznie się uśmiechnęłam.
- Który by Pan wybrał osobiście? Zapytałam.
- Wybrałbym Bugatti 16.4 Veyron.
- Niech będzie.
Podpisałam wszelkie formalności. Według dokumentów byłam pełnoprawnym właścicielem samochodu.
W drodze powrotnej panowała niezręczna cisza.
- Nie wzięłam tego samochodu.
- Jak to?! Zapytali jednocześnie.
- Rozmawiałam z mamą. Jej narzeczony chce mi się najpewniej podlizać. Poza tym za bardzo kocham starego rzęcha. Nie zostawię go- Uśmiechnęłam się.
- A dokumenty? Przecież podpisałaś wszystko. Auto dostarczą najpóźniej pojutrze.
- Nie wiem, nie interesuje mnie to.
Włączyłam radio i rozkoszowałam się jazdą kochanym Kazimierzem.
Zatrzymałam się na parkingu szkolnym. Kastiel zostawił tam samochód.
- Kass... wybrałbyś się dzisiaj ze mną do baru? Zapytałam
- Nie.
- Nie daj się prosić, spędzimy miło czas, lepiej się poznamy.
- Nie powinno Ci tak na tym zależeć.
- Jeśli jednak zmienisz zdanie, to przyjedź po mnie o 20.00
Pożegnaliśmy się i odjechałam. Była godzina 17.00. Musiałam jak najszybciej wrócić do domu.
Jechałam jak szalona. Dobrze, że nic mi się nie stało. Kiedy dotarłam na miejsce, wskoczyłam szybko pod prysznic. Następnie zakręciłam włosy i zrobiłam mocniejszy makijaż.
Założyłam czarną sukienkę z czaszką i czerwone glany. Narzuciłam ramoneskę i byłam już gotowa.
Ktoś zapukał do drzwi. To był Kastiel.
- Jednak...zmie..- Nie potrafił nic więcej wypowiedzieć, tylko cały czas się przyglądał.
- Coś nie tak? Zapytałam
- Chodźmy już- Usłyszałam w odpowiedzi
Kastiel, masz nowy samochód? Stanowczo różnił się od poprzedniego.
- Nie, tym jeżdżę na wyjątkowe okazje.
- Jedziemy tylko do baru, nazywasz to wyjątkową okazją ?
- W końcu to ty mnie zaprosiłaś- Uśmiechał się łobuzersko
Podałam mu adres lokalu. Pokonanie drogi zajęło 10 min.
- Trochę tu tłoczno, myślałem że idziemy tylko na piwo.
- To źle myślałeś- Odpowiedziałam i złapałam go za rękę.
Podeszliśmy do bramkarza. Pokazałam swój dokument tożsamości i już po chwili mogliśmy wejść do środka. Znaleźliśmy się przy lożach dla VIP-ów. Po raz kolejny się wylegitymowałam i mogliśmy spokojnie usiąść.
Na sali zrobiło się cicho. Zgasły wszystkie światła. Kass nie miał pojęcia co się dzieje.
- Sto lat Sto lat, niech żyje, żyje nam! Poznałam głos Lysa.
Światła ponownie się zapaliły, a przed naszymi miejscami znajdował się wielki tort.
Zebrali się wszyscy znajomi, rodzina. Był w szoku.
- Od początku wiedziałaś? Zapytał groźnie.
- Tak na prawdę to twój zespół wszystko zaplanował. Ja byłam tylko przynętą. Proszę to prezent dla Ciebie. Przytuliłam go mocno i złożyłam życzenia.
Niespodzianka się udała. Zabawa zapowiadała się rewelacyjnie...
PS: Przepraszam że taki krótki. Według mnie dziwny, nie potrafiłam się skupić na pisaniu. Mimo wszystko podjęłam się tego i mam nadzieje że coś sensownego z tego wyszło. Pozdrawiam Harry
czwartek, 20 grudnia 2012
Rozdział V ''Plan Działania, Rozczarowanie, Ból''
Kiedy spojrzałam na wyświetlacz telefonu zobaczyłam dwa połączenia nieodebrane od mamy. Była godzina 5.00 nad ranem. Musiałam mieć na prawdę mocny sen. Obok siebie zobaczyłam nie skończoną piosenkę. Przeczytałam ją ponownie. Początek był rewelacyjny. Nie sądziłam że kiedykolwiek będę wstanie wyrazić to co czuję w kilku słowach:
His little whispers. (Jego ciche szepty)
Love Me. Love Me. (Kochaj mnie, kochaj)
That's all I ask for. (Tylko o to cię proszę)
Love Me. Love Me. (Kochaj mnie, kochaj)
He battered his tiny fists to feel something. (Poobijany swoimi małymi pięściami by poczuć coś)
That's all I ask for. (Tylko o to cię proszę)
Love Me. Love Me. (Kochaj mnie, kochaj)
He battered his tiny fists to feel something. (Poobijany swoimi małymi pięściami by poczuć coś)
Nad resztą należało popracować.
- Zrobię to w szkole- Pomyślałam. W końcu do czegoś musiała służyć sala muzyczna. Postanowiłam wstać.
Poszłam do łazienki. Wzięłam relaksacyjną kąpiel, zrobiłam makijaż i wysuszyłam włosy, które wyprostowałam. Założyłam czarną sukienkę podcinaną pod dekoltem i białe glany. Oczywiście do tego zestawu nie mogło zabraknąć pieszczochy i kochanej torby z naszywkami. Narzuciłam na siebie jeansową katanę i byłam gotowa. Miałam jeszcze dość sporo czasu na zjedzenie śniadania. Następnie umyłam zęby i powędrowałam do kochanego samochodu. Odpalił bez większych wysiłków.
Dziwnie się czułam wchodząc do szkoły. Osoby, których kompletnie nie znałam witały się ze mną, gratulowały nieziemskiej imprezy i pytały o powtórkę. Za wiele nie odpowiadałam, tylko grzecznie się uśmiechałam i odchodziłam.
Dzisiejszym celem było unikanie Kastiela. Czułam się tym zażenowana. Dziękowałam za to, że Lysander przeszkodził nam w pocałunku. Nie mogłabym teraz na siebie spojrzeć z powodu wyrzutów sumienia.
Wyszłam na dziedziniec. Zobaczyłam Lysa. Podeszłam się przywitać.
- Hej piękna! Wyspałaś się? Zapytał
- I to jeszcze jak!
- Cieszę się! To znaczy że nie będziesz miała powodu mi odmówić- Odpowiedział
- Lysander? Czy to coś kombinujesz ? Doskonale znam ten wyraz twarzy. Czego chcesz?
- Nic konkretnego, chciałem Cię zaprosić na próbę zespołu. Poznałabyś wszystkich członków.
- Jasne! Już dawno nie słyszałam twojego głosu. Kiedy jest próba? Zapytałam.
- Dzisiaj po zajęciach. Chodź, przedstawię Cię znajomym. Uśmiechał się przy tym tak promiennie, że nie byłam w stanie mu odmówić.
Podeszliśmy bliżej do nie znanej grupy.
- Witam! Chciałem Wam koniecznie przedstawić moją przyjaciółkę z dzieciństwa!
Miki poznaj Alexa- naszego basistę, Ronalda- perkusistę. A to jest Violetta, dziewczyna Alexa.
Przywitałam się ze wszystkimi.
- Lysander? Zapytałam niepewnie. To jest cały skład zespołu?
- Jeszcze Kastiel. Gra na gitarze prowadzącej.
Nie! To koszmar. Kastiel również należał do zespołu. Przypomniała mi się obietnica, którą sobie złożyłam. Miałam go za wszelką cenę unikać. Jak to zrobić, skoro zostałam zaproszona na próbę?
Wycofać się nie mogłam. Źle by to o mnie świadczyło. Jedynym rozwiązaniem było po prostu się do niego nie odzywać.
Zadzwonił dzwonek. Weszłam do budynku i skierowałam się do klasy, gdzie miała odbywać się lekcja chemii. Uwielbiałam ten przedmiot. Poczułam że na kogoś wpadam. To była dziewczyna którą próbowałam przegonić z mojego pokoju, podczas trwania domówki.
- Uważaj jak chodzisz! Usłyszałam
- Przepraszam, spieszyłam się.
Dziewczyna była na prawdę piękna. Długie kręcone blond włosy, niebieskie oczy. Ubrana była rewelacyjnie. Myślę, iż miała ogromne powodzenie u mężczyzn.
Zebrałam swoje rzeczy i natychmiast pobiegłam dalej, tym razem uważając.
Weszłam do klasy. Nauczyciel spojrzał na mnie wrogim wzrokiem.
- Panno Rosslet! Spóźniła się pani!
- Przepraszam, to się już nie powtórzy.
- Dobrze zajmij miejsce w środkowym rzędzie. Wypowiedział surowo nauczyciel.
Przypadło mi siedzieć z Violettą. Miałyśmy szansę na lepsze poznanie się. Podczas robienia doświadczenia do klasy wszedł Kastiel.
Aż tak się stęskniłeś, że postanowiłeś przyjść na lekcję ?
Powiedział zbulwersowany nauczyciel.
- Panie profesorze! Za Panem zawsze!
Zastanawiało mnie czemu nauczyciele tak go traktują. Po pokazie na matematyce śmiem twierdzić, iż Kastiel to inteligentny chłopak, więc dlaczego opuszczał lekcje ? Usłyszałam wibracje. Spojrzałam na ekran telefonu. To znowu była mama.
- Miki! Violetta mnie lekko popychała
- Przepraszam. Na czym skończyłyśmy?
- Zrób obliczenie. Usłyszałam
Chemia dobiegła końca. Wszyscy wyszliśmy z klasy.
- W porządku? Na chemii byłaś jakby nieobecna- Zapytała Violl
- Tak, przepraszam, po prostu zastanawiałam się nad pewnymi sprawami.
- Jeśli coś Cię dręczy to śmiało.
- Dziękuję, na prawdę to mało istotne. Wymusiłam uśmiech.
Znalazłyśmy się na stołówce. Nie miałam apetytu, poprosiłam tylko o sok pomarańczowy.
- Miki! Chodź tutaj!- zawołał Lysander.
Dosiadłam się do nowo poznanych osób i tak o to spędziłam przerwę w milczeniu.
- Jesteś nieobecna. Co się stało? zapytał Lys
Za dobrze mnie znał. Wiedział kiedy mnie coś dręczy.
- To przez telefon od mamy. Zastanawiałam się czego ode mnie chce.
- Skoro dzwoni, to pewnie się o Ciebie martwi. Chodź, zadzwonisz do niej teraz.
Złapał mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz.
Wykręciłam numer do mamy. Po chwili usłyszałam jej aksamitny głos.
- Myślałam że już nigdy nie odbierzesz! Mam dla Ciebie niespodziankę! Powiedziała.
- Mamo, mam Ci tyle do opowiedzenia, kiedy do mnie przyjedziesz?
- Kochanie nie prędko! Jestem teraz w Hiszpanii na romantycznych wakacjach z moim narzeczonym. To jest właśnie jedna część niespodzianki! BIERZEMY ŚLUB!
- Mamo, ale jak to?! Przecież znacie się zaledwie miesiąc! Odkrzyknęłam
- Jestem zakochana! Nic mnie nie powstrzyma. Ślub odbędzie się za 2 tygodnie. Przyjedziesz prawda? Zależy mi na tym, żebyś była obok... Aaa to jeszcze nie koniec!
Po zajęciach jedź do salonu samochodowego. Znajduje się jakąś godzinę od twojego domu.
Nie powinnaś się zgubić. W końcu to jedyny salon samochodowy w okolicy.
Muszę już kończyć, jakby nie było u Nas jest noc. Kocham Cię, dobranoc!
- Ale mamo!
Rozłączyła się.
Patrzyłam na Lysa i nie miałam pojęcia co mu powiedzieć. Byłam w szoku. Mama zawsze była szalona. Nie sądziłam, że do tego stopnia. Nigdy nie interesowała się zdaniem innych, nawet własnej córki. Nie poznawałam jej.
- Co się stało?!
- Lysander... moja mama wychodzi za mąż, za faceta którego zna miesiąc. Zaprosiła mnie na ślub, który odbywa się za 2 tygodnie. Nie chcę tam jechać.
Chyba nie do końca wiedział co powiedzieć. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
Nie chciałam płakać, bynajmniej nie przez nią. Chyba nigdy tego nie zaakceptuje.
Przytuliłam się do przyjaciela. Rozkleiłam się, jak małe dziecko. Tęskniłam za nią, bardzo. Niestety była tak wszystkim podekscytowana, iż nie interesowała się moim usamodzielnieniem. Czasami miałam wrażenie, że jej przeszkadzam.
- Słońce! Pojadę tam z tobą.
- Jesteś pewny, że chcesz tam być?
- Jesteśmy przyjaciółmi, nie zostawiłbym Cię w potrzebie. Wszyscy pojedziemy.
- Jesteś kochany.
Przytuliłam się mocniej. Bardzo cieszyłam się z jego obecności. Nie darowałabym sobie gdybym straciła takiego przyjaciela.
Kiedy już się uspokoiłam poszłam na dalsze lekcje. Nie potrafiłam się skoncentrować.
Po ostatnich zajęciach wyszłam na korytarz. Lysander złapał mnie za ramię i prowadził mnie w głąb korytarza.
- Gdzie idziemy? Zapytałam
- Na próbę!
Na śmierć zapomniałam. Za dużo emocji jak na dzisiejszy dzień.
Schodziliśmy po schodach w dół. Przed sobą ujrzałam duże, masywne drzwi. Kiedy weszliśmy do środka, zobaczyłam rozstawione instrumenty. Pomieszczenie nie należało do specjalnie dużych. To była piwnica.
Wszyscy już na nas czekali.
- Dlaczego ćwiczycie w piwnicy, kiedy dostępna jest sala sala muzyczna? Zapytałam
- Kochana Pani dyrektor nie toleruje naszej muzyki więc nie mamy tam wstępu- Odpowiedział Ronald.
- Z resztą... Tutaj panuje lepsza akustyka- Dodał Alex
-Zaczniemy w końcu ?- Bulwersował się Kastiel.
Usiadłam sobie na kanapie i wsłuchiwałam się w dźwięki instrumentów. Wokal Lysa zmienił się od czasu, kiedy ostatni raz go słyszałam. Był bardziej dojrzały, męski. Po całym ciele przechodziły mnie dreszcze.
Miałam okazję całkowicie się zrelaksować.
.Nastąpiła przerwa. Ogłosiłam wszystkim że na chwilkę wychodzę. Udałam się na dziedziniec.
Sięgałam do torby po paczkę papierosów...
- Dzisiaj Ja częstuję- To był głos Kastiela.
- Podziękowałam i wyjęłam jednego z paczki.
Powietrze było chłodne. Zanosiło się na deszcz. Szybko skończyliśmy i wróciliśmy do piwnicy.
Chłopcy zaczęli się kłócić. Z tego co usłyszałam poszło o kolejną zwrotkę piosenki.
- Miki! , może ty nas zainspirujesz- Usłyszałam
- Ja?! Przecież się na tym nie znam.
- Dobra, dobra! Nie bądź już taka skromna. Powiedział Lysander.
Alex podszedł do mnie z kartką. Napisany był tam tekst piosenki..
- Jaka może być 2 zwrotka ? Mówiąc to podał mi długopis.
I zwrotka piosenki brzmiała:
Hit dirt, shake tree (Zalicz upadek, wstrząśnij drzewem)
Split sky, part sea (Pęknięta skała, częścią morza)
Split sky, part sea (Pęknięta skała, częścią morza)
Strip smile, lose cool (Zedrzyj uśmiech, strać opanowanie)
Bleed the day and break the rule (Wykrwaw dzień i łam zasady)
Live, win, dare, fail (Żyj, wygrywaj, ryzykuj, przegrywaj)
Eat the dirt and bite the nail (Łykaj brud, okiełznaj pazur)
Then make me miss you (Potem spraw, abym za tobą tęsknił)
So wash your face away with dirt (Zmyj twarz błotem)
It don't feel good until it hurts (Nie będzie dobrze dopóki nie zaboli)
So take this world and shake it (Weź ten świat i wstrząśnij nim)
Come squeeze and suck the day (Z każdego dnia wyciśnij co się da)
Bleed the day and break the rule (Wykrwaw dzień i łam zasady)
Live, win, dare, fail (Żyj, wygrywaj, ryzykuj, przegrywaj)
Eat the dirt and bite the nail (Łykaj brud, okiełznaj pazur)
Then make me miss you (Potem spraw, abym za tobą tęsknił)
So wash your face away with dirt (Zmyj twarz błotem)
It don't feel good until it hurts (Nie będzie dobrze dopóki nie zaboli)
So take this world and shake it (Weź ten świat i wstrząśnij nim)
Come squeeze and suck the day (Z każdego dnia wyciśnij co się da)
Come carpe diem, baby (chwytaj dzień, kochanie)
Pisanie drugiej zwrotki zajęło mi około 10 minut. Brzmiała ona:
Sink teeth, all mine (Zatop zęby, wszystkie moje)
Stoke fire, break neck (Rozpal ogień, złam szyję)
Suffer through this, cheat on death (Cierp przez to, oczekuj śmierci)
Hug the curve, lose the time (Przygarnij wygięcie, strać przez to czas)
Tear the map and shoot the sign (Podrzyj mapę, zniszcz znak)
Stoke fire, break neck (Rozpal ogień, złam szyję)
Suffer through this, cheat on death (Cierp przez to, oczekuj śmierci)
Hug the curve, lose the time (Przygarnij wygięcie, strać przez to czas)
Tear the map and shoot the sign (Podrzyj mapę, zniszcz znak)
- Dalej możecie śpiewać to co już macie i powinno wyjść logicznie. Powiedziałam.
- Dobra jesteś! Lys! Musisz Ją częściej przyprowadzać.
- Wiem- odpowiedział Lysander szeroko się uśmiechając.
I tak o to próba trwała dalej bez zbędnych konfliktów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)